28

4.3K 238 19
                                    

Leiho

Na języku czułem jej esencję, która była o wiele bardziej upajająca i uzależniająca niż jakąkolwiek używka. Trzymałem na kolanach jej drżącą dłoń i patrzyłem na jej bladą twarz. Była taka bezbronna, mogłem zrobić z nią wszystko, a ona będzie mogła jedynie na to patrzeć i czuć. Nie krzyczała, ale wiedziałem, że tego nie zrobi.

— Nie będzie blizny. — powiedziałem, ściągając z nóg jej dłoń.

Jej oczy miotały pioruny, wiedziałem, że gdyby była wolna spróbowałaby mnie zabić i uciec. Patrząc na nią czułem, jak ogarnia mnie pożądanie i na samą myśl, że więcej bym jej nie widział szalałem. Dlatego musiałem mieć pewność, że mi nie ucieknie.

— Połóż się na brzuchu i unieś biodra. – wstałem i uklękłem w nogach łóżka. Liczyłem, że będzie się opierać i pozwoli mi zostawić na swojej skórze kolejne ślady.

— Po co? — odezwała się zmęczonym głosem, próbując mnie zobaczyć.

— Jeśli się nie pośpieszysz poczujesz, jak twoje nerwy wyją. — odparłem. Po kilku sekundach zastanowienia zrobiła co nakazałem. Rozbrałem ją od pasa w dół zostawiając jedynie cienką bieliznę. Wyciągnąłem z kieszeni marynarki przyniesiony sprzęt i rozłożyłem na materacu. Złapałem ją za krągły pośladek i wstrzyknąłem znieczulenie, akt łaski z mojej strony. Przez chwilę masowałem miejsce wkłucia czekając aż zacznie działać. Słyszałem, jak jej oddech się zmienił. Próbowała uciec od mojego dotyku, ale złapałem ją za biodra i przycisnąłem do materaca.

Gdy w miarę się uspokoiła wziąłem skalpel i zrobiłem nacięcie. Syknęła, gdy umieściłem w niej czip. Założyłem szew i plaster. Wstałem i pogładziłem jej rozgrzaną skórę. Już nigdzie mi nie ucieknie. Uśmiechnąłem się na tę myśl.

— Co mi zrobiłeś? — odezwała się, gdy byłem przy drzwiach. Zerknąłem na zegar, za godzinę muszę być przy transakcji broni.

— Nic co by bardziej zaszkodziło. Odrętwienie powinno minąć za kilka minut.

***
— Powtórz. — podniosłem głowę, a mój głos jak ostrze rozchodziło się po piętrze budynku.

— Nie ma jej tak samo, jak pańskiego laptopa. — odparł jeden z ludzi Pana R., który się ostał żywy po napadzie. Mimo że mówił spokojnie, czułem, że umiera od środka ze strachu, choć nie powinien. Wiedział co go czeka.

— Mojej żony nie ma, fałszywych dokumentów, które zostawiłem też. — strzeliłem w głowę ochroniarza, a głuchy odgłos upadającego ciała przerwał ciszę. Spojrzałem na dwóch ludzi, którzy przyjechali ze mną ze spotkania. — Gdzie jest czip?

— Przy południowej granicy kraju. — powiedział jeden z nich stojąc pośród martwych współpracowników. Nasze buty były lepkie od krwi, która zaczyna krzepnąć na marmurowej podłodze. Odwróciłem głowę patrząc na przecięte ogniwa kajdan mojej żony.

Akcja nabiera tempa.

Zainteresowała was ta historia?

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz