48

3K 214 16
                                    

Ten schemat powoli zaczął mnie nużyć, a patrząc na odurzone spojrzenie Jennish siedzącej na tylnych siedzeniach czułem, że oszaleję jeśli ta sytuacja się powtórzy. Nie mogłem chronić jej i zajmować się tym do czego jestem stworzony. Dosłownie. Z każdym wykonanym zleceniem woń zemsty się zagęszcza pociągając za sobą wrogów.

Zacisnąłem palce na kierownicy i zamiast pojechać do siebie skręciłem na skrzyżowaniu i wdepnąłem gaz kierując się do rezydencji pana R. Serce porzuciło swój normalny i stały rytm przyśpieszając. Nawet Bestia w moim umyśle zamarła z zaskoczenia.

— Ten jeden jedyny raz nie będę . — powiedziałem, a szybki rzut oka na naćpaną  i bladą żonę utwierdził mnie, że nie powienienem porzucać swojej decyzji.

W kilka minut znalazłem się pod bramą wjazdową pana R. Nie musiałem nic mówić, po chwili zajeżdżałem pod schody, gdzie na ich szczycie stała starsza wersja mnie.

— Jak źle skończyła się dzisiejsza kolacja? - powiedział, patrząc na mnie z wyższością. Mimo że była  już noc, wiedziałem, że jestem teraz bardziej widoczny niż w dzień.

— Musimy porozmawiać. — przyglądał mi się uważnie przez chwilę nim odpowiedział.

— Wiem. — odwrócił się i ruszył wgłąb swojej rezydencji. Jeśli chciałem by wszystko poszło po mojej myśli musiałem bardzo uważać.

Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na pana R.,którego ciekawił powód mojego niezapowiedzianego przyjazdu.

— Co cię sprowadza do mnie od tak późnej porze, Krzyku?

— Chcę byś odesłał daleko stąd moją żonę.

Każde moje słowo było spokojne i wyważone.

— Dlaczego?

— Ponieważ nie mogę w pełni skupić się na zleceniach, wiedząc, że muszę także pilnować jej.

— Chcesz powiedzieć, że przez nią można zranić ciebie?

— Moim obowiązkiem jako jej męża jest jej ochrona oraz rozwiązanie spraw z Verto. Każda próba połączenia tych rzeczy kończy się porażką, która osłabia twoją i moją reputację. Wszystkie moje siły powinny być skupione na Verto, który chce po trochu podbierać kawałki twojego imprerium.

Stałem i patrzyłem, jak starszy mężczyzna po drugiej stronie biurka pociera brodę, a wyraz twarzy mówił, że intensywnie myśli nad moimi słowami, ale wiedziałem, że to tylko gra. Podjął już dawno swoją decyzję.

— Jest w ciąży?

— Nie. —  moja odpowiedź była natychmiastowa i najwidoczniej rozbawiła mojego pracodawcę.

— W takim przypadku moja odpowiedź również jest negatywna. Koniec spotkania, możesz wrócić do swojej żony i ogarnąć się.

Wystarczyło jedno mrugnięcie okiem, bym w jednej chwili stał i przypierał do ściany mendę najgorszego pokroju. Przez chwilę widziałem w jego oczach zaskoczenie, które dało mi przewagę. Sam nie wiedziałem do końca, jak się tu znalazłem.

Moje palce zaciskały się na jego koszuli gniotąc ją i gdzieniegdzie zostawiając małe dziury. Pozwoliłem, by moje oczy pokazały co się kryje w mojej obrzydliwej duszy. Pokazałem mu to, co tak zapamiętale tworzył od dnia moich narodzin. Byłem silniejszy i w jednej chwili mogłem go bez problemu zabić, ale nie o to w tym chodziło. Odsłoniłem się i musiałem atakować szybko.

— Odeślesz ją i będziesz trzymał z dala od niebezpieczeństw podczas, gdy ja będę odwalał brudną robotę i chronił twoje zasrane królestwo. Nie chcę jej widzieć, dopóki to się nie skończy. Możesz mnie zabić, ale stracisz wtedy zbyt wiele i dobrze o tym wiesz. Twoja legenda przemija staruszku i pora pogodzić się z tym, że jest ktoś od ciebie lepszy i bardziej niebezpieczny niż sam Szatan. Zrozumiano?

— Pożałujesz tego i dobrze o tym wiesz, a teraz puść mnie nim kara będzie boleśniejsza.

— Zrozumiano? — powtórzyłem swoje pytanie, głosem kogoś, kto zaraz zabije swoją ofiarę i będzie przy tym odczuwać niemal niebiańską rozkosz.

— Niech Ci będzie. — powiedział przez zaciśnięte zęby i odepchnął mnie od siebie. Pozwoliłem mu na to i wiedziałem, że za swoje zachowanie zapłacę najwyższą cenę. — Twoje przywiązane do tej kobiety cię zgubi. Nie warto było, synu.

Kto czekał, a co najważniejsze, jak wrażenia ?

Nie wiem, jak u was, ale Leiho u mnie zapunktował.

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz