5

6.9K 274 21
                                    

Nie całe kilka minut później weszła do biura pana R. kobieta, która miała zostać moją żoną i matką mojego dziecka, które miało przedłużyć ten przeklęty ród. Wyglądała jak kobieta z okładek światowych magazynów i zdecydowanie o tym wiedziała. Przez chwilę miałem przed oczami wspomnienia spotkanych kobiet, których pewność siebie była nie tarczą, lecz zgubą. Śmiertelną zgubą. Rozejrzała się po gabinecie, zaszczycając wszystkich przelotnym spojrzeniem dopiero  na mnie zatrzymała się dłużej. 

- Zostawię was na chwilę. - powiedział pan R. i pomógł żonie wstać, udając się z nią w znanym tylko sobie kierunku razem z ochroniarzami.Czasem nie potrafiłem uwierzyć w jego ciepłe uczucie, które było widoczne, gdy patrzył i mówił  o mojej matce.

- To za ciebie mam wyjść, Krzyku. -powiedziała, robiąc szybką ocenę na mój temat. 

- Owszem. - odparłem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

- Nasz ślub odbędzie się za dwa tygodnie, ale to przecież wiesz- nie spuszczała wzroku z mojej twarzy. Jej wzrok aż błagał, bym mógł temu zaprzeczyć, albo chociaż zareagował na te słowa. - Widzę, że to małżeństwo może jednak udać się pomyślnie. Skoro jesteśmy sami możemy uzgodnić wewnętrzne warunki, o których tylko my będziemy wiedzieć. - oblizała nerwowo usta.

- Skoro zaczęłaś ten temat to zapewne masz już swoją propozycję. Mów.- odparłem po chwili ciszy, przez którą zaczynała tracić początkową pewność siebie. Zrozumiałem, że ona tylko chciała wydawać się pewną siebie kobietą, która wierzy w rzeczy niemożliwe, ale wraz z upływającymi sekundami ta maska kruszyła się, pokazując zupełnie inną twarz. Widziałem, że całym swoim ciałem błaga mnie o emocjonalny wybuch lub chociaż podniesiony głos, by mogła wreszcie pod pretekstem uwolnić kłębiące się w niej emocje, które zaczynały ją dusić. Wyglądało to niezwykle interesująco. - Chciałabym zaznaczyć, że nie pozwolę byś zmienił mnie w zastraszoną kobietę szefa mafii, która będzie ślepo ci ufać...- zaczęło mnie zastanawiać skąd te wyobrażenia na mój temat. Nie chciałem od niej nic, a przynajmniej nic więcej, od czego się  wymaga od naszego małżeństwa.

- Nie mam zamiaru być twoim tyranem - przerwałem jej monolog. - Nie mam zamiaru cię poznawać. Nie mam zamiaru przestrzegać żadnych twoich warunków, ponieważ nie są nam potrzebne. Jeśli chcemy, by to się udało, musimy współpracować, to znaczy, że spotkamy się dopiero na ceremonii, a później będziemy widziani razem tylko wtedy, gdy nasza obecność będzie obecna, a nie sądzę, by było w najbliższym czasie wiele takich uroczystości.

- Masz kogoś? - spytała, a jej głos na końcu się...załamał? 

- Nie - odparłem szczerze, coraz bardziej zaciekawiony tym dziwnym błyskiem , który pojawił się pod wpływem moich słów.- I dobrze by było, byś i ty nie miała nikogo, przynajmniej nie oficjalnie...

- Po prostu nie zbliżaj się do mnie aż do ślubu - powiedziała i wolnym krokiem wyszła z gabinetu pana R., trzaskając drzwiami.

Jak wrażenia po pierwszych pięciu rozdziałach?

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz