7

5.6K 264 15
                                    

Leiho

Nie przepadam za towarzystwem ludzi, ograniczam je do niezbędnego minimum. Najlepiej spędzony czas wspominam na samotnych treningach i planowaniu realizacji rozkazów pana R. Jestem wtedy sam pośród otaczającej mnie ciszy i myśli, które jedna po drugiej składają się w większą całość.

Cisza. Skupienie. Perfekcja. Samotność. Tak zostałem wychowany. A teraz jestem pośród hałasu, chaosu i...ludzi, którzy krzątają się wokół mnie w przygotowaniach do ślubu. Przypominają karaluchy uciekające przed zdeptaniem, w tym przypadku, moim spojrzeniem. Nie obchodzą mnie ich myśli, irytuje mnie sama ich obecność i niepotrzebne słowa, które opuszczają ich ust. Piski, śmiechy, wysokie tony drażnią mój umysł i budzą tę część mojego jeststwa, której najbardziej się obawiają. Czekam tylko na sygnał pana R. by zakończyć ten chaos.

Jedynie głos mojej matki nie wpływa na mnie źle. Wie kiedy pragnę spokoju, wie kiedy ludzie mają wyjść, bo zbliżam się do granicy, ale nie przestaje trzymać mnie za rękę i przytulać. Zgadzam się na to jedynie dla niej.

- Widziałam pierścionek, który jej wysłałeś. - Terrisa trzepnęła mnie w ramię i usiadła obok na kanapie, gdy zostaliśmy sami po ostatnich przymiarkach garnituru. Z trudem powstrzymywałem się przed skrzywieniem. - Mimo że jest piękny, czemu nie pojechałeś do niej i osobiście jej go nie podarowałeś?

- Przepraszam. - powiedziałem nawet nie wiedząc, że coś "wysłałem" mojej narzeczonej.

- Dobrze jej z oczu patrzy. - spojrzała na mnie. -Chcę żebyś był szczęśliwy. - dodała, dopiero po chwili zrozumiałem, że oczekuje reakcji z mojej strony.

- Jestem szczęśliwy.

- Synku - odparła ze smutkiem. - Obawiam się, że nawet nie wiesz co to znaczy być szczęśliwym. - po tych słowach wstała i wyszła, cicho zamykając drzwi.

***

Odgłos mojego przyśpieszonego oddechu i skrzypienie metalu , gdy worek odchylał pod wpływem uderzenia były jedynymi dźwiękami, które burzyły ciszę tego pomieszczenia. Było tu tylko kilka rzeczy ja, worek bokserski, żarówka, która z trudem oświetlała środek pomieszczenia i wspomnienia, które składały się z morderczych treningów pod czujnym spojrzeniem Pana R.

To tu spędziłem spędziłem całe swoje życie nim pan R. wysłał mnie w świat bym karał tych, którzy sprzeciwili się jego woli. To w tym pokoju zasypiam i budzę się każdego dnia, na podłodze, plecami do chłodnego betonu, gdzie nikt nie ma szansy mnie zaatakować.

Opuściłem drżące ręce, z których spływał mały strumyczek krwi prosto na podłogę. W chwili, gdy przestałem uderzać znowu zacząłem jasno myśleć. Zamrugałem i spojrzałem na worek, jakbym widział go pierwszy raz. Zrozumiałem dlaczego zakończyłem trening. Moje pięści ślizgały się po zakrwawionej skórze worka nie wprawiając go w ruch.

- Cieszę się, że już wróciłeś do nas. - spiąłem rozgrzane mięśnie pod wpływem głosu pana R. - Mam dla ciebie zadanie. - odwróciłem się do niego czekając na rozkaz. - Twoja narzeczona postanowiła się zabawić i zaczęła sprawiać w klubie problemy. Zaprowadź ją do domu i postaraj się nikogo nie zabijać. - przy ostatnich słowach uśmiechnął się smutno. Podzielałem z nim to uczucie.

- Oczywiście, panie R. - odparłem spokojnie mimo, że w mojej krwi rozgorzał ogień.

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz