....to bardzo trudny, szalenie dla mnie emocjonalny rozdział. Mogą się przydać chusteczki.Następnego dnia, gdy tylko Yoongi wyszedł do pracy zadzwoniłam do Jacksona, mówiąc, że będę potrzebowała jego pomocy. Wiedział, już jaka jest sytuacja, więc nie wypytywał co się stało, powiedział, że będzie u mnie za jakieś dwie godziny. Dobrze, muszę zmobilizować wszystkie siły jakie jeszcze posiadam, żeby wyłuszczyć mu swój plan i mieć nadzieję, że się uda. Z nerwów rozbolał mnie żołądek. Chciałam sobie zrobić herbatę, ale tak mi się ręce trzęsły z nerwów, że stłukłam kubek. Wbrew wszelkiej logice dodało mi to sił. Wyciągnęłam drugi i zalałam torebkę. Dopijałam ją gdy zjawił się mój ulubiony policjant. Posadziłam go w pokoju i wcisnęłam mu w ręce kubek z kawą.
-Wiesz co się stało i wiesz, że muszę wracać.
Przytaknął.
- Nie wiesz tego, że Yoongi postanowił polecieć ze mną.
-Można się było tego spodziewać, nie jestem zaskoczony.
-Rozumiem, ale on nie może ze mną jechać.
-A to dlaczego?
Odpowiedziałam mu w skrócie co się u mnie dzieje.
- Dobrze, teraz rozumiem, tylko w jaki sposób ja mogę pomóc?
- Jest coś co sprawi, że nie będzie już chciał ze mną jechać. Mam plan, ale potrzebuję pomocy w jego zrealizowaniu.
-Zamieniam się w słuch.
Przełknęłam nerwowo i zaczęłam mu opowiadać na co wpadłam. Przerwał mi po trzecim zdaniu.
-Poczekaj, masz jakiś alkohol? Mam wrażenie, że na trzeźwo tego nie ogarnę.
-Niestety, nie mam.
-Dobra, jakoś damy radę. Tylko poproszę jeszcze raz od początku.
Siedział z kamienną twarzą gdy mu tłumaczyłam czego od niego oczekuję.
-Wiesz, że to najbardziej chujowe rozwiązanie?
-Wiem.
-Kaśka zastanów się jeszcze. Jeszcze masz jakieś trzy godziny na wymyślenie czegoś innego.
-Nic innego nie zadziała, niestety. Wiem jakie będą konsekwencje, wiem też, że nie mogę go narażać.
Jackson zaczął mruczeć coś pod nosem. Siedziałam jak na szpilkach ściskając w rękach brzeg swetra.
-To pomożesz mi?
-Kurwa, nie wiem Kasia. Jest jeszcze jedna rzecz, o której ty nie wiesz, pod koniec kwietnia lecę do Polski. Wiesz jak to będzie wyglądało?
-Do Polski? Po co? Jak?
-Normalnie, zwalniam się z policji, wracam na studia, ale na studia do Polski. Jadę wcześniej, żeby się zadomowić, może poszukać jakiegoś dorywczego zajęcia.
Myśli w mojej głowie obijały się o siebie jak drzewa wyrwane przez huragan,będzie źle, bardzo źle, ale nie widzę innego rozwiązania.
-Pomóż mi, proszę. On nie może ze mną jechać, nie będzie tam bezpieczny a ja nie będę mogła go chronić będąc w pracy czy u mamy w szpitalu.
-Kiedy i jak?
-Tu, zaraz, on po pracy ma przyjechać pomóc mi wynieść resztę pudeł, chce zabukować sobie bilet na te same loty i przygotować mieszkanie do zdania.
-Poczekaj chwilę.
Wyszedł na korytarz i z kimś rozmawiał przez telefon.
-Poprosiłem znajomego o pomoc, da mi znać jak Yoongi wyjdzie z metra, będziemy mieć kilka minut, żeby się przygotować. A tymczasem pokaż mi w czym ci pomóc, przecież nie będziemy siedzieć prawie dwie godziny bezczynnie. W trakcie pakowania drobnych szpargałów zaczęłam się znów rozklejać, poszłam przemyć twarz zimną wodą. Niespokojnie rzuciłam okiem na zegar, za pół godziny kończą pracę. Kolejne pół i będzie tu. Tak bardzo chciałam zatrzymać czas, żeby móc znaleźć inne rozwiązanie, na wszystko jednak było już za późno. Zadzwonił telefon Jacksona.
-Kaśka, złe wieści. Wyszedł z pracy szybciej, jest już w metrze.
Zaczęła mnie ogarniać panika.
-Słuchaj, nie musimy tego robić.
Pokręciłam gwałtownie głową.
Rzuciłam mu ręcznik i sama poszłam do łazienki przygotować siebie. Wyszłam w szlafroku i z ręcznikiem zamotanym na głowie, jakbym właśnie wychodziła spod prysznica gdy na progu stanął Yoongi. Musiałam zmobilizować wszystkie pokłady moich zdolności aktorskich, by nie rzucić się mu w ramiona, a stanąć udając zdziwienie. To były sekundy, staliśmy w przedpokoju gdy z sypialni wyłonił się Jackson….tylko w bokserkach. Min otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym je zamknął. Sięgnął do torby, wyjął z niej mój kubek i mi go podał bez słowa. Jego twarz zastygła w maskę bez uczuć, z oczu odpłynął cały blask.
Jackson widząc, że zaraz się załamię podszedł i mnie przytulił od tyłu mówiąc do Yoongiego.
-Pamiętasz, powiedziałem ci wtedy, że ustępuję, że rozumiem, nie mogłem. Cały czas byłem blisko, gdy dowiedziałem się, że Kasia wraca, nie mogłem, rozumiesz?
Yoongi skinął głową, i po prostu wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Szarpnęłam się, by za nim pobiec, wszystko wyjaśnić, prosić o przebaczenie. Jackson jednak mocno mnie trzymał w uścisku.
-Kasia, musisz być konsekwentna, skoro podjęłaś decyzję trzymaj się jej.
Nie wiedziałam, że płaczę, dopiero gdy zaczął mi wycierać twarz rozwyłam się na dobre.
-To boli, dlaczego tak boli.
Zdałam sobie sprawę z tego, że to już naprawdę koniec, koniec wszystkiego. Gwałtownie odepchnęłam Jacksona, jakby to była jego wina, a przecież to ja, ja sama zrobiłam to Yoongiemu i sobie. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam i zrobiłam. Podniosłam wzrok na Jacksona, wpatrywał się we mnie...z troską? Nie powinien, jego też wykorzystałam.
-Ubierz się, proszę.
Wytarłam twarz i spojrzałam na kubek wciąż trzymany w dłoni. Ten kubek, który zrobili mi chłopcy, z jednej strony drzewo, z drugiej my, cała ekipa, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła się z niego napić? Jakoś dotarłam do salonu i usiadłam na kanapie ściskając ten kubek. Wyłączyłam się, odtwarzałam w myślach wszystko. To jak z ust Yoongiego spełzł uśmiech, moment, w którym jego oczy straciły blask, gdy cofnął dłoń przy oddawaniu mi kubka, jakby nie chciał mnie nawet dotknąć, i jak cicho odszedł. Powiodłam wzrokiem dookoła, po tym mieszkaniu, gdzie tyle czasu spędziliśmy razem, dobrze, że stąd wyjeżdżam. Co ja robię, co ja zrobiłam, jakim jestem potworem. Jestem, tak, jestem potworem. Potwory nie mają uczuć, więc dlaczego...nie, stop. Wracam, Mama, szpital, młode. To musi być mój priorytet. Tak, muszę się na tym skupić, nie myśleć o sobie, nie myśleć o Seulu.
-Kasia?
Ciche pytanie Jacksona wyrwało mnie z letargu.
-Co ty tu jeszcze robisz?
-Jak to co? Nie mogę cię teraz zostawić samej.
-Powinieneś. Ciebie też wykorzystałam.
-Wiem, sam na to pozwoliłem.
-Dlaczego Jacky?
-Bo widziałem twoją desperację, i bałem się, że możesz się zwrócić o pomoc do kogoś, kto mógłby zechcieć wykorzystać sytuację, jestem twoim przyjacielem, pamiętasz?
Przyjaciel? Czy ja zasługuję na przyjaciół? Ja nie ale Yoongi tak. Zerwałam się i pobiegłam po swój telefon. Szybko wyszłam z czatu na kakao, napisałam do Tae krótką wiadomość “Opiekujcie się nim” i wyjęłam koreańską kartę. Koniec, to był ostatni most. Spalony, nie ma odwrotu. Wróciłam do salonu, Jackson znikł, dobrze. Nie dobrze, wynurzył się z kuchni z kawą.
-Siadaj Kasia, bo mam ci coś do powiedzenia.
Tym razem to on mi wcisnął w dłonie kubek. Słuchałam go nie słuchając, moje myśli błądziły wszędzie z Yoongim, tak bardzo chciałabym się do niego przytulić. Ręka przed moimi oczami przywróciła mnie do świata żywych.
-Nie słyszałaś nic z tego co mówiłem, prawda?
Pokręciłam przecząco głową i spuściłam wzrok, jemu też nie mogłam spojrzeć w oczy.
-O której masz jutro być na lotnisku?
-O dziesiątej.
-Przyjadę po ciebie o dziewiątej i masz być gotowa. Jak zdajesz mieszkanie?
-Mam wrzucić klucze do skrzynki na listy.
-Kasia, dasz radę? Mogę już iść? Rano po ciebie przyjadę, nie będę mógł poczekać na odlot, po prostu urwę się na dwie godziny z pracy, żeby cię zawieźć na lotnisko.
Pokiwałam głową.
-Tak, dam sobie radę. Dziękuję.
Zanim wyszedł pochylił się nade mną i pocałował w czoło. Zamknęłam oczy, żeby znów się nie rozpłakać. Mechanicznie, jak robot, skończyłam porządkowanie mieszkania, i poszłam do łóżka. Łóżka, które nadal pachniało Yoongim, zwinęłam się w kłębek i zasnęłam myśląc o nim. Rano sprawdziłam, czy wszystko uporządkowałam. Jackson był punktualnie o dziewiątej. Całą drogę na lotnisko milczeliśmy. Dopiero gdy stałam już z bagażem w terminalu odważyłam się spojrzeć na Jacksona.
-Ja...ja ci dziękuję, przepraszam za wszystko, jesteś...dobrym przyjacielem.
-Kasia, daj mi swój numer i adres, jeśli sądzisz, że nie odwiedzę cię jak będę w Polsce to się mylisz.
-Nie wiem czy warto Jacky.
-Kaśka, albo sama mi je dasz, albo je inaczej zdobędę, pamiętasz? Jeszcze jestem gliniarzem.
-Ok, ale wymiana, twój numer straciłam, bo był zapisany na Koreańskiej karcie, nie w telefonie.
Zgodził się, chwilę staliśmy razem, ale w końcu musiał wracać na posterunek. Zostałam sama, wśród tysięcy ludzi śpieszących w swoją stronę. Stałam tak samo zdezorientowana jak w dniu, w którym tu przyleciałam. Przez moment rozglądałam się dookoła, nie wiem czego się spodziewałam, że przyjdzie? Spuściłam głowę i wolnym krokiem zaczęłam się kierować w stronę swojej bramki gdy usłyszałam krzyk “NOOONAAAA” , tego głosu nie mogłam pomylić z żadnym innym. Tae, jak mam mu spojrzeć w oczy? Zgarbiłam się i chciałam uciec, ale Tae był szybszy podbiegł do mnie i uwiesił się na szyi. Nie byłam w stanie go odepchnąć, więc przytuliłam, wzięłam głęboki oddech, nie mogłam płakać. W końcu się ode mnie odsunął.
-Noona, nie wiem co się stało, od wczoraj nie mogę się do ciebie dodzwonić, hyung nie chce mi nic powiedzieć.
-Który?
-No Yoongi hyung, przywiózł mnie tu samochodem Hobiego.
Poderwałam głowę przeczesując tłum, mając nadzieję, że choć przez chwilę jeszcze będę mogła spojrzeć na ukochaną twarz, jednak nadzieja umarła z kolejnymi słowami Tae.
-Ale powiedział, że nie wejdzie na lotnisko, powiedział, że nie chce cię oglądać. Noona, musicie się pogodzić, widzę, że płakałaś, on też.
Pokręciłam przecząco głową.
-Nie braciszku, zrobiłam coś niewybaczalnego. On mi nigdy nie wybaczy, bardzo cię proszę, opiekujcie się nim.
-Noona….a prezent?
-Jaki prezent?
-No twój, ten, który zrobiłaś na jego urodziny.
Zupełnie o nim zapomniałam, zeszyt, zeszyt pełen uczuć. Czy rozsądnie będzie mu go dawać?
-Przechowaj go. Daj mu, gdy poczujesz, że będzie mógł bez bólu przeczytać to co tam napisałam.
-Noona, ja nie wierzę, że zrobiłaś coś złego, wiem, że nie mogłabyś.
-Czasem nawet anioły bywają okrutne Tae. Muszę już iść.
Po raz ostatni przytuliłam go i pogłaskałam po głowie, po czym odwróciłam się i poszłam, nie oglądając za siebie. Musiałam zostawić za sobą to życie. Lot przebiegał spokojnie, włączyłam się, moja sąsiadka przestała mnie zagadywać gdy na kolejne pytanie tylko jej odburknęłam. Coś się we mnie zmieniło, nieodwracalnie. Dotknęłam swoich ust na wspomnienie pierwszego pocałunku i jak bumerang powróciła do mnie myśl z naszej letniej wyprawy w góry, wtedy siedząc z nimi wszystkimi i będąc taką szczęśliwą, pomyślałam o tym jaką cenę będę musiała za to szczęście zapłacić. Moje marzenia…."żeby nikt, nigdy już Go nie skrzywdził", ależ ze mnie hipokrytka. Przesiadka we Wiedniu też była bezproblemowa i w efekcie o drugiej w nocy wylądowałam w Pyrzowicach. Nikt na mnie nie czekał. Wzięłam taksówkę, wiedziałam, że zapłacę za nią krocie ale chciałam jak najszybciej być w domu. Najgorzej jak tylko potrafiłam otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Zamknęłam oczy, pachniało ulubionym, jaśminowym odświeżaczem mamy. Z pokoju dziewczyn dobiegał cichy głos muzyki, obie lubiły mieć jakieś dźwięki. Rozebrałam się i na palcach weszłam do ich pokoju. Spały razem na tapczanie Julki wtulone w siebie jak dwa kociaki. Wycofałam się i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Nie potrzebowałam snu. Odwróciłam się słysząc dźwięk bosych stóp.
-Kasiaaaa!!!!
Zuza płacząc rzuciła się na mnie. Zdążyłam tylko odstawić kubek i obie wylądowałyśmy na podłodze a za chwilę dołączyła do nas Jula. Tuliłyśmy się płacząc i pocieszając nawzajem.******************
Zbliżamy się już do końca tej opowieści, przewiduję jeszcze dwa rozdziały (I może jakiś epilog) bardzo dziękuję, że jesteście.
CZYTASZ
Tylko rok
FanfictionOna, młoda kobieta po przejściach, pracująca w małej agencji reklamowej jedzie na roczny staż do bliźniaczej firmy w Seulu. Czy da radę w pracy, w której będzie miała tylko męskie towarzystwo? W założeniu, miało być 10 rozdziałów, będzie dużo więc...