47

343 24 16
                                        

Po długich nocnych godzinach spędzonych na rozmowie, w trakcie której Elliott wyrzucił z siebie wszystkie  traumatyczne przeżycia z ośrodka i w trakcie której obaj płakali, gdy Anderson opisywał co tam przeszedł - Elliott przez to, że ciężko było mu o tym mówić, a James dlatego, że nie potrafił sobie wyobrazić jak silny był Anderson skoro zniósł to wszystko, chłopcy zasnęli - tym razem już obaj i wtuleni w siebie, nie zważając na to, że ryzykują. Dla nich liczyło się tylko to, że znowu są razem.

Ryzyko szybko okazało się być ich koszmarem. Elliotta obudziło poczucie duszności i niestety to mu się nie wydawało - gdy otworzył oczy, ujrzał przed sobą twarz ojca. Szturchnął Jamesa, mając nadzieję, że ten się obudzi i mu pomoże, ale chłopak nie zareagował.

Elliott nie miał możliwości bronić się w tej pozycji i gdy przed jego oczami pojawiły się mroczki, gdy był pewien, że tym razem to naprawdę koniec, jego ojciec padł nieprzytomny na jego nogi.

Chłopak, próbując złapać oddech, zobaczył przed sobą swojego brata, który trzymał w rękach krzesło, którym ogłuszył ojca. Robert szybko jednak pobladł i wybiegł. Elliott nie rozumiał czemu, ale wtedy raz jeszcze spojrzał na Jamesa i dostrzegł nóż wystający z jego pleców.

W oczach stanęły mu łzy, nie wiedział co robić i zaczął panikować. Krzyczał, chociaż sam nie rozumiał ani jednego wymawianego przez siebie słowa.

Robert dał radę zachować zimną krew i po chwili pojawił się w sali z lekarzami i noszami, na które błyskawicznie, ale ostrożnie przenieśli Jamesa, aby jak najszybciej zabrać go na salę operacyjną. Inny lekarz sprawdził co z Josephem. Wszystko działo się tak szybko, że Elliott niczego nie rejestrował - przed oczami wciąż miał obraz nieprzytomnego James z nożem wbitym przecież nie tak daleko od serca. Był przerażony na myśl o tym, że może go stracić.

Elliott poczuł oplatające go ramiona - to był jego brat, który przeklinał się w myślach, że puścił tu ojca samego. Gdyby przyszedł chwilę później prawdopodobnie i Elliott i James już by nie żyli.

— Nic ci nie jest? — upewnił się, bo nie był pewien czy nie powinien wezwać lekarza brata, aby zbadał go po podduszeniu.

— Nie mogę go stracić — odpowiedział przez łzy. — Nie teraz. Błagam, nie teraz...

— Spójrz na mnie — poprosił Robert, odsuwając się nieco i patrząc na Elliotta, który dopiero po chwili zdobył się na odwagę, aby spojrzeć na starszego brata. — James z tego wyjdzie, obiecuję ci. I obiecuję, że ojciec więcej was nie tknie...

— Czemu miałbym ci zaufać? — spytał ze łzami w oczach. Gdy ostatni raz widział brata, sekunde później musiał uciekać przed rozwdzieczknym ojcem. To Robert powiedział ojcu prawdę o nim czym zniszczył mu życie. Czemu miałby więc wierzyć w jego szczere intencje?

— Bo dzięki mnie skończyłeś w tym ośrodku, a nie w kostnicy — odpowiedział Robert. — Wiem, że jesteś wściekły, ale uwierz, że chciałem twojego dobra. Nie miałem pojęcia co dzieje się na tych terapiach...

— Czemu w ogóle mu powiedziałeś? — spytał przez zaciśnięte zęby. — Mogłeś najpierw porozmawiać ze mną.

— Żebyś kłamał, że między wami niczego już nie ma? Nie potwierdziłbyś przecież, że mnie okłamałeś. Przez kilka tygodni kłamałeś, okłamałeś mnie patrząc mi w oczy. Nie dałbyś mi nawet rozpocząć tej rozmowy.

Chłopak pokręcił głową. Wiedział, że Robert najpewniej ma rację, ale nie chciał tego kontynuować.

— Jak w ogóle się dowiedziałeś?

— Lucien się upił i zaczął mówić, że jestem głupi, że daję ci się nabierać.

Elliott pobladł. Ufał Lucienowi, powiedział mu o sobie i Jamesie w tajemnicy i był pewien, że akurat on jej dotrzyma. Postanowił, że rozliczy się z nim na pierwszym możliwym spotkaniu.

— Sukinsyn...

— Na pewno nic ci nie jest? — upewnił się Robert, bojąc się o brata, ale Elliott go zignorował.

— Co zrobimy jak ojciec odzyska przytomność? — spytał, a Robert w tym momencie zrozumiał, że to najpewniej dopiero początek ich problemów.  — Przecież on tu wróci.

— Jestem silniejszy od niego, obronię cię — zadeklarował. — Tylko muszę zadzwonić do Dorothy, żeby spakowala nasze rzeczy i zabrała Henry'ego.

Henry był synem Roberta i jego oczkiem w głowie. Dziecko zmieniło podejście młodego mężczyzny do życia i uświadomiło, że rodzinę powinno kochać się bez względu na wszystko, bo on swojego syna tak właśnie kochał.

— Skąd mam mieć pewność, że nie staniesz po jego stronie, że nie udajesz teraz?

Robert westchnął. Elliott czasem naprawdę myślał jak dziecko.

— Gdybym chciał, żeby cię zabił to bym cię nie ratował i nie biegłbym po lekarzy, żeby ratowali Jamesa. Popełniłem błąd i masz prawo mnie za niego nienawidzić, ale zrozum, że nigdy nie chciałem dla ciebie źle. Myślałem, że gdy powiem ojcu, on ci wytłumaczy, że robisz źle i pomoże ci się zmienić. Nie podejrzewałem nawet, że mógłby chcieć cię zabić. Teraz chcę ten błąd naprawić. Mam już gdzieś co z kim robisz tylko po prostu nie daj się nikomu za to zabić.

Elliott nie rozumiał. Bał się zaufać bratu po raz kolejny, ale z drugiej strony było w nim coś prawdziwego, co sprawiało, że mu wierzył, szczególnie, że chwilę wcześniej uratował mu życie.

Robert był pewien, że brat mu zaufa, więc gdy Elliott uderzył go z całej siły (której na szczęście nie miał wówczas dużo) w nos, był zaskoczony jego zachowaniem.

— To za powiedzenie ojcu — poinformował go. — A to za to, że przestałeś być upartym kretynem — dodał, przytulając brata, co jeszcze bardziej zaskoczyło Roberta - jak można być tak niestabilnym?

Starszy, mimo ciosu, przytulił młodszego, starając się nie przejmować bólem nosa, który najpewniej miał złamany - zasłużył, a w porównaniu do tego, co zafundował bratu, było to tyle co nic. Teraz miał tylko nadzieję, że dzięki błyskawicznej reakcji James szybko do nich wróci.

A/N

Krócej trochę tym razem. Next jutro.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz