TRZYDZIEŚCI DWA

36 7 9
                                    

          HOSEOK 

Wszystko było źle, bardzo źle. Wiedziałem, że zranię Tae, wiedziałem a jednak nie mogłem przeciwstawić się rodzicom. Na każdym kroku podkreślali, że gdyby nie ich wspaniałomyślność nie miałbym na jeonsae. Dobra miejmy to już za sobą, czyste dżinsy, świeża koszulka, dżinsowa kurtka i walenie w drzwi. Dziwne, nikogo się nie spodziewałem. Przeżyłem szok gdy na progu zobaczyłem elegancko ubranych rodziców.
-Umh...cześć mamo, cześć tato.
-Tak witasz rodziców? Tego cię uczyliśmy? Gdzie twój szacunek do starszych? Nie zapominaj, że gdyby nie my to nie miałbyś tego mieszkania. W ogóle, dlaczego nie jesteś jeszcze gotowy? Przecież nie pójdziesz w tych łachach na randkę z porządną dziewczyną.
-Ale tato…
-Żadnego ale, widzisz moja droga, mówiłem, żebyśmy tu przyjechali bo wstydu by nam narobił przed Kimami.
Mama tylko uśmiechnęła się z rezygnacją, a gdy ojciec nie patrzył puściła mi oczko. Odkąd pamiętam zawsze tak było, ojciec domowy dyktator i cicha matka, która mimo wszystko potrafiła sobie z nim poradzić i jednocześnie wspierać mnie w moich marzeniach. Czy mógłbym mieć w niej sprzymierzeńca? To co usłyszałem spowodowało, że porzuciłem tę myśl, mama przecież nigdy mu się nie przeciwstawiła.
-Tak, mówiłeś, i jak zwykle miałeś rację, dobrze że wzięłam garnitur.
Dopiero teraz spostrzegłem, że mama trzyma pokrowiec na ubrania. Popatrzyłem na nią a ona z uśmiechem mi go podała.
-No już, pędź się przebrać, bo się spóźnimy. Koszulę jakąś chyba masz?
-T..tak, ale czarną.
-Nie szkodzi, może być czarna, wydasz się jej bardziej tajemniczy. 
Skołowany poszedłem się przebrać, “spóźnimy się”? To oni też tam będą? Może jednak nie, może po prostu też postanowili gdzieś razem wyjść. Niestety nie, to jakiś koszmar, oni naprawdę zamierzają być z nami przez całą randkę. Gdy dotarliśmy do restauracji czekali na nas już państwo Kim z córką. Przecież  ja ją znam, to ta pielęgniarka ze szpitala. Puściła mi oczko i bezgłośnie szepnęła “mam plan” ciekawe o co chodzi. Zacząłem przeglądać kartę dań, mimo, że patrzyłem na nazwy nie miałem zielonego pojęcia co to za potrawy.
-Jak to nie? Co wy sobie wyobrażacie, zabieracie mnie na randkę, na którą nie mam ochoty i na dodatek do restauracji, w której menu nie ma nic wegańskiego? Naprawdę tak trudno wam zapamiętać, że jestem weganką? 
Podniosłem wzrok, panna Kim Yongsun właśnie robiła awanturę swoim rodzicom. Mój ojciec siedział i widziałem, że tylko żyłka na szyi niebezpiecznie mu się napina, jeszcze chwila i zacznie krzyczeć. Tylko nie to. 
-Bardzo państwa przepraszam, moi rodzice bywają niekompetentni. Przenosimy się z Hoseokiem do restauracji, w której serwują kuchnię wegańską, a wam życzymy smacznego.
Pośpiesznie za nią wyszedłem, tylko przeprosiłem rodziców.
-Hej, poczekaj, nie będę biegł za Tobą przecież.
-Przydałoby się, bo ci durnie też zaraz zaczną nas gonić.
Ledwo to powiedziała, usłyszałem okrzyki, żebyśmy zaczekali. I tyle by było z naszych planów ucieczki od nich. Yongsun wsunęła mi rękę pod ramię i zdążyła powiedzieć “Nic się nie martw, będzie zabawnie” gdy dogonili nas rodzice. Od razu zasypali ją pytaniami, dokąd idziemy, na co dziewczyna ze złością odpowiedziała, że niedaleko jest mała restauracja, w której często jada i właśnie tam idziemy. Faktycznie, przeszliśmy jakieś trzysta metrów, zatrzymaliśmy się przed drzwiami knajpki bardziej niż restauracji, spojrzałem krytycznie na to jak wyglądamy, na pewno będziemy się wyróżniać w środku, ja cały w czerni, Yongsun w beżowej sukience udającej marynarkę i nasi eleganccy rodzice. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz