Podjechałem pod wskazany adres i zaparkowałem nie spuszczając wzroku z wejścia do lokalu. Nie miałem problemów z ochroną ponieważ ta knajpa należała do pana R., czyli kiedyś wkrótce i do mnie.
Od razu po przekroczeniu progu uderzyła mnie fala hałaśliwej muzyki, a dzięki panującemu półmroku z trudem potrafiłem rozróżnić pojedyncze sylwetki ludzi w zatłoczonej sali. Jednak mimo wielu utrudnień szybko znalazłem wzrokiem moją narzeczoną. Stała na barze z kieliszkiem wypełnionym alkoholem w ręku i "tańczyła , ponieważ nie wiedziałem jak nazwać inaczej te ruchy, które wykonywała. Miała na sobie sukienkę, która praktycznie nic nie zakrywała, a jedynie pokazywała, gdy padł na nią snop reflektora. Zacisnąłem usta widząc pożądliwe spojrzenia mężczyzn tłoczących się przy barze, by zdobyć jak najlepszy widok. Świerzbiły mnie palce, by zacisnąć dłonie na ich szyjach lub po prostu ich zastrzelić. Powstrzymywał mnie jedynie rozkaz pana R.
Z każdą kolejną sekundą czułem, jak żądny krwi potwór drapie ściany mojego umysłu błagając o wolność. Jeśli miałem wykonać polecenie pana R. musiałem szybko ją stąd wynieść.
Przedarłem się na sam początek i spojrzałem na kobietę, która wypijała kolejny kieliszek za dużo.
— Patrzcie na mnie póki jeszcze możecie ! — zawołała. — Za niedługo już to nie będzie możliwe, bo będę żyć z dupkiem, który mnie nie zauważa, a ja muszę być mu posłuszna jak pies!
— Ja cię widzę! — krzyknął ktoś z końca sali. — Wyjdziesz za mnie?!
— Chciałabym! — odkrzyknęła.
— Natychmiast stamtąd zejdź — powiedziałem kategorycznie, czując, że coraz bardziej zbliżam się do granicy wytrzymałości, a tłum pijanych kobiet, który zaczął mnie dotykać i wpychał dłonie pod marynarkę tylko pogarszał ten stan.
Moja narzeczona spojrzała na mnie, a później na trzymany pusty kieliszek.
— Chyba jestem pijana, skoro widzę cię w barze. — wybełkotała i zaczęła się chwiać na wysokich obcasach. — Albo znowu śnię o tobie na jawie.— zmarszczyła brwi. — Tak, ta opcja wydaje się najbardziej prawdopodobna. Po tych słowach straciła przytomność i upadła. W ostatnim momencie udało mi się ją złapać w ramiona. Ściągnąłem marynarkę i okryłem jej ciało nim wyniosłem ją na chłodną noc. Pojękiwała przez całą drogę do jej domu, potrafiłem jedynie zrozumieć część jej słów, choć nawet i te nie miały dla mnie sensu. Coraz bardziej czułem, że to małżeństwo nie może być spokojne, teoretycznie razem, ale każdy żyje swoim życiem. Jeśli dzisiejsza sytuacja będzie się powtarzać będę zmuszony sam wyłożyć jej kilka zasad dobrego wychowania.
W chwili, gdy stanąłem pod jej domem w drzwiach pojawili się prawdopodobnie jej rodzice. Chcąc się jak najszybciej wrócić do siebie wziąłem na ręce ciało mojej narzeczonej i ruszyłem w kierunku drzwi.
— Gdzie ją zanieść? — powiedziałem z nutką rozgoryczenia do pana domu od którego wyczuwałem strach.
— Do jej pokoju. — odparł i ruszył szybkim przed siebie w kierunku schodów na pierwsze piętro. Otwarł drzwi i wskazał na wielkie łóżko. Przez chwilę zszokował mnie niepotrzebny rozmiar jej łóżka. Położyłem ją na łóżku i zacząłem odczepiać jej palce z siebie. W chwili, gdy jej głowa dotknęła poduszek zamrugała i spojrzała na mnie mglisty wzrokiem.
— Zaśniesz ze mną? — spytała cicho, z nadzieją.
— Nie. — wyprostowałem się. — Teraz śpij.
CZYTASZ
Słodki krzyk
RomanceTa cisza między nami jest krzykiem bezsilności naszych serc, gdy niebłagalnie dążymy ku zagładzie.