[Shikamaru pov.]Obudziłem się w tych ciemnościach, około 2 godziny temu. Byłbym głupi gdybym nie próbował się stąd wydostać. Niestety moje ruchy zostały ograniczone przez liny na kostkach i nadgarstkach. Ich ucisk się nie zmienił, pomimo mojej szarpaniny. Po kilku szarpnięciach poczułem jak skóra w tamtych okolicach zaczęła mnie piec, zdarłem sobie najwidoczniej skórę od szorstkiego materiału. Moje usta zrobiły się nieprzyjemnie szorstkie, od ciągłego chuchania w szmatkę, która nie pozwalała mi wydobyć z siebie głosu.
Z zamyśleń wyrwał mnie huk, z innego pomieszczenia. Grupka mężczyzn przybiegła szybko do mnie i ciągnąć za kołnierz zabrali mnie z pomieszczenia, w którym się obudziłem. Ciężko mi się oddychało, gdy tak byłem ciągnięty przez nich po ziemi, ale starałem się wytrzymać, by na wszelki wypadek być wstanie dowiedzieć się, gdzie jestem i kim są Ci ludzie - bycie przytomnym w takich chwilach jest ważne, jeśli chce się używać potrzebne informacje.
Kolejny huk dało się słyszeć bliżej nas, dodatkowo towarzyszyło temu dźwięku potężne trzęsienie. Z sufitu można było zobaczyć tynk, opadający na ziemię. Lekko przymknąłem oczy, w nadziei, że nie wpadnie mi nic do oka - brakowało mi jeszcze zakażenia oka i utraty wzroku.
- Ruszajcie się, jeśli chcecie przeżyć! - krzyknął głośno ciągnący mnie mężczyzna, który pociągnął mnie mocniej w swoją stronę.
- A-Ale szefie! Sam powiedziałeś, że-
- Zamilcz! Wiem co powiedziałem! - rozzłoszczony zacisnął mocniej dłoń na moim kołnierzu.
- '' A może to... Nie, pewnie jeszcze nie wie gdzie jestem. Może i jest silny, ale nie grzeszy inteligencją. To nie może być on... Czemu to takie kłopotliwe? Samo to, że żywię do niego takie problematyczne uczucia to jedno, ale to jest chłopak! Przecież nawet gdybym stał na rzęsach nic, by tego nie zmieniło... Tylko przyjaciele. ''
Usłyszałem głośny ryk, dlatego nie byłem już pewny niczego. Jak z balona wszystkie myśli opuściły moją głowę. Chęć przeżycia była silniejsza niż cokolwiek. Pytanie: '' Czy uda mi się przeżyć? '' - było obecnie najbardziej zagadkowym pytaniem.
Ściana za nami rozbiła się na kilkadziesiąt kawałków, a w kłębie dymów ujrzałem mojego bohatera. Mężczyźni za mną krzyknęli głośno i puścili mnie, pozostawiając chłopakowi. Uśmiechnąłem się na tyle ile dałem rady, mając w ustach kawałek materiału. Gdy kurz opadł mogłem dokładniej ujrzeć Naruto, zobaczywszy mnie demoniczna aura opuściła jego ciało. Podbiegł do mnie i szybko wziął na ręce, iż budynek zaczął się walić. Cały czas patrzyłem na jego skupioną twarz i oczy, które pewnym wzrokiem szukały szybkiego miejsca ucieczki dla nas obojga.
Gdy staliśmy już na zewnątrz, Uzumaki wdychał głośno powietrze i delikatnie położył mnie na ziemi. Rozwiązał mi usta oraz oswobodził z lin. W ciągu tych kilku chwil mojego życia, nie byłem wstanie się przyjrzeć moim ranom. Nie wyglądały zbyt... poważnie, ale też nie były takie, by je bagatelizować.
- Dasz radę wstać? - rzekł do mnie momentalnie chłopak.
- Jasne, dzięki za troskę. - powiedziawszy to zostałem zamknięty w szczelnym uścisku.
- Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Bałem się, że nie zdążę na czas. - zacisnął palce na mojej kamizelce shinobi. Widząc, że spiąłem się lekko, puścił mnie i przeprosił zażenowany. - Niedaleko jest mój obóz, który rozbiłem w drodze do Ciebie. Pomogę Ci tam dojść. - wziął mnie pod ramię i w takiej pozycji szliśmy w jego stronę.
Cała droga minęła nam w spokojnej ciszy, która była lekko napięta spowodowanym wcześniej gestem Uzumaki'ego.
- '' Jestem pod wrażeniem tego, że udało mu się w jakimś stopniu oprzeć Kuramie, podczas tej akcji ratunkowej. Jestem z niego dumny. ''
Gdy byliśmy w jego obozie, razem z Naruto zaczęliśmy się lekko sprzeczać. Powiedział mi, że zapomniał niestety dla mnie futonu. Chciałem mu powiedzieć, że mogę spać na ziemi, ale on dalej upierał się przy tym, by to on spał na ziemi, a bym ja zajął miejsce w namiocie. Oboje po czasie zamilkliśmy, a ja usiadłem przed ogniskiem, które rozpalił podczas sprzeczania się ze mną. Podszedł do mnie z apteczką i miałem zamiar ją wziąć w dłonie i sam się opatrzyć, ale Uzumaki zdecydował, że sam to zrobi i opatrzy mi rany lepiej niż ja sam sobie. Nie chcąc wywołać kolejnej niepotrzebnej rozmowy czekałem aż moje rany w końcu znajdę ukojenie. Za każdym razem gdy syknąłem, patrzył na mnie smutnym wzrokiem - starałem się tego nie robić, jego zawiedziona mina kroiła mi serce.
[Time Skip]
Było już późno, ale żadne z nas nie poszło spać. Żaden z nas nie chciał pozwolić drugiemu spać na ziemi.
- W takim razie chodźmy na kompromis.
- Co masz na myśli, dattebayo?
- Pójdziemy spać razem, w futonie jest dużo miejsca dla nas dwojga.
- Słucham?! - krzyknął głośno, a jego policzki pokryły się różem, choć może to tylko światło z ogniska.
- To jak? Pasuje Ci?
- No dobrze...
Oboje weszliśmy do namiotu, a później do futonu, odwróceni do siebie plecami staraliśmy się zasnąć. Po czasie usłyszałem ciche pochrapywanie oraz oddech na mojej szyi. Delikatnie zadrżałem, ale odwróciłam się powoli do tyłu, by ujrzeć spokojnie śpiącą jego twarz. Trudno się było powstrzymać, by go nie pogłaskać bo blond włosach i bliznach na policzku - jak można się domyślić, nie zdołałem się oprzeć pokusie. Nie wiem co mnie popchnęło do tego, by odważnie pocałować go w usta, ale zrobiłem to bardzo ostrożnie, by nie wybudzić ze snu. Ku mojemu zaskoczeniu, niczym w tych książkach dla dziewczyn, oddał mój pocałunek - a nawet pogłębił. Odsunąłem się od niego zmieszany, nie wiedziałem co mam powiedzieć, bo to co zrobiłem było bardzo odważnym krokiem w naszej relacji, ale on uśmiechnął się szeroko i przyciągnął mnie do ponownego pocałunku.
Skończyliśmy się całować chwilę później, ale byliśmy bardzo zmęczeni, więc usnęliśmy wtuleni w siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
10/29!!!
~Yø!
CZYTASZ
|One Shoty Naruto| |ほろ苦い愛| [Tymczasowo Zamknięte] [Rework]
FanfictionNaruto, Naruto: Shippūden, Boruto: Naruto next Generation. • Masashi Kishimoto • Ukyō Kodachi | https://pl.pinterest.com/pin/726698089890289174/ |