CZTERDZIEŚCI SIEDEM

32 6 3
                                    

Siedzieliśmy przed kominkiem, przytuleni, opatuleni wspólnym pledem, żar ogrzewał nasze twarze a wnętrza gorąca czekolada. Odstawiłam kubek na ławę.
-To jest najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam na walentynki. Dziękuję.
Yoongi przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował, jakby na próbę. Potem wszystko potoczyło się jak w tanim romansidle. Ogień płonął nie tylko w kominku ale i w nas, odbijał się w jego oczach gdy pochylał się nade mną. Żar pełgał po jego skórze gdy całował mój brzuch. Czułam w sobie płomień gdy mnie wypełniał, oboje zamieniliśmy się w żywiołaki wzajemnie podsycając ogień w nas by na koniec opaść, lecz on nadal w nas śpiewał. Schowany głęboko, jak iskra pod grubą pierzyną popiołu, wystarczy oddech by znów zapłonął cały nasz świat. 
-Wygasa, damy się wypalić temu ogniowi Kate?
Mówił o kominku i nie o kominku, zrozumiałam co chce powiedzieć. Bawiłam się kosmykami jego włosów, bo leżał z głową na moim brzuchu.
-To zależy tylko od nas. Wiesz, że w starożytnej grecji powiedzenie “Strażniczka domowego ogniska” wcale nie było przenośnią? To kobiety dbały o to, by ogień w domowym palenisku nigdy nie wygasał….tak samo jak dbały o to by ich mężczyzna również nie usychał.
Powiedziałam to nie oczekując żadnej interakcji, jednak Yoongi poderwał głowę. Podniósł się i oparł na łokciu, przygasające płomienie nadały jego oczom czerwonawego blasku i przez chwilę pomyślałam, że mam przed sobą inkuba, który tylko się zabawił ze swoją ofiarą, by odebrać jej duszę. Trochę tak przecież było, tylko, że ja swoją oddałam mu dobrowolnie.
-Jestem twoim mężczyzną?
-A nie jesteś?
-Nie drocz się ze mną, proszę. Kim dla ciebie jestem Kate?
Usiadłam okrywając się kocem, nagle moja nagość wydała mi się czymś krępującym. Przez chwilę zbierałam myśli, żeby dobrać odpowiednie słowa, do tego, co chciałam mu powiedzieć.
-Jesteś jak letni wiatr w upalny dzień,  jesteś jak haust powietrza gdy zbyt długo przebywam pod wodą i w końcu się wynurzę. Jesteś jak pierwszy łyk porannej kawy, jesteś dla mnie wszystkim, przy tobie w końcu czuję się cała. 
Odwrócił głowę, może nie tego oczekiwał, zastygłam. Obrócił się z powrotem w moją stronę a w jego oczach błyszczały łzy, pozwoliłam kocowi zsunąć się z moich ramion i wyciągnęłam do niego ręce. Wpadł w nie jak dziecko w miękkie posłanie i przytulił mnie tak mocno, że prawie straciłam całe powietrze z płuc.
-Za chwilę mnie udusisz i już nie będziesz moim mężczyzną, tylko moim mordercą.
Poluzował uchwyt , ale nie wypuścił mnie z uścisku.
-Nie wiem czy istnieją na tym świecie jacyś Bogowie, ale jestem im wdzięczny Kate, za to, że postawili cię na mojej drodze. Chcę codziennie tonąć w odmętach twoich oczu, chcę czuć dotyk twojej dłoni na swojej, chcę cię tulić, chcę się z tobą kłócić, po to, żeby móc się pogodzić. Chcę zasypiać i budzić się wiedząc, że jesteś obok. Mówisz, że przy mnie czujesz się cała, to zabawne, bo dzięki tobie ja też czuję, że jestem całością a nie miliardem rozbitych istnień. Kocham cię Kate.
Zastygliśmy tak niczym posąg, dopóki nie zrobiło mi się zimno. W kominku niemal całkiem wygasło, Yoongi wstał z zamiarem podkręcenia ogrzewania, ale poprosiłam go by dał mi chwilę. Rozgarnęłam i wyjęłam popiół nadal jednak żażyło się kilka fragmentów drewna, odszukałam małe drewienka i delikatnie rozdmuchałam żar, gdy mniejsze kawałki zajęły się wesołym płomieniem, dorzuciłam kilka większych. Zadowolona poszłam się umyć a gdy wróciłam Yoongi na powrót zamknął mnie w swoim uścisku. 
-Jesteś przyjaciółką, walkirią, boginią i kapłanką ognia, kim jeszcze jesteś Kate?
-Strasznie śpiącą dziewczyną, która zrobi się marudna jak się nie wyśpi.
-O tak zapomniałem, że jesteś małym susełkiem, który potrzebuje dużo snu.
Po czym wycisnął na moim czole soczystego buziaka i utulił mrucząc coś w zagłębienie mojej szyi. Zasypiałam mając za plecami żar z ciała Yoongiego a przed sobą żar z kominka, było mi tak dobrze.
-Wstawaj śpiąca królewna, mamy dziś napięty grafik.
Otworzyłam oko i zezując popatrzyłam na zegarek. Ósma rano?
-Dobrze książę, ale jeszcze dziesięć minut.
- Nie ma mowy, znam te twoje "dziesięć minut" z których robi się godzina. Jak nie wstaniesz to Cię wrzucę do wanny z zimną wodą.
- Tak...oczywiście.
Zwinęłam się w precel sądząc, że blefuje. Nie blefował. Wziął mnie na ręce i wsadził do wanny, na szczęście pełnej gorącej wody. Szybko się umyłam i poszliśmy na śniadanie a potem spędziliśmy cudowny dzień. Poczułam się znów jak dziecko, wyścigi na sankach, bitwa na śnieżki, aniołki na śniegu, pyszny późny obiad i powrót do schroniska.

Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz