83.

5.1K 209 30
                                    

Siedziałam w kuchni z Louisą i Mattem, gdy przyszła do nas Amanda. Widać ona też nie miała co ze sobą zrobić od rana. Albo jak ja, potrzebowała dużej dawki kofeiny, żeby przetrwać ten dzień.

– Mogę was o coś zapytać? - Spojrzała na mnie i Fortmana. – Nie chcę być wścibska.

Już chyba nawet wiedziałam o co. Po świątecznej przerwie przestaliśmy się ukrywać. Matt nie chciał dłużej udawać, że nic nas nie łączyło. Nie ogłosiliśmy tego. Bez przesady. Poza tym chciałam, żeby inni myśleli, że to się dopiero zaczęło, a nie trwało od kilku lat. Chociaż, gdy dowiedzą się, że Nita była córką Matta, nic już nie będzie miało znaczenia.

– Jasne. - Uśmiechnęłam się.

– Jesteście razem, prawda? To widać i tak się zastanawiałam...

–Tak – przerwał jej – jesteśmy razem.

– Ale nie mów na razie nikomu.

Niech nadal snują swoje domysły. Nie czułam się zobowiązana informować nikogo o zmianach w swoim życiu prywatnym.

– Wiedziałaś? - Zdziwiona spojrzała na Louise.

Przed nią niczego nie dało się ukryć. Byłam pewna, że doskonale wiedziała, że miałam romans z Mattem. Po prostu chciała, żebym sama się do tego przyznała.

– Pewnie. Domyśliłam się trochę wcześniej, ale spędzam z nimi czas poza pracą.

Gdybym wiedziała, że mogłam zaufać Amandzie, pewnie dowiedziałaby się wcześniej. Jednak blondynka czasami za dużo gadała i mogłaby niechcący coś wypaplać.

– Czemu nic nie powiedziałaś?

Nie sądziłam, że moje życie prywatne było tak ciekawe, żeby opowiadać o nim wszystkim.

– Zabronili mi. - Wzruszyła ramionami.

– To teraz mamy pierwszą parę w kancelarii. - Zaśmiała się.

Jakoś mnie to nie cieszyło.

– Pierwsza była Ashley ze swoim mężem – odezwał się Matt. – Dawno temu. Pracował tutaj przez rok. Później otworzyli oddział w Chicago i tam został.

Miałam okazję poznać Chrisa. Fajny z niego facet i miałam wrażenie, że był mniej wymagający niż Ashley. Nie układał grafików ani nie robił cotygodniowych spotkań dla pracowników. Rozdzielanie pracy zostawiał na ich głowie. Dla niego liczyły się tylko statystyki i wyniki pracy. Jeżeli były kiepskie, przeprowadzał rozmowy z poszczególnymi osobami. Podobno niektóre z nich kończyły się zwolnieniem. Nie wiedziałam ile w tym prawdy.

– Zobacz, co was czeka – skomentowała Lou. – Które się przeniesie?

– Pewnie ja. - Wzruszyłam ramionami.

Matt pracował w kancelarii już kilka lat, poza tym od niedawna był wspólnikiem Stone. Nie pozwoli mu odejść z kancelarii. Miałam szansę zostać na stałe w oddziale w Chicago, ale nie chciałam. O wiele lepiej czułam się tutaj. W Evanston miałam przyjaciół i Matta.

– A czemu ktoś ma zmieniać robotę? - Spojrzał na nią zaciekawiony. – A może otworzymy własną kancelarię. Chcesz w niej pracować?

Fortman ze swoim doświadczeniem mógłby zdobyć wielu klientów.

– W życiu. - Zaśmiała się. – Byłby to czysty wyzysk z waszej strony.

– Może w końcu byś coś w życiu osiągnęła. - Roześmiał się.

Lubiłam ich sprzeczki. Lou często mu przygadywała, ale nigdy nie brał tego na poważnie. Dlatego to ją wkurzało.

Po śniadaniu poszłam do praktykantek, bo czekała tam na mnie Ashley. Jako że jedyna nie narzekałam, pomagając praktykantom, zostałam przydzielona im jako opiekun. Do mnie będą przychodzić z każdym pytaniem i nie będą musieli zawracać głowy Johnemu, który i tak by im nie pomógł. Na pewno, gdy on zaczynał pracę w zawodzie, nikogo nie musiał o nic pytać. Zawsze wszystko wiedział najlepiej i tak mu pozostało.

– Jestem.

– Hej. - Przywitała mnie zadowolona Patricia.

Miałyśmy okazję poznać się wcześniej poza kancelarią.

– Pokażesz dziewczynom, jak piszemy pozwy rozwodowe. Mamy ich sporo i ktoś musi nam pomóc.

– Dobra.

Zajęłam swoje dawne miejsce, które cały czas było wolne. W tym roku mieliśmy tylko trójkę praktykantów. Ashley zdecydowała się na ich przyjęcie również poza sezonem letnim.

– To nie jest trudne. Po prostu jednym wychodzi lepiej drugim gorzej.

– Tobie oczywiście lepiej. - Uśmiechnęła się Patricia.

Nie zawsze. Starałam się nikogo nie faworyzować, ale zauważyłam, że tylko ona była zainteresowana moją pomocą.

– Nie podlizuj się.

– No co? Widziałam pozwy Johnego.

Nie wiedziałam jakim cudem wygrywał sprawy. Może dlatego, że wybierał sobie klientów, których łatwiej bronić. Albo na sali sądowej był inny niż w naszym towarzystwie i pisma, które pisał, nie miały znaczenia.

– Czasami ktoś je poprawia. - Zaśmiałam się.

Pisałyśmy z Louisą za niego kilka pozwów, odkąd tu przyszłyśmy. Przestałam, kiedy za bardzo zaczął się czepiać o każde pismo. Dziwiło mnie, że Louisa z nim wytrzymywała i nadal czasami coś dla niego pisze.

– Louisa już ci uświadomiła, jak wygląda praca z Johnem? - Zerknęłam na nią.

– Z nim? – prychnęła. – Chyba za niego.

Odkąd weszłam do sali, Hannah nie odezwała się słowem. Chyba próbowała mnie ignorować. Miałam wrażenie, że za mną nie przepadała. Tylko nie wiedziałam, czemu. Nic złego jej nie zrobiłam.

– Tu jesteś. - Matt.

On chyba naprawdę nie miał co ze sobą zrobić. Chętnie oddałabym mu kilka akt, które piętrzyły się na moim biurku. Albo odeślę go do sądu.

– Przecież ci nie zginie. - Megan przewróciła oczami.

Właśnie. Chyba że szukał mnie w związku z pracą, a nie dla towarzystwa.

– Zabawna jesteś.

– Ty też.

Na początku miała problem z mówieniem mu po imieniu. W końcu zaczął ją ignorować i odzywał się, dopiero gdy słyszał swoje imię. Matt tylko sprawiał wrażenie poważnego i złego, dlatego niektórzy się go bali. Poza tym często przychodził do pokoju praktykantów i nie odzywał się słowem. Tak jakby sprawdzał, czy byli i pracowali. Po prostu nie miał czasami co ze sobą zrobić i szukał sobie zajęcia, mając nadzieję, że akurat u praktykantów znajdzie sobie robotę.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz