35

3.5K 216 20
                                    

Leiho

Nie odrywałem spojrzenia od drzwi przez które przechodził Verto. Duch, Nieuchwytny. To tylko kilka jego pseudonimów pod którymi jest znany, a skoro chce się spotkać ze mną twarzą w twarz oznacza, że stawka jest wysoka.

Zacisnąłem szczękę czekając na rozwój wydarzeń. Jakaś mała część mnie czuła, że moja żona tu jest i chciała ją dopaść. Odkąd zniknęła z obojętnej istoty stałem kimś kto musi cały czas polować. Gdy mnie wystawiła na atak obiecałem sobie, że przez  najbliższą noc spędzoną razem będzie mnie błagać.

Verto usiadł obdarzając mnie lekkim uśmiechem, którego nie odwzajemniłem.

— Wiesz kim jesteś Krzyku, a ty wiesz kim ja jestem, więc przejdę do setna i zaproponuję ci umowę współpracy. Od bardzo długiego czasu interesuje mnie teren oraz ludzie, na których pracuje pan R. Chcesz go zniszczyć, gardzisz nim tak samo jak każdą inną decyzją, którą podejmuje za twoimi plecami. Zostań moim egzekutorem.

— Mam zdradzić swoje dziedzictwo. Ty przejmiesz jego kontakty, interesy, a ja mam być tym, który sprząta i straszy.

— Dokładnie. — wychylił się w moim kierunku. Głupi pomysł. — Kochasz zabijać, patrzeć na spływającą krew i wtedy niemal czujesz jej smak na języku, ale najbardziej uwielbiasz ich ostatni krzyk, prawda? Zakładam, że stąd wziął się twój pseudonim.  Jaka jest twoja  decyzja.

— Skąd pomysł, że na to pójdę.

Verto kiwnął głową w stronę lustra. Drzwi po raz kolejny się otworzyły i mogłem znowu zmierzyć wzrokiem od stóp do głów kobietę, która mnie tu zwabiła. Była inna niż na zdjęciu, które znalazłem przy zwłokach jednego z jego ludzi. Jednak teraz, gdy miałem szansę lepiej jej się przyjrzeć, a chęć posiada opadła zrozumiałem, że to ona. Poczułem, jak kolejna fala gniewu zalewa mój umysł drażniąc bestię.

— Przeczucie. — odparł Verto, sądząc, że tym mnie przekona. — Więc jaka jest twoja odpowiedź?

— Nie. — powiedziałem czym zaskoczyłem zarówno Verto, ale i Jennish. Widziałem, jak jej oczy rozszerzają się ze strachu. Gdyby nie była zdrajczynią powiedziałaby mi prawdę. Przed oczami pojawiło się wspomnienie mojej żony, która zachęcała mnie do głębszego pocałunku ocierając się o mnie, jak zawodowa dziwka. Pozwoliła mi się zranić. Nadal czułem jej smak na języku niczym najwyborniejszy trunek.

— Rozumiem. — złapał Jennish za ramię i przyciągnął do stołu. Górną część jej ciała położył na blacie i przyłożył nóż do szyi. - Mogę? - dodał, jakby prosił mnie o pozwolenie na przejażdżkę rowerem.

Spojrzałem na tatuaż na jej plecach i kiwnąłem głową.

Powoli przesunął ostrzem po jej szyi nie zatapiając jej w krwi. Podniosłem pytająco brew, gdy nagle odrzucił ostrze i wybuchnął śmiechem. Podniósł Jennish i popchnął ją w moim kierunku. Dziwka spojrzała na mnie błagalnie.

— Jesteś idealny. — powiedział Verto.

Koniec maratonu!

Jakie wrażenia?

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz