DWANAŚCIE

65 9 11
                                    

Byłam w moim parku, szłam doskonale mi znaną boczną alejką, która prowadzi na sporą polanę. Lubię to miejsce, bardzo rzadko ktoś tam zagląda, dlatego często biorę koc, kanapki, coś do picia i rozkładam się z książką. Tym razem po drugiej stronie ktoś stał tyłem do mnie, Yoongi. Odwrócił się, ale jakby mnie nie widział. Pomachałam mu i dopiero wtedy mnie zauważył. Jednak stał nieruchomo, zdenerwowało mnie to, przecież nie będę szła do niego, gdy on nie wykazuje żadnych oznak zainteresowania. Jednak gdy weszłam na polanę on zrobił to samo. Szliśmy do siebie uśmiechając się i gdy dzieliły nas jakieś dwa metry, już prawie mogliśmy chwycić się za ręce. Nagle żadne z nas nie było w stanie wykonać kroku. Spojrzałam na ziemię i okazało się że nie stoimy w trawie. Zamiast tego z podłoża wyrastały dłonie, które trzymały nas w miejscu. Spojrzałam na niego, był zmieszany, zły, rozczarowany. Zaczął coś mówić, ale nie słyszałam tego co mówi, poruszał ustami, lecz żaden dźwięk nie dolatywał do moich uszu. Chciałam mu to powiedzieć, lecz nie byłam w stanie wydać żadnego dźwięku. Zaczęłam masować sobie gardło, żeby głos wrócił. Nic to nie dało, Yoongi przerażony wpatrywał się w coś za mną. Wiedziałam, że to coś okropnego ale nie byłam w stanie nic zrobić. Mogłam jedynie wyciągnąć do niego ręce, nasze palce niemal się ze sobą stykały. Czułam, że jeśli spleciemy dłonie to zagrożenie minie. Nagle zrobiło się ciemno, absolutnie ciemno, niczego nie widziałam, nawet końca swojej ręki wyciągniętej w stronę Yoongiego. Wrócił mi cień głosu, Szeptałam jego imię jak mantrę. Nagły błysk sprawił, że oślepłam, zasłoniłam oczy rękami jednak mimo to blask nadal się w nie wlewał powodując okropny ból. Stałam jak posąg, czująca coraz większy strach, lecz niezdolna do wykonania jakiegokolwiek gestu. Coś się zbliżało, coś co nie miało dobrych zamiarów a ja stałam płacząc i przyzywając Yoongiego. W ułamku sekundy coś się zmieniło. Kucałam zasłaniając twarz ale czułam się bezpiecznie, bo Yoongi trzymał mnie w uścisku. Wtuliłam się w niego, lecz trafiłam na coś mokrego. Gdy podniosłam wzrok napotkałam jego mętny wzrok i zakrwawioną głowę. Obudziłam się zlana potem, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Spojrzałam na budzik. Dochodziła piąta, w sumie i tak za chwilę musiałabym wstać. Poczłapałam do łazienki, mam nadzieję, że gorący prysznic mnie pobudzi, tak wiem, większość ludzi pobudza chłodny prysznic, ale nie mnie. Spojrzałam na siebie w lustrze, cienie pod oczami wyraźnie pokazywały, że nie wyspałam się tej nocy. Cóż pięć godzin to jednak trochę mało. Dziś pójdę spać wcześniej, pora wrócić do życia. W kuchni zastałam uśmiechniętego Seokjina, który właśnie wlewał kawę do kubków. 
- Nie patrz takim błędnym wzrokiem, wstałem chwilę przed tobą. Zły sen?
Kiwnęłam głową, przyjmując z wdzięcznością kubek pełen mojego ulubionego napoju, i z lubością wzięłam łyk. Jin patrzył wyczekująco, jakby chciał poznać mój sen. Wzruszyłam ramionami.
- Sen jak sen, to tylko odzwierciedlenie moich lęków spychanych do podświadomości.
-Bardzo racjonalnie do tego podchodzisz.
-Niemal rok budziłam się z krzykiem po kilka razy w ciągu nocy, gdybym na terapii nie nauczyła się tego racjonalizować to bym chyba trafiła do zakładu zamkniętego.
-No tak – zmieszał się- przecież ty...
-Nie przejmuj się, dzięki temu, poznałam dogłębnie swoje lęki, nie powiem,  że to najprzyjemniejszy sposób samokształcenia, ale ma pewne zalety. Myślisz, że zdążymy choć na 10 minut wstąpić do szpitala? Tylko się z nim przywitam. 
Spojrzał na zegarek, zmarszczył brwi zastanawiając się i twierdząco skinął głową.
-Jesteś najlepszy Oppa, wiesz?
Cmoknęłam go w policzek, odstawiłam kubek do zlewu i poleciałam do pokoju po plecaczek. Gdy wracałam usłyszałam jak mamrocze coś do siebie o nieznośnej siostrze…drugiej siostrze, mnożą mi się ci bracia tutaj w zastraszającym tempie. Wizyta w szpitalu faktycznie trwała około dziesięć minut, ledwie zdążyłam powiedzieć Yoongiemu dzień dobry i już musiałam się żegnać. Gdy całowałam go w czoło znów miałam wrażenie ruchu, coś ulotnego jak trzepot motylich skrzydeł. Ale nic się nie zmieniło. W pracy było dziwnie, dziewczyny z biura rachunkowego nigdy mnie nie lubiły, ale też nie były tak otwarcie wrogie. Dobrze, że za mną do kuchni przyszedł Hoseok, bo nie wiem jak by się to skończyło. Dziwnie mi się pracowało, podnosiłam wzrok, a jego nie było. Nie było wpatrzonych we mnie czekoladowych oczu Mina, nie było jego czasem krzywego uśmiechu. Gdy intensywnie nad czymś myślał wypychał językiem policzek, co wyglądało zabawnie. Zacisnęłam pięści by się nie rozkleić i wzięłam się do roboty. Praca zawsze była tym co pozwalało mi uciec od problemów, o ironio, najlepsze pomysły miałam gdy pracowałam w stresie. Sprawdziłam spis zadań, zdjęcia do reklamy placu zabaw, market budowlany, salon spa. Jest w czym wybierać, żaden nie był jeszcze zajęty. Po chwili oznaczyłam moim znacznikiem plac zabaw. Podobał mi się podział obowiązków panujący tutaj. Rano dostawaliśmy tabelę z zadaniami, każdy miał swój znacznik, którym sygnował interesującą go pracę i nią zajmował się w pierwszej kolejności. Owszem, czasem ktoś sprzątnął komuś sprzed nosa wyzwanie, ale koniec końców zawsze jakoś się dogadywali. Podszedł do mnie zaróżowiony Jimin. 
-Noona, czy możemy pójść z tobą na ten plac? Też chcieliśmy tam robić zdjęcia. 
-My? 
-No ja i Jungkook. 
Uśmiechnęłam się do niego, to taki człowiek, że nie można, no nie da się być dla niego niemiłym. 
-Jasne, ale każdy bierze swój aparat, po powrocie porównamy czyje zdjęcia będą lepsze. 
Puściłam mu oczko na co roześmiał się dźwięcznie jak dziecko, okręcił zręcznie i potruchtał w kierunku swojego towarzysza. Tae przyglądał mi się z zamyślonym wyrazem twarzy, speszył się nieco gdy zauważył, że na niego patrzę ale uśmiechnął się po chwili nieśmiało i spuścił głowę, jakby zawstydzony. Chyba czeka mnie pogawędka z "młodszym braciszkiem". Po pracy, przecież po pracy jadę do szpitala na godzinkę, może dwie. Nawet nie wiem kto będzie dziś moim aniołem stróżem. Moją uwagę przykuła ikonka wiadomości na wewnętrznej poczcie. Gdy w nią kliknęłam pojawił się animowany stworek przypominający serce na nogach… i z rączkami, w których trzymał kartkę z napisem "przeczytaj mnie". Rozejrzałam się podejrzliwie po pokoju, ale wszyscy byli dziwnie zajęci wpatrywaniem się w swoje komputery. Ok, kliknęłam w wiadomość i cały ekran wypełniły mi kolorowe baloniki unoszące się do góry i odsłaniający napis " Dobrze, że jesteś" Zaczęłam szybko mrugać oczami gdy zewsząd otoczyły mnie ramiona moich… przyjaciół. Najbliżej był Tae, którego uśmiech był jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie widziałam. 
-Podoba ci się mój kosmita? Specjalnie dla ciebie przyleciał ze swojej planety, żeby nie było ci smutno. Ale powiedziałem mu że masz już owieczkę, która dotrzymuje ci towarzystwa, więc zgodził się zamieszkać w twoim komputerze, żebyś nie była samotna w pracy, oczywiście jak hyung wróci to on odleci do siebie. 
Potarmosiłam jego czuprynę, niby dorosły młody mężczyzna, ale o czystym dziecięcym sercu i takim samym postrzeganiu świata. Mam nadzieję, że nikt go nie skrzywdzi. Popatrzyłam na nich i nagle przestraszyłam się. Nie miałam się tu emocjonalnie z nikim wiązać. Tymczasem nazywam ich przyjaciółmi i zdążyłam się do nich przywiązać jakbym znała ich od zawsze. Mało tego, pozwoliłam sobie zakochać się w jednym z nich, który próbując mnie ratować… zaczęło mi brakować tchu, wiedziałam, że zbliża się atak a nie chciałam ich straszyć, więc z rozmysłem rozmazałam sobie tusz. Hobi parsknął śmiechem i powiedział, że zamieniam się w misia pandę. Udałam, że nie rozumiem, gdy uświadomił mnie, że się rozmazałam chwyciłam plecak i pobiegłam do łazienki. Drżącymi dłońmi wyjęłam kasetkę z lekami. Wzięłam tabletkę którą popiłam wodą z kranu, po czym nabrałam lodowatej wody w dłonie i zanurzyłam w niej twarz. Chłód pomagał na chwilę, jednak musiało minąć kilka minut zanim rozpocznie się działanie. Osunęłam się po kafelkach na podłogę walcząc o każdy haust powietrza. W końcu zaczęło przechodzić, mogłam odetchnąć z ulgą i poprawić makijaż. Gdy wyszłam nieopodal drzwi stał Namjoon. 
-Już dobrze? - spytał z troską w głosie. No tak, musi wiedzieć od Seokjina. Obaj będą mnie wspierali w sądzie. Skinęłam głową. 
-Wiem, że teraz idziesz z młodymi robić jakieś zdjęcia, po pracy pojadę z tobą do szpitala. Muszę porozmawiać z tym lekarzem, Lee Taemin? 
-Tak, ale z tego co wiem komisarz Wang już spisał jego zeznania. Nie wniosły niczego do śledztwa poza wskazaniem na stan fizyczny w jakim zostaliśmy przyjęci. 
-Nie o to mi chodzi, niezupełnie. 
Znałam tą jego minę, wiedziałam, że niczego się nie dowiem dopóki sam nie zechce o tym opowiedzieć. Tylko jedna osoba była w stanie coś z niego wyciągnąć, a nie jestem Seokjinem, więc się poddałam. 
-W drodze do domu państwa Kim opowiem ci o tym, ale wiele zależy od tego co mi powie ten lekarz. 
Póki co muszę skupić się na swoich obowiązkach, weszłam do naszego biura, wzięłam z szafki aparat i chciałam pogonić moich towarzyszy, ale okazało się, że już stali przy drzwiach. Wyprawa do wielkiego, strzeżonego placu zabaw okazała się być strzałem w dziesiątkę. Nie było zbyt wiele osób, głównie babcie z wnukami. Każdemu tłumaczyliśmy, że jesteśmy z agencji i będziemy robić zdjęcia do folderu reklamującego to miejsce. Tylko jeden dziadek postanowił zabrać swoją wnuczkę, reszta wyraziła zgodę na ujęcie ich i pociech na zdjęciach. Umówiliśmy się, że nie będziemy sobie wchodzić w kadr, więc każdy poszedł w innym kierunku. Ogarniałam wzrokiem plac, jest naprawdę olbrzymi i ma tyle atrakcji, że te kilkanaścioro dzieci miało tu raj dla siebie. Moją uwagę przykuło maluchów na wielkiej nadmuchiwanej zjeżdżalni. Chłopczyk drobniejszy od swojej towarzyszki nie umiał sobie poradzić z wejściem, dziewczynka wchodziła pierwsza na stopień wyżej i pomagała mu podciągając go. Trwało to długo, jednak dzieci wydawały się bardzo ze sobą związane i całkiem uradowane z takiej formy zabawy, bo cały czas coś do siebie mówiły i śmiały się. Odszukałam wzrokiem ich opiekunkę, chyba matkę bo patrzyła na nich tym specjalnym wzrokiem dumnych rodzicielek. Podeszłam i spytałam czy mogę im zrobić zdjęcie. Niby wcześniej wszyscy wyrazili zgodę, ale jakoś nie potrafiłam bez potwierdzenia. Chętnie się zgodziła, tylko poprosiła o dane agencji, bo chciała wiedzieć gdzie ma szukać zdjęć swoich dzieci, w zamian obiecałam przesłać jej na maila wszystkie zrobione im dziś zdjęcia. Z ochotą zapisała mi swój adres a ja zabrałam się do pracy. Dzieci są cudowne, tak łatwo robić im urocze zdjęcia. Wspinaczka po schodkach, wspólny zjazd, śmiech, huśtawki, karuzela, małpi gaj, leżenie na trawie. Stokrotka, którą brat podarował siostrzyczce, bieg z przeszkodami. Te dzieciaczki to urodzeni modele. Miałam już z pięćdziesiąt zdjęć gdy zaczął dzwonić mój telefon. To Jimin, też mieli już dużo zdjęć z Jungkookiem. Ukłoniłam się mamie, pomachałam dzieciom i ruszyłam w kierunku chłopaków. Po drodze do biura dzieliliśmy się wrażeniami z placu zabaw. Pomyślałam, że można by tam zabrać Mayę. Co prawda to drugi koniec miasta, ale samochodem to nie powinien być problem, może Mya też by się odważyła? Ustaliliśmy z chłopakami, że zrobimy jeden folder do którego wrzucimy nasze zdjęcia i poprosimy pozostałych o wybranie dwudziestu zdjęć do ulotek. Ten czyich fotek będzie najwięcej wygrywa, pozostała dwójka musi mu zafundować deser lodowy. Czy będę nieskromna, gdy powiem, że proponując ten zakład byłam pewna swojej wygranej? Bo wygrałam. Na dwadzieścia, jedenaście było moich. Stwierdzili, że więcej się ze mną nie zakładają. Szybko wybiła piętnasta i razem z Namjoonem pojechaliśmy do szpitala. Opowiedziałam mu o eksperymencie z windą, spytał czy powtarzamy. Tak, zdecydowanie tak. Chcę się uwolnić, było podobnie jak za pierwszym razem, skupiłam się na jego głosie gdy opowiadał mi historię o swoim psie, który namiętnie zjadał mu kapcie. Po wyjściu z windy od razu poszłam do automatu z wodą i dwoma haustami odróżniam cały kubeczek. Gdy odwróciłam się, zobaczyłam, że z sali Yoongiego wychodzi Taemin z Jacksonem. Komisarz nie byłby sobą gdyby nie zrobił czegoś szalonego, podszedł do mnie i ująwszy moją rękę pocałował ją. Widząc szok malujący się na twarzy lekarza i Namu powiedział. 
-Bardzo mi się ten zwyczaj spodobał w Polsce, tam każdy mężczyzna ma prawo ucałować dłoń kobiety, której chce okazać szacunek. 
-Ten zwyczaj zamiera, bo zbyt często panowie dostawali po głowie za takie praktyki od pań, które wolą by okazywać im szacunek inaczej. W związku z powyższym obawiają się to robić. I teraz jest to praktykowane w zasadzie jedynie w gronie rodzinnym. 
-Szkoda, bo wydaje się miłym gestem. 
Wywróciłam jedynie oczami, bo wiedziałam, że Jacksona nie przegadam. 
-Kate, idź do Yoongiego, panowie zapraszam do gabinetu, musimy coś omówić. 
Nigdy jeszcze nie słyszałam by Taemin mówił tak formalnym tonem, zaniepokoiło mnie to. Chciałam zaprotestować ale widok nagle bardzo poważnej miny komisarza powstrzymał mnie. Przytaknęłam i podążyłam do jego sali. 
Znów rozcierałam jego dłonie by były choć odrobinę cieplejsze. Trochę mnie to dziwi, bo temperatura na klimatyzatorze ustawiona jest na dwadzieścia stopni. Weszła Hyejin, od razu zauważyła, że nie spałam dobrze, rośmiałam się i musiałam jej zaraz wyjaśnić dlaczego. Jest idealną pielęgniarką według mnie. Ciepła, pełna empatii i sama nie wiem czego, ale to coś sprawia, że przyjemnie się z nią rozmawia. Też się uśmiechnęła i powiedziała, że dziękuje za komplement, ale, że Yongsun jest lepszą pielęgniarką. Pokręciłam przecząco głową. Usiadła obok, chwyciła za rękę i zaczęła mówić. 
-Kate, nie wiem czy jestem odpowiednią osobą, ale ona nie chciała cię skrzywdzić wtedy na korytarzu. Po prostu widok ciebie snującej się po korytarzu przypomniał jej widok kogoś innego również chodzące go bez celu. Ona chciała ci pomóc, ale gdy nie odpowiadałaś wpadła w panikę. 
-Mya
Puściła moją rękę. 
-Wiesz? 
-Tak, do czasu rozprawy mieszkam w domu państwa Kim. Wczoraj Seokjin opowiedział mi co się przydarzyło jego siostrze. W zamian ja podzieliłam się z nim moją historią, nie wiedzieliśmy, że w rozmowie bierze udział jeszcze trzecia osoba, dopóki nie zechciała wyjść z bezpiecznego schronienia w swoim wnętrzu. 
-Co ty mi właśnie powiedziałaś? Czy, czy Mya? 
-Tak, przebudziła się a ja muszę obudzić jeszcze jedną osobę. 
- Muszę powiedzieć o tym Yongsun. 
Zerwała się, w drzwiach jeszcze przystanęła i powiedziała "dziękuję"
Zostałam znów sama z Yoongim. Usiadłam na łóżku zwrócona w jego stronę patrzyłam na żółć obejmującą jego twarz, siniaki nie były już fioletowe. Opowiadałam mu o fotografiach dzieci na placu zabaw, o małej Mayi, o tym,  że chciałbym ją kiedyś zabrać na ten plac. Nachyliłam się nad nim, nie wiem jaki impuls mi to nakazał, zaczęłam całować jego twarz, delikatnie, mówiąc mu o wszystkim co czuję. Nagle aparatura oszalała, do pokoju wpadł Taemin obie pielęgniarki i Jackson z Namjoonem. Dłonie Yoongiego zacisnęły się na moich. Otworzył oczy, spojrzał na mnie całkiem przytomnie. Uśmiechnął się, powiedział "miód" i zamknął oczy. Wszystko było takie samo jak dwie minuty wcześniej. Nie, nie było, wszyscy wpatrywali się we mnie a ja patrzyłam na jego dłonie wciąż zaciśnięte na moich. Aparatura wydawała inne dźwięki niż wcześniej. 
-On śpi. Wybudził się ze śpiączki tylko po to żeby zasnąć. 
Głos Taemina jakby odczarował wszystkich. 
-Cały on. 
Cały czas wpatrywałam się w jego twarz, szukając jakiejś wskazówki, podpowiedzi… . . Jaki miód do cholery jasnej? 

Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz