16

4.6K 226 6
                                    

Włączyłem światło podnosząc się z ziemi i nie puszczając jej ręki. Zerknąłem na jej drugą dłoń zaciśniętą na kocu, który mnie okrywał. Puściłem ją, gdy spojrzała na moje palce zaciśnięte na jej dłoni. 

- Czemu to robisz ? - spytałem w jednej chwili obudzony. Widziałem, jak stara się zachować neutralny wyraz twarzy.

- Czemu jesteś tak podejrzliwy? - odpowiedziała pytaniem, a w jej oczach błysnął cień irytacji. 

- Mam swoje powody, czemu to robisz? Odpowiedz. - odparłem z naciskiem . - Czemu chcesz bym zwracał na ciebie uwagę? Nie rozumiem tego.

- Skoro ty tego nie rozumiesz to nie ma sensu, bym ja ci to wytłumaczyła. - westchnęła i spuściła głowę, chowając się przed moim spojrzeniem. Patrzyłem, jak czerwony ślad moich palców blaknie na jej skórze. 

Nic nie powiedziałem, bo nie chciałem znać jej odpowiedzi. Moja dusza zawierała wiele grzechów, które mnie ukształtowały i choć żadnego bym się nie wyparł to grzechu zniszczenia jej nie chciałem na siebie brać chociażby z powodu obietnicy, która została za mnie złożona. Takie zachowanie nie leżało w mojej naturze, ale tym razem postanowiłem zrobić wyjątek.

 Każda jej próba zbliżenia się do mnie kończyła się rozczarowaniem. Poza matką jeszcze nigdy nie przebywałem w obecności osób nie skażonych piętnem Śmierci i nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. 

Ściągnąłem z siebie i podałem jej koc. Wstałem i wyszedłem z piwnicy, z każdym krokiem czułem, jak bestia coraz mocniej pragnie się uwolnić. Mój gest miłosierdzia tylko jeszcze mocniej wzmocnił głód zabijania, ale na jej szczęście pan R. zadbał o to bym mógł zaspokoić jej potrzebę. 

Będąc na piętrze zawołałem strażnika i  nakazałem strzec mojej żony, która do mojego powrotu nie miała prawa wychodzić z piwnicy. Przez następne dwie godziny z trudem powstrzymywałem by nie zarżnąć przypadkowej osoby idąc w kierunku fabryki, w której podobno dorabiał strażnik parkingu przy którym doszło do zamachu. 

Byłem, jak narkoman na głodzie gotów zrobić wszystko by zdobyć kolejną działkę, a w moim przypadku chodziło o przelanie rzeki krwi. Z łatwością otwarłem stalowe drzwi i wkroczyłem do środka. Nie zaskoczył mnie fakt, że fabryka wyrobów metalowych jest tak naprawdę fabryką narkotyków. To tylko utwierdziło mnie w przeczuciu, że jestem  na dobrym tropie. Schowałem się w ciemnym kącie, gdy usłyszałem zbliżające się kroki. Zacisnąłem mocniej palce na trzonie noża powstrzymując się przed atakiem. To nie była dobra okazja, jeszcze przyjdzie ten moment. 

Jednak los okazał się dla mnie łaskawy, jednym z przechodzącej pary strażników był poszukiwany. Odsłoniłem zęby i zatopiłem ostrze w gardle jednego z nich. Żadnego dźwięku, po prostu cisza nawet jego partner nie wydał z siebie nawet pisku. Po prostu patrzył na mnie z każdą chwilą coraz bladszy. Krew zaczęła spływać po koszuli. Przyłożyłem palec do ust i jedną ręką wyciągnąłem trupa na zewnątrz w miejsce, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Poszukiwany posłusznie poszedł za mną. 

- Wiem kim jesteś - powiedział, gdy rzuciłem ciało na ziemię, jak śmieciem, którym z resztą był. 

- Więc wiesz dlaczego tu jestem. - powiedziałem, nachylając się nad trupem. Zacząłem rozcinać jego ubranie nożem, którym wyciągnąłem z jego ciała. - Kto to zlecił? Nazwisko. - dodałem.

- Nie wiem o co ci chodzi. - odparł, jakby czytał w marzeniach moich i bestii. 

Gdy odsłoniłem niemal całą klatkę piersiową z obojętną twarzą zacząłem nacinać jego skórę. 

- Jeśli mi nie powiesz, kto stoi za zamachem, który nastąpił w twojej obecności twój trup będzie wyglądał o wiele gorzej niż on. - skinąłem głową na dziurę , którą stworzyłem nożem w ciele dawnego strażnika. Idealnie koło, które odsłaniało kości i to co było pod nimi. - Jaka będzie twoja odpowiedź? 

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz