SZEŚĆ

64 11 7
                                    

Zabrakło mi tchu. Oderwałam usta od Yoongiego i spojrzałam na niego.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo chciałem.
Skinęłam głową, no tak...on chciał, cholera. Nie mógł tego wszystkiego skomplikować jeszcze bardziej? Spojrzałam na zaciskany w ręce telefon. Szybka w drobny mak, znów łzy napłynęły mi do oczu. Nie, nie będę ryczała, wystarczy tego mazgajstwa. Wziełam głęboki oddech i dopiero wtedy znów podniosłam na niego wzrok. Wpatrywał się we mnie chwilę po czym przyciągnął do siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu i tak staliśmy dopóki nie dotarły do nas gwizdy i wiwaty bandy stojącej na balkonie. 
- Wracamy?
- No w sumie trzeba, mam tam swój plecak i sweter. Chociaż, powinniśmy porozmawiać o tym wszystkim.
- Ok, ale teraz chodźmy, posiedzimy z nimi jeszcze godzinkę i potem odprowadzę Cię do domu, będziemy mieli dużo czasu na rozmowę.
Yoongi cały czas trzymał mnie za rękę, jakby się bał, że gdy mnie puści to ucieknę. Przeszło mi to przez myśl, ale nic by to nie dało. Odsunęłabym tylko w czasie rozmowę, którą musimy odbyć. 
Tak wiwatowali a gdy weszliśmy tylko Tae przyszedł nam pogratulować. Pytanie czy ma czego? Spojrzałam niepewnie na Yoongiego a on w odpowiedzi przyciągnął mnie bliżej do siebie. To było w pewien sposób miłe, ale budziło też we mnie złe wspomnienia. Pomyślałam, że teraz nic nie powiem. Wytrzymam jeszcze godzinę, będziemy rozmawiać po drodze, może nawet gdzieś usiądziemy, tym razem od razu wytyczę granice, nawet jeśli mnie też będzie to bolało. Wolę krzywdzić sama siebie niż pozwolić komukolwiek znów to zrobić. 
Siedzieliśmy jeszcze do północy, gdy chłopcy stwierdzili, że pora iść do klubu. Zdaje się, że oboje nie przepadamy za takimi rozrywkami bo bez ceregieli urwaliśmy się naszej bandzie. Nikt nie protestował, tylko Hobi stwierdził, że następnym razem się nie wymigamy. Szliśmy powoli nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Miło było iść tak bez słowa, nocą, czując, że jest przy mnie ktoś...ktoś. Właśnie, muszę sprecyzować kim jest ten KTOŚ. Czego oczekuję, czego nie, czy to wogóle ma sens?
- Yoongi, usiądźmy gdzieś, albo nie, pośpieszmy się, zrobię nam w domu herbatę i będziemy mogli spokojnie...- nie dokończyłam, bo zatkał mi usta kolejnym pocałunkiem. I znów nam przerwano, chyba jakaś klątwa. Tym razem dwaj zawiani młodzieńcy szukający ognia. Nadal udawałam, że nie znam Koreańskiego, ale zrozumiałam, że jednak nie o ogień im chodzi, tylko o mnie. Yoongi ma spadać i zostawić im łup? Nie cały sens do mnie dotarł, ale przeraziłam się, gdy zostałam odepchnięta na bok a Min zaczął się z nimi przepychać. Jestem bardzo spokojna, ale do czasu. Nie pozwolę nigdy więcej na żadną formę przemocy wobec siebie. ŻADNĄ. W momencie gdy Yoongi dostał w nos wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam i ruszyłam na odsiecz. Element zaskoczenia zadziałał. Spacyfikowaliśmy ich tak, że uciekali jak poparzeni. Szkoda tylko, że mój rycerz wyglądał fatalnie, na szczęście zostały nam do pokonania dwie przecznice.
W domu najpierw zabrałam go do łazienki. Posadziłam na sedesie i wzięłam apteczkę. Dobrze, że jestem panikarą i mam ją zaopatrzoną niemal we wszystko, bo okazało się, że Yoongi ma rozciętą brew. Grzeczny pacjent siedział spokojnie gdy mu przemywałam skaleczenie i zakładałam plaster zastępujący szew. Nadal siedział gdy odłożyłam apteczkę, pociągnął mnie tak, że wylądowałam mu na kolanach. Wtuliłam się w jego ramię, i zaczęłam mówić.
- Yoongi, ja nie rozumiem tego co czuję, nie powinnam, my nie powinniśmy. To nie ma szans. Żadnych. Ja przecież za dziewięć miesięcy wracam do Polski. Twoje miejsce jest tutaj.
Znów nie miałam szans dokończyć, przerwał kładąc mi palce na ustach.
- Poczekaj, posiedźmy tak chwilę.
- Ale tutaj? W łazience? Chodźmy do pokoju.
- Nie, tutaj. Dobrze mi tutaj. Gdy przemywałaś mi to skaleczenie i naklejałaś plaster...zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś?
- Ja? Co zrobiłam? Założyłam ci opatrunek i tyle.
- Tak i co jeszcze?- zmarszczyłam brwi, o co może mu chodzić?
- Nie wiem o co Ci chodzi.- musiałam wyglądać zabawnie, bo wybuchł śmiechem a ja miałam ochotę go udusić.
- Byłaś tak pochłonięta tym co robisz, że chyba sama tego nie zauważyłaś. Podmuchałaś mi na brew i pocałowałaś ją.
-Niee – jęknęłam – zawsze jak "naprawaiałam"siostry tak im robilam, podmuchać i pocałować. Mniej boli i szybciej się goi. Przepraszam, to pewnie już odruch bezwarunkowy, faktycznie nawet nie zauważyłam, że to zrobiłam.
- To było miłe, podobało mi się. Może powinienem częściej wpadać na podejrzanych typków.
- Może lepiej nie? Chodź do pokoju, zrobię herbatę, pić mi się  chce i tam będzie wygodniej bo trochę jednak niewygodnie w tej łazience.
Nie zrobiłam herbaty, przy sofie stała woda, więc Yongi opadając na kanapę pociągnął mnie za sobą i nie chciał puścić, bo stwierdził, że jak mnie puści to mu ucieknę.  Ale niby gdzie miałabym uciec? Przecież jesteśmy u mnie. Nie ważne. Było mi wygodnie gdy przyciągnął mnie do siebie, oparłam się niego. Chyba chciałam coś powiedzieć, ale nagle zrobiłam się okropnie śpiąca, a gdy zaczął mnie głaskać po prostu odleciałam. Nie wiem która była godzina gdy się ocknełam w swoim łóżku, mając go u boku. Najpierw zesztywniałam, ale gdy zauważyłam,że oboje jesteśmy w pełnym rynsztunku pomyślałam, że to miłe, że chciało mu się mnie taszczyć do łóżka. Wstałam cicho, żeby go nie obudzić, zabrałam Melanię-moją owieczkę, koc, dres i wyszłam do salonu. Poszłam najpierw pod prysznic. Gdy wskoczyłam w luźny dres usiadłam na kanapie w salonie z melanią w ramionach opatulona kocem. Spojrzałam na budzik 4 nad ranem. Melania patrzyła na mnie swoimi paciorkowatymi oczkami.
- No widzisz, przyplątał się taki Yoongi, namieszał mi w głowie. Pocałował mnie dziś, nie to już wczoraj, a może dzisiaj skoro było po północy. Sama już nie wiem. I co ja mam teraz robić? No tak, nie odpowiesz mi, w końcu jesteś tylko moją owieczką do przytulania w nocy. A ja naprawdę nie wiem co mam robić. On mi się podoba, bardzo, powoduje, że serce bije mi mocniej, było mi tak miło gdy mnie przytulił, gdy pocałował prawie odfrunęłam..ale to nielogiczne. Nie mogę go ze sobą wiązać, przecież nie zostanę tu na zawsze. Nie patrz na mnie z takim wyrzutem, wiem, że to głupie, że rozmawiam z przytulanką, ale z kim mam porozmawiać?
Drgnęłam, gdy usłyszałam szmer. Obróciam się, stał oparty o drzwi i przyglądał mi się.
- Jak długo tam stoisz?
- Nie wiem, jakieś pięć, może dziesięć minut. Obudziłem się i nie było Cię obok ale usłyszałem szum wody, więc pomyślałem, że poszłaś się umyć. Miałem rację. Czekałem aż wrócisz, ale nie przyszłaś, potem usłyszałem że z kimś rozmawiasz, zaintrygowało mnie to , więc wyszedłem i zobaczyłem, że rozmawiasz z owieczką. Wyglądałaś tak uroczo, że nie chciałem Ci przeszkadzać, właśnie chciałem wrócić do pokoju ale się odwróciłaś.
To jeszcze zrobiłam z siebie na dodatek kretynkę. Pięknie, wariatka gadająca do pluszaków. Tylko tego mi było trzeba. Usiadł obok mnie, znowu.
-Nie wiem co mówiłaś tej uroczej przytulance, bo nie znam twojego języka, ale domyślam się, że to było coś w stylu "nie powinnam się tu z nikim wiązać, przecież wracam", tak? Coś takiego? - mogłam tylko przytaknąć
- Nie rób tego, proszę. Daj nam szansę, może nie będzie to związek na całe życie. Uwierz mi, ja też jestem skołowany. Przyjeżdża  jakaś dziewczyna. Przyjeżdża i odkąd weszła do naszego biura robi mi wodę z mózgu. Nie potrafię przestać o tobie myśleć, a odkąd cię pocałowałem chcę robić to częściej.
I zanim zdążyłam zareagować znowu mnie pocałował. Nie, tak być nie może. Oderwałam się od niego tylko po to by stwierdzić, że wcale nie mam na to ochoty, więc to ja przejęłam inicjatywę. Usiadłam na nim okrakiem i oblizałam usta patrząc mu w oczy po czym wypiłam się w niego. Raczej nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Czyżby tutejsze dziewczyny były bierne? Cóż, zaczął się budzić mój wewnętrzny demonek. Oj Yoongi, ty nawet nie wiesz co mogę ci zafundować. Jeszcze nie dzisiaj, jeszcze trochę cię podrażnię mój śnieżny książę. W momencie gdy jego dłonie, które do tej pory bezpiecznie błądziły w okolicy mojej talii, zaczęły zataczać kręgi coraz wyżej zbliżając się w okolice piersi, poderwałam się i uciekłam do sypialni. Mam nadzieję, że załapie i przyjdzie za mną. Załapał, i postanowił, że chyba woli przejąć dowodzenie ale okrutnie ziewnęłam gdy ściągałam z niego koszulkę. Nastąpiła nagła przemiana z dominującego samca w troskliwego najlepszego przyjaciela. 
-Kate, padasz na nos ze zmęczenia. Idziemy spać- zawyrokował a ja mogłam jedynie przytaknąć bo zdążył nas opatulić kołdrą. Miał rację,mimo ekscytacji bardzo chciałam spać. Grzecznie przytaknęłam i wtuliłam się w niego. Zanim zasnęłam poczułam jeszcze jego usta na czole. 

Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz