Rozmowa z Lucienem zmieniła Elliotta. Przestał udawać i wrócił do swojej starej fryzury i stylu, bo gdy mężczyzna powiedział mu, że rozpoznał w nim queer ze wzgląd na przesadnie sztuczny styl, co odebrał za ewidentną próbę ukrywania się, Anderson uznał, że jeśli ktoś ma go rozpoznać to i tak to zrobi. Do tego wszystkiego doszedł papieros, który faktycznie pomagał mu być spokojniejszym, a według Jamesa uatrakcyjniał Elliotta, czyli mówiąc po naszemu dodawał mu seksowności. Brunet zauważył też, że większość palących mężczyzn jest hetero, więc równie dobrze palenie mogło uchodzić za swego rodzaju kamuflowanie się.
Anderson, po dłuższej analizie, postanowił posłuchać Luciena w sprawie pracy i zaczął pracować tak jak reszta pracowników, czyli co drugi dzień. To dawało mu co drugie popołudnie z Jamesem, co Merrick odebrał z olbrzymią ulgą i radością, bo to, że przez ostatnie dni nie mógł nawet chwycić Elliotta za rękę naprawdę zaczynało go irytować. Brunet nie przypuszczał, że decyzja o zmniejszu ilości godzin pracy przyniesie mu coś jeszcze. Coś, czego nigdy by nie przypuszczał.
Byli w odosobnionym miejscu na plaży, w tym, które nazywali swoim. Brunet cały czas miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje, ale nikogo nie dostrzegł, więc w końcu uznał, że jest po prostu przewrażliwiony i postanowił ignorować to dziwne uczucie.
Leżał wtulony w Jamesa, który delikatnie gładził go po włosach. Nic nie mówili, ale nie dlatego, że coś było nie tak, a dlatego, że nie czuli takiej potrzeby. Elliott miał przymknięte oczy, chcąc zapamiętać z tej chwili jak najwiecej. Zastanawiał się jak wcześniej żył bez niego u swego boku. Przy Jamesie wszystko było inne, prostsze. Gdy był przy nim akceptowanie samego siebie było wręcz nieporównywalnie łatwiejsze niż wtedy, gdy nie miał go obok i czasem zastanawiał się, że może jednak tylko mu się wydaje, że taki jest i robi im obu krzywdę.
— O czym myślisz? — spytał w końcu Elliott, przerywając ciszę, bo o ile cisza mu nie przeszkadzała, stęsknił się za głosem chłopaka.
— O tym, że to jest zbyt piękne — odparł James, opierając podbródek na głowie Andersona, który mimowolnie uśmiechnął się na ten gest.
— Co jest piękne?
— To co jest między nami. To, że w końcu mamy spokój. To, że mój tata nas wspiera... Może to głupie, ale boję się, że to się zaraz skończy.
Elliott zamyślił się na moment. James miał rację - było zbyt dobrze. Owszem, musieli się ukrywać i oprócz nich o wszystkim wiedziały dwie osoby - William i Shirley, a Elliott pracował, aby mieli zabezpieczenie finansowe w razie problemów, ale nie przeszkadzało im to, bo mieli siebie i obaj wierzyli w to, że im się uda. A przynajmniej chcieli wierzyć w to, że się uda.
— Nie zawsze będzie tak dobrze jak teraz — przyznał. — Ale po to pracuję, żebyśmy dali sobie radę, gdy będzie gorzej. Poradzimy sobie.
James w odpowiedzi splótł mocno ich dłonie i pocałował Elliotta w głowę.
— Też powinienem znaleźć pracę — stwierdził. — Nie chcę, żeby wszystko spadało na ciebie.
Anderson uśmiechnął się delikatnie i podniósł głowę, aby móc na niego spojrzeć
— Radzę sobie, Jimmy. A twoja mama nabierze podejrzeń, jeśli zaczniesz pracować. Skup się na szkole, ja zajmę się resztą.
— To pozwól mi chociaż odrabiać za ciebie prace domowe, bo prawie w ogóle nie sypiasz.
— Śpię wystarczająco do tego, aby funkcjonować i wiedzieć co robię i mówię — zaprotestował. — Nie chcę, żebyś czuł się do tego zmuszony. Daję sobie radę.

CZYTASZ
Sąsiad z naprzeciwka
RomantikDruga połowa lat czterdziestych dwudziestego wieku. Nastoletni Elliott Anderson wprowadza się z rodzicami do Inglewood w hrabstwie Los Angeles. W domu naprzeciwko mieszka rodzina Merricków z synem Jamesem, który jest jego rówieśnikiem. Chłopcy szybk...