40

318 27 8
                                        

— Stłumili protesty — to były pierwsze słowa Kevina po powrocie do domu.

Dzień po pogrzebie Williama pod lokalnym posterunkiem policji rozpoczęto protesty środowiska queer w związku z zamordowaniem Merricka. Domagali się sprawiedliwości dla tego, który oddał strzał, aby pokazać, że za mordowanie ludzi queer też otrzymuje się karę - tylko tyle i aż tyle.

— I tak długo walczyli — odparł James.

Poprzez długo miał na myśli trzy dni. Mogłoby się wydawać, że to krótko, ale biorąc pod uwagę, że poprzednie protesty można było mierzyć w minutach, paradoksalnie było to naprawdę dużo.

— Powinniśmy być tam z nimi — dodał James, który, gdy tylko usłyszał o protestach od razu chciał do nich dołączyć, ale Kevin i George wspólnymi siłami przekonali go, że nie jest to najlepsze rozwiązanie.

— Zginęło osiem osób, przynajmniej drugie tyle zaginęło, kilkanaście osób zostało zatrzymanych — streścił mu sytuację. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś był jedną z tych osób, a gwarantuję ci, że zrobiliby ci krzywdę sądząc, że to twoja sprawka. I tak cię szukają. Twój tata chciał, żebym cię chronił. Puszczenie cię tam by tym nie było.

James westchnął. Wiedział, że to był argument nie do podważenia i że Kevin ma rację, ale mimo wszystko bolało go, że nie mógł walczyć o sprawiedliwość dla własnego ojca. A co więcej mu zostało poza walką?

— Nie mogę się wiecznie ukrywać — zauważył.

Aktualny plan Kevina zakładał, aby James nie pojawił się w szkole do końca roku szkolnego. Nie powiedział tego chłopakowi, ale porozmawiał z problematycznymi nauczycielami zapewniając mu promocję do ostatniej klasy. Uważał, że przez wakacje sprawa przycichnie i James będzie mógł wrócić do normalnego życia, ale do tego czasu nie zamierzał pozwalać mu wychodzić poza mury domu.

— To tylko kilka tygodni.

— A mogłoby nie być tego wcale.

Kevin zmarszczył brwi, bojąc się, co ten chłopak tym razem wymyślił.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Że pójdę na policję, odpowiem na ich pytania i tu wrócę.

Kevin pokręcił głową.

— Nie — stwierdził krótko. — Nawet nie możesz tak myśleć.

— Pójdę tam jak będziesz w pracy, nie zatrzymasz mnie.

— Zabiją cię niezależnie od tego co powiesz — powiedział zirytowany.

James uśmiechnął się ironicznie.

— A myślisz, że o co mi chodzi? — spytał. — Nie bierz tego osobiście, ale wszyscy, których kochałem nie żyją. Nie mam powodu, by tu być. Spójrz na mnie. Jestem chodzącym niczym. Młodym, uzależnionym od alkoholu człowiekiem, który i tak już niczego w życiu nie osiągnie. Przecież musisz to widzieć. Jako martwy przynajmniej na coś się przydam.

Kevin nie miał zamiaru tego słuchać. Obiecał Williamowi, że zajmie się jego synem i zamierzał tej obietnicy dotrzymać. Wiedział, że chłopakowi nie jest łatwo, ale nie zamierzał pozwolić mu się poddać.

— W jaki niby sposób masz przydać się martwy?

— W taki, że zostanę symbolem. Jak tata. Nie zamierzam się ukrywać, by żyć, bo już nie chcę żyć, rozumiesz? — spytał ze łzami w oczach. — Od dawna nie chcę żyć. Wcześniej przy życiu trzymało mnie to, że znajdą Elliotta. Ale wiesz co? Nie znaleźli go. Nie znaleźli go i zabili mi ojca. To było parszywe pół roku, błagam nie zmuszaj mnie do czekania co planuje dla mnie drugie pół.

Kevin usiadł obok Jamesa na kanapie i przyciągnął go do siebie. Chłopak od razu dał upust emocjom i zaczął płakać nie walcząc już ze łzami. Był słaby. Żałośnie słaby.

— Uwierz mi, że najchętniej sam odebrałbym sobie życie, ale to nie jest wyjście — powiedział łagodnie, bo sam też miał już łzy w oczach. Gdy obiecywał Williamowi opiekę nad Jamesem, nie sądził, że będzie to takie ciężkie, ale nigdy wcześniej nie zajmował się żadnym nastolatkiem, więc nie wiedział w jaki sposób ma dotrzeć do Jamesa. — Poza tym masz George'a. Bądź silny dla niego.

— Próbowałem, ale już tak nie mogę. Nie daję rady, Kevin. Proszę, pozwól mi odejść.

Mężczyzna odsunął się, kładąc obiec dłonie na policzkach chłopaka i zmuszając go do patrzenia na niego. James uciekał jednak wzrokiem jak tylko mógł.

— Spójrz na mnie — poprosił, a chłopak z trudem to zrobił. — Obiecałem się tobą zaopiekować i słowa dotrzymam. Jeśli nie chcesz żyć dla siebie, a nie możesz żyć dla George'a, zrób to dla mnie. Jesteś jedynym co zostało mi po Williamie. Nie mogę cię stracić i go zawieźć. Proszę, zrób to dla mnie i walcz o siebie.

Chłopak momentalnie opuścił wzrok. Wiedział, że był dla Kevina ważny, wiedział, że mężczyzna momentami widział w nim ojca, ale chęć śmierci była silniejsza niż kiedykolwiek.

— Zadzwonisz do George'a, żeby przyjechał na noc? — poprosił słabo. Wiedział, że Brown jest jedyną osobą, która może mu teraz pomóc przetrwać do jutra, gdy może chęć śmierci będzie mniejsza.

— Wolałbym, żebyś ty to zrobił.

— Nie dam rady go poprosić, a potrzebuję go teraz. Proszę.

Kevin bał się, że James w tym czasie spróbuje czegoś głupiego, dlatego cały czas miał go na oku, ale ten nie ruszył się z kanapy. Skoro to nie była pułapka, aby spróbować odebrać sobie życie, oznaczało to, że James faktycznie miałby problem z poproszeniem swojego przyjaciela o przyjazd, a to nie sprawiło, że na twarzy Kevina pojawiła się ulga. Martwił się o niego jeszcze bardziej.

Uzgodnił z ojcem George'a, że ten zostanie u nich na noc. Pan Brown zaproponował też, że przywiezie syna pod jego adres, aby nie szedł do nich po ciemku.

To sprawiło, że George był w domu Kevina już po piętnastu minutach. Od razu znalazł się przy Jamesie i poprosił mężczyznę o prywatność.

— Co się dzieje? — spytał zmartwiony, a James opuścił tylko głowę.

— A co nie? — odpowiedział pytaniem. — Nie chcę dłużej żyć. Czemu to nie mnie zabili?

George ujął obie jego dłonie i złączył ich czoła.

— Nie mów tak — poprosił. — Wciąż są ludzie, dla których jesteś ważny. Zrobię wszystko, żeby było lepiej. Wszystko. Powiedz tylko co mam zrobić — posiedział błagalnie. — Proszę, powiedz co mam zrobić.

James niczego nie powiedział, ale przechylił lekko głowę i pocałował go delikatnie, niepewnie. George chciał odwzajemnić pocałunek, ale bał się, że Merrick postąpił impulsywnie i mogliby tego żałować.

— Nie chcesz? — spytał szeptem James.

— Chcę, ale nie chcę, żebyśmy tego żałowali.

— Mam tylko ciebie — powiedział słabo. — Nie chcę jednej nocy. Chcę, żeby to co powstało między nami było delikatne, powolne... nie chcę się spieszyć, ale wiem, że cię potrzebuję. Proszę.

George miał obawy, bo to duży krok, ale widząc w jakim stanie jest James, nie potrafił mu odmówić, szczególnie, że marzył o tym odkąd tylko go zobaczył. Pocałował go czule i delikatnie, aby przekazać mu w ten sposób, że zrobi wszystko, aby o niego zadbać.

A/N

Wow, udało się coś na telefonie 😅

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz