17

501 40 5
                                    

James stwierdził, że nie wraca do domu i to były jedyne słowa, jakie wydusił z siebie odkąd godzinę wcześniej wpadł w ramiona Elliotta. Anderson był kompletnie zagubiony. Zdarzało mu się pocieszać różne osoby w różnych, ale wiedział, że nie jest w tym najlepszy i o ile przy kimkolwiek innym nie czuł się na tyle spięty, o tyle przy Merricku tak było - bał się, że powie lub zrobi coś nie tak i najpierw go tym urazi, a krótko potem go straci. Przy innych osobach nie bał się tak bardzo, że tego kogoś straci. Byłby o wiele spokojniejszy, gdyby wiedział jak najlepiej uspokoić Jamesa, gdyby wiedział jak się zachować. To był moment, w którym dotarło do niego jak wiele jeszcze o sobie nie wiedzą i ile mają do odkrycia. Wątpił, aby James wiedział wiele więcej o tym, jak się zachować, gdyby sytuacja była odwrotna. Nagle te półtorej miesiąca wydało się być niczym. Mimo że przez ten czas zdążyli sobie zaufać i stali się dla siebie nawzajem najważniejszymi i najbliższymi osobami, jakie mieli aktualnie w swoim życiu, to wciąż było jeszcze wiele rzeczy, których o sobie nie wiedzieli. Elliott postanowił, że postara się to zmienić, ale najpierw musiał uporać się ze zrozpaczonym Jamesem.

— Powiedz co ci powiedziała, albo sam cię tam zaciągnę — zagroził, po tym jak Merrick uparcie ignorował jego pytania. Ten jednak wciąż milczał. Anderson miał ochotę się rozpłakać. Jak miał mu pomóc? Co mógł dla niego zrobić? — Jimmy proszę...

— Powiedziała, że chce żebym umarł — wyznał cicho, bo łamiący się głos chłopaka sprawił, że coś zabolało go w sercu jeszcze mocniej niż odrzucenie ze strony matki. Nie chciał go ranić. 

Elliott zamarł. Nie potrafił uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Przecież Robert mówił, że ją uspokoił, że zgodziła się na wyjazd do Santa Barbara - dał im nadzieję na to, że jest dobrze, że wszystko będzie dobrze.

— Co? — spytał niedowierzając. Jak własna matka mogła powiedzieć swojemu dziecku, że chce, żeby umarł?

— Gdy powie ojcu, wyrzeknę się, że to odwzajemniłeś. Ty też się wyrzeknij...

— Jimmy...

— Pojadę na leczenie, ty sobie poradzisz...

Elliott pokręcił głową. Nie było mowy, żeby się na to zgodził. Odsunął się lekko i ujął twarz Jamesa w swoje dłonie, zmuszając go do patrzenia mu w oczy.

— Nie zostawię cię z tym, rozumiesz? To z wymykaniem się po nocach to był mój pomysł, a przez to wpadliśmy. To moja wina. Porozmawiam z twoim ojcem, nic i nie zrobi...

— Ty go nie słyszałeś — przerwał mu. — Nie wiesz jak mówi o takich jak my. On cię zabije...

— Nic mi nie zrobi — powiedział stanowczo, naprawdę z trudem powstrzymując się przed tym, żeby nie powiedzieć Jamesowi, że ma czym zaszantażować jego ojca na wypadek, gdyby ten okazał się być tchórzem. — Tobie też nic nie zrobi. Przetrwamy to, obiecuję ci.

James nie wiedział skąd w Elliotcie taka siła, taki spokój i pewność, że będzie dobrze, ale był mu za to wdzięczny. Wtulił się ufnie w jego klatkę piersiową, ale już nie płakał. Anderson odetchnął z ulgą, że jest trochę lepiej i objął go mocno. Wiedział, że kiedyś będą musieli się z tym zmierzyć - zdawał sobie z tego sprawę od pierwszego pocałunku, ale nie sądził, że to stanie się tak szybko. Wiedział, że jeśli to przetrwają, w co chciał wierzyć, ta sytuacja tylko ich wzmocni. A po tym co zobaczył wczoraj w Czarnym Kocie naprawdę wierzył, że będzie dobrze - wątpił, aby William stanął po stronie żony, samemu będąc podobnym do syna. Owszem, James wielokrotnie mówił, że jego ojciec nienawidzi wszystkich queer, ale może tylko udawał, że tak jest, aby nikt go o to nie podejrzewał? Przecież Shirley powiedziała, że była pewna, że Elliott jest queer, ale jego zachowania względem homoseksualistów sprawiły, że przestała tak myśleć - może paradoksalnie właśnie to było najlepszą metodą ukrywania się - nie ubiór, nie fryzura, a podejście do takich osób. Williamowi włosy układały się w sposób, w jaki, według Jose, układały się homoseksualistom, a Elliott, mimo że o tym wiedział, nie podejrzewałby ojca Jamesa o coś takiego i nie uwierzyłby, gdyby ktoś mu o tym powiedział - musiał zobaczyć to na własne oczy, aby to zrozumieć. Naprawdę cieszył się, że to zajście w Czarnym Kocie miało miejsce wczoraj, a nie w przyszłości, albo nawet nigdy, bo to było jedynym powodem, dla którego Elliott wskutek strachu nie zarządził ucieczki. Bo jednego w relacji z Jamesem był pewien i, chociaż go to przerażało, mógłby z nim uciec, byleby byli bezpieczni. 

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz