31

391 27 3
                                    

— On zabiera ciebie czy ty jego? — Helen spytała Jamesa, gdy ten przyszedł do Andersonów na umówioną wcześniej godzinę. Jej mąż pojechał na lotnisko po Roberta i Dorothy, więc mogli rozmawiać swobodnie, co dawało im spory komfort.

— Chyba on mnie — odparł. — Elliott mnie zaprosił, więc ciężko żebym to ja zabrał jgo.

— Dużo będzie osób?

James wzruszył ramionami, bo nie wiedział. W poniedziałek przed Świętami wszyscy w szkole mówili o imprezie u Archiego, co mogła oznaczać dwie rzeczy - albo to, że w tym roku szykują się dwie imprezy, albo to, że Shirley postanowiła zaprosić do siebie tylko wybrane osoby.

— Trzeba by zapytać Shirley — odparł. — Na pewno nie tyle co każdego roku na imprezach organizowanych przez kogoś ze szkoły, bo większość będzie u Archiego.

Kobieta westchnęła. Martwiło ją, że ta dwójka wychodzi na imprezę razem, a szczególnie na imprezie, o której Elliott uprzedził ją, że będzie tam alkohol. Bała się, że to co było między nimi wyda się w tak głupi sposób - że wypiją za dużo i zapomną, że nie są sami. 

— O której wrócicie?

— Mam nadzieję, że rano — odparł. — Moi rodzice wyszli, więc planuję po imprezie zabrać Elliotta do siebie.

— Tylko uważajcie, żeby was nikt nie zauważył — poprosiła. Bała się, że jeśli wrócą pod wpływem alkoholu i pójdą do domu Merricków, przed wejściem zostaną zauważeni przez Josepha lub Roberta, albo będą na tyle głośno, że zwrócą na siebie uwagę.

— Będziemy ostrożni — obiecał jej. Czuł się odpowiedzialny za Elliotta i za to, aby jeszcze przez kilkanaście miesięcy ich związek pozostawał tajemnicą przed tymi, którzy do tej pory o nim nie wiedzieli. — Gdzie on tak właściwie jest?

— Od godziny wybiera koszulę. To może jeszcze trochę potrwać.

James spojrzał na zegarek. Jeśli zaraz nie wyjdą, spóźnią się. A były dwa powody, dla których nie chciał się spóźnić. Pierwszym był to, że on tego nie lubił, bo miał wrażenie, że zawodzi osobę, z którą się umówił, a drugim to, że Shirley naprawdę potrafiła się wściec, jeśli przychodziło się na spotkanie z nią spóźnionym.

— Pójdę mu pomóc — postanowił, mając nadzieję, że Elliott się o to nie wścieknie.

Drzwi do pokoju chłopaka były uchylone, co James wykorzystał, aby się do niego zakraść. Objął go delikatnie od tylu i pocałował w szyję. Elliott na początku się przestraszył, ale gdy ramiona Jamesa go oplotły, od razu wiedział, że to on, więc był spokojny i nawet się lekko uśmiechnął.

— Wiesz, że we wszystkim wyglądasz równie przystojnie, prawda? — spytał, a Elliott uśmiechnął się szerzej. Lubił gdy James go komplementował.

— W którejś na pewno spodobam ci się bardziej.

Merrick, nie puszczając Elliotta, oparł głowę na jego ramieniu i przyjrzał się rozrzuconym na łóżku koszulom, po czym wskazał palcem na najprostszą białą, ale nie dlatego, że w tej Elliott najbardziej mu się podobał, bo to nie robiło na nim żadnej różnicy, ale dlatego, że ten wybór najprościej byłoby mu uzasadnić, gdyby Elliott spytał, czemu akurat ta.

— Musisz mnie puścić, żebym ją założył — zauważył Elliott, a James schował twarz w jego szyję.

— Jak dla mnie możesz się nie ubierać — stwierdził, muskając jego ramię, na co Elliott znowu się uśmiechnął.

— Nie widziałeś mnie tylko półtorej tygodnia.

— To jak wieczność. Szczególnie w Święta — stwierdził, ale odsunął się, aby pozwolić mu się ubrać. — Twoja mama mówiła, że Bobby przyjeżdża.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz