Ciąży nie wspominałam dobrze. Odkąd dowiedziałam się, że była zagrożona, nie mogłam funkcjonować normalnie. Ciągle się bałam, że robiłam coś źle, że stracę moje dziecko. Mama próbowała mnie uspokajać za każdym razem, ale to nic nie dawało. Czasami sprawiało nawet, że denerwowałam się bardziej. Jednak cieszyłam się, że starała się być blisko. Rodzice nie zostawiali mnie samej. Dzięki temu nie musiałam się obawiać, co zrobię, gdy poczuję się nagle gorzej. Kontrolowali sytuację.
Ostatni miesiąc ciąży przeleżałam w szpitalu. Nie miałam pewności, czy moje dziecko przeżyje, a jedyne co mogłam zrobić, żeby mu pomóc to leżeć całymi dniami. Naprawdę w tamtej chwili wolałabym się dowiedzieć, że moja córeczka była chora, ale będzie żyć. Zniosłabym to lepiej. Byłoby ciężko, ale przecież przeszłaby przez potrzebne leczenia. Starałam się nie myśleć o porodzie. Rodzice często mnie odwiedzali. Bardzo mnie wspierali. Byli zawsze, gdy ich potrzebowałam. W końcu doceniłam, że miałam wspaniałych rodziców i że zależało im na moim szczęściu. Nie wiedziałam, czemu kiedyś myślałam, że było inaczej.
Dużo rozmawiałam z Louisą. Opowiadała o swoich synach, których urodziła dwa miesiące temu. O byciu matką. Starałam się nie myśleć, że mogłam tego nie doświadczyć. Cieszyłam się z nią. Gdy powiedziałam o swoich problemach, odwiedziła mnie następnego dnia. Zaskoczyła mnie. Nigdy nie miałam przyjaciółki z prawdziwego zdarzenia, Louisa była chyba pierwszą.
Pielęgniarki na szczęście były dla mnie bardzo miłe i wyrozumiałe. Opowiadały, że takie przypadki jak mój się zdarzały i dzieci rodziły się zdrowe. Podtrzymywało mnie to na duchu. Ponieważ te kobiety przez kilka lat swojej pracy wiele widziały i chyba wiedziały, co mówiły. Wybrałam dobry szpital. Myślałam, że skoro moja ciąża była zagrożona, to poród będzie koszmarem. Martwiłam się o moje maleństwo. Tydzień przed porodem okazało się, że stan mojej córeczki był na tyle doby, że mogłam rodzić naturalnie. Bałam się. Cholernie się bałam. Moja lekarka obiecała, że od razu, gdy zauważy coś niepokojącego, zaczniemy cesarkę. Zgodziłam się. Musiałam. Lepiej ode mnie w tamtej chwili wiedziała, jak zadbać o moje dziecko.
I tak piętnastego maja na świat przyszła Nita Fortman. Moja maleńka córeczka. Największe szczęście. Popłakałam się, słysząc jej krzyk. To oznaczało, że nic jej nie było. W końcu mogłam odetchnąć z ulgą. Nawet jeśli moje życie właśnie zmieniło się raz na zawsze, byłam szczęśliwa. Niezależnie, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zawalczę ze względu na córeczkę. Gdy tylko dostałam ją w swoje ramiona, nie mogłam powstrzymać łez, które kapały na jej cudowną twarzyczkę. Ocierałam je, patrząc, jak maleństwo marszczyło nosek. Była cudowna. Idealna. Pomyślałam o jej ojcu. Powinien ją zobaczyć. Teraz. Odebrałam mu tę chwilę. Zachowałam się samolubnie. Stworzyliśmy piękną córeczkę. Dał mi najpiękniejszą rzecz, część siebie. Płakałam, żałując, że pozwoliłam, żeby nie było go przy nas. Odsunęłam go od własnego dziecka, a przecież ta mała istotka potrzebowała ojca tak samo, jak mnie.
– Naprawię to, skarbie. - Pocałowałam ją w nosek.
Postaram się. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Zrobię to dla córeczki. I wcale nie liczyłam, że Matthew mi wybaczy. Bałam się tylko, że nie przejmie się wiadomością o dziecku. Mógłby nie chcieć poznać tej ślicznotki? Właśnie ta myśl sprawiała, że do tej pory nie potrafiłam się zebrać i poinformować go o ciąży. Bałam się też, że się wyprze. Stwierdzi, że chciałam wrobić go w dziecko.
– Zabieram małą na resztę badań. - Lekarka stanęła przede mną. – Później będzie cała twoja.
– Dobrze. - Niechętnie ją oddałam.
Wiedziałam, że musieli ją zbadać, ale świetnym uczuciem było trzymać maleństwo w ramionach.
Zadzwoniłam do mamy, która czekała na wiadomość. Chciała czuwać w szpitalu, ale odesłałam ją do domu, grożąc, że się obrażę. Nie mogłam jej pozwolić, żeby siedziała w poczekalni kilka godzin. Potrzebowała odpocząć. Ostatnio siedziała w szpitalu ze mną codziennie. Sprawiła, że bałam się nieco mniej.
– Twoja wnuczka jest już nami.
– Tommy, słyszysz?! – krzyczała do taty, na co się zaśmiałam. – Wnuczka ci się urodziła!
Mimo że byłam wykończona porodem, gdy tylko przewieźli do sali Nitę, nie mogłam oderwać od niej wzroku. Była taka malutka. Kruszynka moja. Gdyby nie to, że spała, od razu wzięłabym ją na ręce, ale nie chciałam zakłócać snu mojemu dziecku.
Porozmawiamy, gdy będę w Evanston? Potrzebuję jednej rozmowy.
Wysalałam tę wiadomość do Matta. Nie mogłam dłużej udawać, że postąpiłam dobrze. Nie zasłużył na to. Niezależnie od tego, jak zareaguje, musiał wiedzieć o dziecku.
– Gdzie ona jest? - Usłyszałam głos mamy.
O nie. Zerknęła do łóżeczka. Nita jeszcze spała i chciałam, żeby obudziła się sama, a nie z powodu hałasów.
– Cicho. Obudzisz ją. - Uśmiechnęłam się.
Nie chciałam, żeby była niewyspana. Nie wiedziałam, jak zareaguje, a nie byłam gotowa na jej wybuch płaczu. Bałam się, że mogłabym nad tym nie zapanować.
Tata podszedł do łóżeczka i przyglądał się wnuczce z uśmiechem. W końcu się doczekał. Miałam nadzieję, że tak samo będzie się cieszył, gdy będzie musiał się nią czasami zaopiekować pod moją nieobecność.
– Nie jest do ciebie podobna – komentowała mama.
Też tak pomyślałam.
– Do ojca chyba też nie. - Przyjrzałam się córeczce.
Nie wiedziałam, jak Fortman wyglądał, gdy był młodszy, ale teraz nie było widać podobieństwa.
– Powiesz mu? - Spojrzała na mnie.
Przynajmniej przestała wypytywać, kto nim był. Nie zamierzałam jej tego mówić, dopóki on nie zdecyduje, że chciał być obecny w życiu córki.
– Kiedyś tak.
Na razie poczekam na odpowiedź Matta. Wtedy ustalimy, kiedy się spotkamy i wyjaśnię mu wszystko. Czas dorosnąć i przestać uciekać.
– Ale wiesz, że będziemy ją cały czas kochać tak samo? – odezwał się tata. – Niezależnie czy ten dupek będzie chciał ją poznać.
Dla taty nie było ważne, kto był ojcem mojego dziecka. Zapewnił mnie, że to niczego nie zmieni. Poza tym, że gdyby wiedział, to mógłby mu, chociaż skopać tyłek za to, jak mnie potraktował. Jednak to nie on zasłużył, żeby go skopać. Być może, gdybym nie uciekła... Nie chciałam myśleć, jak wtedy wszystko by się potoczyło. Nie umiałam zaakceptować, że Matt miał rodzinę i musiałabym się nim dzielić.
– Dziękuję. - Uśmiechnęłam się, spoglądając na córeczkę, która właśnie się obudziła.

CZYTASZ
Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]
RomansaNie miałam wyrzutów sumienia, że wpakowałam się do łóżka żonatemu facetowi. Raczej on powinien je mieć, bo zdradził kobietę, której przed Bogiem przysięgał wierność. Ja nikomu nic nie obiecywałam. Dlatego zniknęłam z jego życia, by nie komplikować b...