15

4.5K 256 11
                                    

Leiho

Nie rozumiałem jej potrzeby bycia w centrum mojej uwagi, a jej szczerość i determinacja po raz kolejny mnie zaskoczyły. Nie rozumiała, że moje zachowanie jest podyktowane obowiązkami,  które zostały spisane w umowie stworzonej długo przed naszymi zaślubinami. Czy tego chciała czy nie stałem się jej obrońcą, ale nie takim o jakim zapewne marzyła. 

Sytuacja, która rozgrywała się na zewnątrz budynku pogarszała się z minuty na minutę, a zarówno pan R. jak i ojciec mojej żony zakazali mi wprowadzać ją w szczegóły śledztwa. W pełni się z nimi zgadzałem.

Powodem dla którego jeszcze nad sobą panuję będąc przy niej jest fakt, że tak samo jak moja matka potrzebuje dzielić się dotykiem w dobrym znaczeniu. Odkąd pamiętam dotyk kojarzy mi się z przemocą, bólem, cierpieniem, na początku, gdy go poznawałem to ja byłem ofiarą, odczuwałem wszystkie te negatywne emocje, ale wraz z kolejnymi mijającymi latami stawałem się katem. Wtedy to mój dotyk stawał się postrachem, który wydzierał z gardeł swoich ofiar krzyk. Jeden ostatni długi krzyk.

- Leiho? - usłyszałem jej głos, jak przez mgłę. Nie rozumiała w jakim niebezpieczeństwie znalazła się będąc ze mną w zamkniętej klatce, ale nie to było teraz najważniejsze. Ona powiedziała moje imię, choć znały je jedynie dwie osoby moja matka oraz pan R. Nawet podczas ślubu nie mówiliśmy swoich imion, wystarczyły same nazwiska.

- Co powiedziałaś? - powiedziałem ze złością i zaskoczeniem. Byłem ciekawy kiedy ta kobieta w końcu przestanie mnie zaskakiwać, tym bardziej, że nie wie jak bardzo pragnę jej dotknąć, posmakować i zostawić trwałe ślady na jej skórze, a pocałunek w jej pokoju pozostawił po sobie jedynie niedosyt i chęć na o wiele więcej. A bestia nie lubi czekać.

- Co? Chodzi o twoje imię?  - odparła, zaciskając usta w wąską kreskę. Skuliła się w sobie, a ja zacząłem wyczuwać od niej strach. Taki słodki i nęcący...- Skąd je znasz?

Podskoczyła, gdy ostatnie słowo niemal wysyczałem.

- Znam je od dawna, chciałam wiedzieć, jak nazywa się osoba, która miała zostać moim mężem.

- Po co naprawdę potrzebna ci ta wiedza? - spytałem z podejrzliwością.

- Czy to naprawdę takie dziwne, że chciałam cię poznać?! -wybuchła, gdy nadal czekałem na jej prawdziwą odpowiedz. 

- Tak. - moja odpowiedź była krótka. —  Co jeszcze o mnie wiesz? 

-  Nic, naprawdę,  bardzo ciężko cokolwiek o tobie znaleźć, a ty pomyślałeś przez chwilę o mnie? Wiesz chociaż, jak mam na imię? 

Moja odpowiedź na wszystkie te pytania była przecząca. Nie sądziłem, że te informacje mogą być mi potrzebne, wierzyłem, że nic się nie zmieni. Moje milczenie dało jej odpowiedź, spuściła ramiona.

—  A powiesz mi chociaż, dlaczego tu jesteśmy. — wskazała rękami na otaczający nas pokój. 

— Jesteś w niebezpieczeństwie, więc cię tu przeniosłem. — wskazałem na materac i poduszkę dla niej przygotowaną. — Dziś tu zaśniesz, a ja niedaleko ciebie. Później znajdę coś wygodniejszego. 

Spojrzała raz na materac,  raz na mnie z zaskoczeniem, gdy położyłem się pod ścianą półnagi. Położyła się na materacu nie odrywając ode mnie spojrzenia, tak samo jak ja od niej. Patrzeliśmy na siebie przez chwilę, ja z ciekawością, ona z obawami. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale zacisnęła palce na kocu, a żaden dźwięk nie opuścił jej ust. 

— Dobranoc. — powiedziała w końcu, gdy światło zgasło.  

Zasnąłem od razu, gdy tylko światło zgasło, a słowa mojej żony zlały się w niezrozumiały zlepek liter. 

* * *

Nim pojąłem co robię moja dłoń już zaciskała się czyimś nadgarstku, dopiero gdy minęła chwila pojąłem, gdzie jestem i kim jest osoba obok mnie. 

Słodki krzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz