-Min Yoongi, jesteś zwierzakiem.
- Tylko przy tobie Kate.
Zaczęliśmy się śmiać.
-I teraz znów muszę iść pod prysznic.
-Możemy iść razem.
- Może lepiej nie? Mam podejrzenie, że szybko byśmy nie wyszli spod niego a wypadałoby coś zjeść.
- Może masz rację, ale co ja mogę na to, że samo patrzenie na ciebie mi nie wystarcza?
-Jeśli mnie natychmiast nie puścisz to już więcej nie będę na Ciebie warczeć, jęczeć czy cokolwiek.
-No cóż, skoro tak stawiasz sprawę to chyba muszę cię puścić. Chcę, posłuchać twoich jęków.
Zarobił pstryczka w nos i zaraz potem buziaka, po czym mogłam w końcu pójść pod prysznic. Gdy wyszłam w salonie już czekała na mnie świeża kawa a moje szczęście popędziło pod prysznic. Gdy wrócił z łazienki przytulił się do moich pleców i wtulił nos w szyję.
-Nie wiem jak to robisz, w tym miejscu pachniesz najpiękniej, jakby ktoś wlał świeżo zaparzoną kawę do słoika z miodem, aż mam ochotę…
I polizał mnie. Dobrze, że nie trzymałam w tej chwili kubka z kawą bo na bank bym się oblała. Właśnie miałam na niego nawrzeszczeć, ale uratował go dźwięk przychodzącego połączenia. Seokjin, pokazałam Yoongiemu, żeby był cicho i odebrałam.
-Cześć Seokjin oppa.
-Kate, wszystko w porządku? Mya, powiedziała mi, że te dwa pajace Yoongi i Jackson Cię zdenerwowali.
-Już w porządku, dziękuję za twoją troskę.
Myślę, że mnie też trochę poniosło, może zareagowałam zbyt ostro.
Yoongi kawał głową, że też tak sądzi.
-Ale w sumie mogłam się zdenerwować gdy dwóch facetów się przekrzykiwało, który bardziej zasługuje na to by ze mną być nie licząc się z tym, że jestem obok. Prawda?-kontynuowałam z nieco złośliwym uśmiechem gapiąc się bezczelnie na Yoongiego.
-No wiesz, tutejsze dziewczyny by ich zagrzewały do czegoś więcej niż wymiana zdań.
-Jin, czy ja ci, do ciężkiej cholery, wyglądam na tutejszą dziewczynę?
-No, w końcu. Wolę jak jesteś taka wojownicza.
-Proszę, mój przyszywany starszy braciszek chyba chce zarobić pstryczka w nos.
Zaczął się śmiać.
-Ok, może być pstryczek, bądź gotowa za piętnaście minut. Przyjadę po Ciebie, Mama zaprasza na obiad.
-Hmmm. Houston, mamy problem….nie jestem sama.
-Yoongi?
-Tak.
-Zmieścimy i jego.
-Ale nie rozumiesz, on nie ma ciuchów. Nocował u mnie.
Chwila ciszy na dodanie dwóch do dwóch.
-Dobra, podejdziemy na moment do niego, żeby się przebrał. Macie piętnaście minut. Paaaa.
Spojrzałam na Yoongiego, który zbierał kubki ze stołu.
-Z nim się nie dyskutuje, niby jest taki spokojny, ale jeśli się nie dostosujesz do tego co masz, według niego, zrobić znajdzie coś co sprawi, że twoje życie będzie koszmarem. Raz zrobiłem ten błąd, Seokjinowi się nie odmawia, i robi się to co on chce.
-Czy Ty się się go boisz?
- Nie, po prostu nie chcę z nim konfrontacji, zabiłby mnie słodyczą.
-Dobrze, w takim razie przebiorę się i możemy schodzić, przecież nie pojadę na proszony obiad w krótkich spodenkach.
- Tylko szybko, zostało 10 min.
Zrzuciłam domowe ciuchy i wskoczyłam w prostą bordową sukienkę z krótkim rękawem. Pociągnęłam tuszem rzęsy, usta maznęłam błyszczykiem. We włosy wtarłam odrobinę pianki i zrobiłam artystyczny nieład. Jeszcze przeszłam przez mgiełkę z moich ulubionych perfum i wyszłam. Doszłam do wniosku, że mój mały plecaczek będzie wygodniejszy niż torebka, więc wrzuciłam do niego dokumenty, portfel i chusteczki. Założyłam baleriny i wyszliśmy. Idealnie, pod blok akurat podjeżdżał Seokjin.
-Ok, Yoongi polecisz sam, poczekamy z Kate w samochodzie, bez sensu taszczyć się do Ciebie na tą chwilę.
-Jasne Hyung.
Gdy tylko podjechaliśmy pod właściwy budynek mój blondasek wystrzelił jak z procy. Naprawdę nie rozumiem jakim cudem obawia się tego uroczego i ciepłego Oppy.
-Zdaje się, że wszystko sobie wyjaśniliście.
-No, tak jakby. W sumie to nie bardzo.
I na wspomnienie naszej "rozmowy" spiekłam raka. Ten łoś się zaczął ze mnie śmiać.
-Kate, znam go już trzy lata, wiem że nie skrzywdzi muchy, ale jeśli mu nie wyjaśnisz swojej sytuacji może ci niechcąco sprawić przykrość.
-Już mu wyjaśniłam, ale...zresztą, przegrałam oppa. Beznadziejnie się zakochałam.
Przełożył rękę przez oparcie i pogłaskał jakbym była małą dziewczynką.
-Będzie dobrze, zobaczysz. Nie bądź dla niego zbyt surowa, też nie miał łatwo. Gdy ci opowie też zrozumiesz wiele rzeczy. O, patrz jak się wystroił. Zależy mu.
Zabrał rękę i puścił mi oczko. Spojrzałam w stronę wejścia do budynku. Obłędnie wygląda ten mój płatek śniegu, czarne dżinsy i koszula, też czarna, żeby nie było, ale nie zapięta do końca, z podwiniętymi rękawami. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie i miałam ochotę uciec. Wyglądam jak z imprezy dla pensjonariuszek domu spokojnej starości, wyraz mojej twarzy chyba był czytelny dla Seokjina.
- Mam siostrę, pamiętasz? Znam takie spojrzenie, wyglądasz bardzo dobrze.
-Dziękuję, "bardzo dobrze" to nie to samo, co "świetnie", czy "pięknie". Mimo wszystko dziękuję.
- Nie ja powinienem ci mówić takie rzeczy, dla mnie wyglądasz bardzo dobrze. To samo powiedziałbym Myi.
- Ale się odstrzeliłeś.-To skierował do Yoongiego
-No przecież muszę się dopasować do mojej pani. Zobacz jak pięknie wygląda.
Zawstydził mnie. Jeszcze bardziej zawstydziło mnie porozumiewawcze spojrzenie, które rzucił mi Jin. Gdy dojechaliśmy do domu Kinów zastanowił mnie gwar słyszalny już przed drzwiami. Na powitanie wyszła nam panu Kim, która z promiennym uśmiechem oznajmiła, że postanowiła zrobić obiad dla wszystkich, którzy przyczynili się do triumfu sprawiedliwości. Więc byli tam wszyscy. Popatrzyłam z podziwem na tą drobną kobietę.
-Oj Kate, przecież nie gotowałam tego wszystkiego sama. Lubię gotowanie i Soekjini chętnie mi pomaga, dziś po prostu zadzwoniłam do przyjaciółki, która prowadzi restaurację i przywieźli to wszystko. Wchodźcie szybko, tylko na was czekamy. Odruchowo poszukałam ręki Yoongiego i weszliśmy do salonu razem. Od razu musiałam puścić jego dłoń gdy w moim kierunku zaczęła biec Maya. Chwyciłam maleńką w ramiona i okręciłyśmy się kilka razy.
-Ciocia Kasia, chodź rysować.
O dziwo dziecko nie miało problemu z poprawnym wymawianiem mojego imienia.
-Nie teraz kruszynko, teraz będziemy jeść, potem pomęczysz ciocię.
Uśmiechnięta Mya odebrała córkę a zza jej pleców pomachał mi Taemin. Gdy spojrzałam na Yoongiego ten akurat ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w Jacksona, który zauważywszy go sztywno skinął mu głową. Pogonieni przez Panią Kim zasiedliśmy do stołu, aż dziw, że nikt nie ogłuchł podczas tego posiłku, bo rozmowy były absorbujące. Musiałam się wtrącić gdy usłyszałam jak Jackson opowiada Taeminowi o Ogrodzieńcu.
-To jest świetna miejscówka do oglądania perseidów i leonidów.
-Czego?
-Spadających gwiazd, latem są to perseidy, późną jesienią leonidy.
Tae od razu zaczął zasypywać mnie pytaniami, gdy opowiadałam mu o komecie Swift/Turttle, z którą związany jest ten rój meteorów nagle zapadła cisza. Zmieszałam się i zamilkłam.
- Nie sądziłem, że to może być takie interesujące. Ale gdy opowiadasz zaczynam nabierać ochoty, żeby to zobaczyć. Czy już można je podziwiać?
-Można, ale najlepiej obserwować nad ranem, wtedy jest lepsza ekspozycja, no i oczywiście najkorzystniej być wtedy poza miastem, żeby sztuczne światła nie utrudniały obserwacji. Ogrodzieniec, o którym Jackson wspomniał to świetne miejsce do obserwacji. Ruiny zamku, na wzgórzu, można się położyć na trawie i obserwować. Ha! Jeśli znacie jakieś miejsce poza miastem to akurat za tydzień w nocy z 12 na 13 przypada maximum, szkoda tylko, że to noc z niedzieli na poniedziałek.
Rozmowa dalej toczyła się w niebiańskim klimacie a do mnie przytuptała rozkoszna czterolatka, której zachciało się rysować słonia. Tym razem nie mogłam się wymagać, więc poszłam z nią. Mała bestyjka ma już chyba ze dwadzieścia niemal takich samych rysunków, ale chce kolejne takie same. Mogę być asertywna, ale każde starcie z tym berbeciem przegrywam. Za moment do zabawy dołączył Tae, który został ulubionym wujkiem. Dzięki temu, że odwrócił jej uwagę mogłam zwiać do ogrodu, dziwne, że impreza nie przeniosła się tutaj. Usiadłam na ławce i przymknęłam oczy, niedługo mogłam się nacieszyć samotnością.
-Noona, jesteś zmęczona?
Troskliwy głos Jimina sprawił, że się uśmiechnęłam.
- Nie, po prostu lubię ciszę i spokój, dlatego uciekłam sobie na chwilę.
-To dobrze, bo zaczęliśmy się z Jungkookiem martwić, czy wszystko w porządku. Wczoraj tak szybko wyszłaś z restauracji a Yoongi prawie pobił się z komisarzem.
-Niee - chwyciłam się za głowę.
- Nie martw się, Namjoon coś im powiedział i zaraz się uspokoili, potem hyung też poszedł. Naprawdę ucieszyłem się, jak zobaczyłem, że przyszliście razem.
Pięknie razem wyglądacie.
-Jiminie, dziękuję.
-Też tak myślę- za plecami Mini zmaterializował się Kookie, który natychmiast przytulił swojego chłopaka. Jimin nieco zesztywniał, ale gdy zobaczył, że uśmiecham się do nich zrobił się uroczo czerwoniutki i spuścił oczy.
-Dobra dzieciaki, nacieszcie się sobą w spokoju, ja pójdę poszukać swojego szczęścia.
-Stoi przy wejściu do ogrodu i głupio się uśmiecha patrząc na ciebie noona.
Powiedział Jungkook, po czym próbował pokazać jego minę, oczywiście z komicznym skutkiem. Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę salonu. Yoongi stał oparty plecami o szybę, z rękami w kieszeniach, nie wiem jak to robi, ale patrząc na niego myślałam tylko o naszym przedpołudniu i czułam jego usta wszędzie gdzie nimi wędrował. Oblizałam usta nerwowo, może nie zauważy? Zauważył, uśmiech, który mi przesłał sprawił, że moje nogi wpadły w niekontrolowane drżenie a puls przyśpieszył do niebezpiecznych wartości.
Podszedł do mnie, jak tygrys do struchlałej ofiary, początkowy paraliż minął i włączył mi się tryb przekory. Podeszłam do niego, stanęłam na palcach i polizałam go w skroń. Objął mnie i przyciągnął do siebie.
-Pojedźmy do mnie, bo nie wytrzymam, nie masz pojęcia co mam teraz ochotę zrobić.
Uśmiechnęłam się, przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze i wyszeptałam mu do ucha.
-Nie masz pojęcia co ja mogę zrobić tobie.
-I to niby ja jestem zwierzakiem?
-Przecież jesteś.
-Niech ci będzie, ale proszę chodźmy stąd.
-O, tu się nasze gołąbeczki ukryły.
Uwielbiam Seokjina, ale w tym momencie miałam ochotę go udusić.
-Hoseok będzie odwoził Taehyunga do domu, może i Was podrzucić, to jedna droga w końcu. Ja nie mógłbym was odwieźć bo napiłem się już wina.
- Może lepiej niech weźmie Jimina i Jungkooka, my sobie damy radę hyung.
Próbował oponować Yoongi.
-O nich się nie martw, Jackson obiecał podrzucić ich do domu.
Zrobiło mi się trochę głupio, bo oprócz powitania, nie zamieniłam z nim nawet dwóch zdań, jednak coś powstrzymywało mnie od rozmowy z komisarzem.
-Oppa, dziękuję.
Cmoknęłam go w policzek, kolejny, który spiekł raczka po całusie, takie wielkie chłopy a czerwienią się po przyjacielskim cmoku. Wpakowaliśmy się do samochodu i za niecałe pół godziny wysiedliśmy pod blokiem Yoongiego.
-Zapraszam w me skromne progi, wiem o twoich problemach z windami ale mam lepszy sposób na to byś nie myślała.
Bezczelny, pyskaty...i mój. Potrafił sprawić, że zaczynałam się uśmiechać nawet wbrew sobie.
-A tak w zasadzie to na którym piętrze mieszkasz?
- Na dwunastym.
Nie powiem, gorąco mi się zrobiło.
- Nie martw się skarbie, nawet się nie zorientujesz kiedy dojedziemy.
W tym momencie miałam ochotę mu przywalić cegłą w głowę, ale ta żądza krwi musiała ustąpić miejsca swojej siostrze, gdy mnie mocno przytulił i pocałował w to miejsce gdzie ucho staje się szyją. Jakaś kobieta wychodząca z windy wymruczała słowa dezaprobaty, ale nas to zupełnie nie obchodziło. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi windy otoczył mnie ramionami i zaczął obsypywać pocałunkami moją twarz. Zamknęłam oczy, wplątałam ręce w jego włosy zmuszając do odnalezienia w końcu ust. To co czułam gdy mnie całował to nie były motylki. O nie, to było stado oszalałych szerszeni. Oderwał się ode mnie zaskoczony gdy winda zatrzymała się na dwunastym piętrze i pognaliśmy w kierunku jego mieszkania. Ledwo zamknął drzwi rzucił się na mnie, przycisnął do ściany. W czasie gdy całując mnie podnosił do góry sukienkę próbowałam rozpiąć jego koszulę, ale palce mi się plątały. Szarpnęłam, oderwałam chyba dwa ostatnie guziki, sięgnęłam do paska.
I dostałam czkawki, czy muszą mi się przytrafiać takie rzeczy? Oczywiście szlag trafił atmosferę, Yoongi popchnął mnie w kierunku pokoju a sam znikł w kuchni. Cóż, mieszkanko jest dokładnie takie samo jak moje, nawet umeblowane podobnie. Usiadłam na kanapie z nogami pod brodą, zła na siebie a czkawka nie chciała przejść.
Dostałam szklankę wody, którą wypiłam daszkiem, nadal jednak miałam tą nieszczęsną czkawkę. Bez słowa postawił na stole całą butelkę wody. Pogładził mnie po ramieniu i przygarnął do siebie.
-Prze, hik, przepraszam, hik.
- Nie masz za co, myślę że to może lepiej. Bo widzisz, patrzyłem na ciebie gdy bawiłaś się z Mayą, wiem, że będziesz wspaniałą matką, rano nie myślałem o zabezpieczeniu. Nie miałbym nic przeciwko małym rudowłosym szkrabom, ale może jednak nie teraz. Jednak już Ci mówiłem, przy tobie rozsądek odpuszcza i zwiewa zostawiając tylko żądzę.
Zaczęłam płakać. Mam jeszcze jedną tajemnicę, nikt o niej nie wie, ale teraz, w tej sytuacji.
- Yoongi, ja...przepraszam...lekarz mi powiedział, że nie będę miała dzieci, już nigdy, coś się wydarzyło gdy poroniłam, nie wiem co, ale dlatego rano nie przejmowałam się brakiem prezerwatywy. Jeśli każesz mi teraz wyjść zrozumiem. Po co wiązać się z kobietą, która nie urodzi ci kiedyś dziecka.
Nic nie powiedział, tylko mocniej przytulił. To wystarczyło.
CZYTASZ
Tylko rok
FanfictionOna, młoda kobieta po przejściach, pracująca w małej agencji reklamowej jedzie na roczny staż do bliźniaczej firmy w Seulu. Czy da radę w pracy, w której będzie miała tylko męskie towarzystwo? W założeniu, miało być 10 rozdziałów, będzie dużo więc...