37

277 27 9
                                    

Mawia się, że nieszczęścia chodzą parami. Nie zawsze jednak ta para nieszczęść wydarza się bezpośrednio po sobie. Tak było też w przypadku Jamesa Merricka. 

George odprowadził go do domu, aby dodać mu odwagi do rozmowy z ojcem odnośnie przeprowadzki do Kevina. Szybko jednak miało się okazać, że żadna rozmowa nie będzie już potrzebna. 

Kevin siedział oparty o swój samochód zaparkowany przed domem Merricków. Patrzył się w ziemię, a gdy uniósł wzrok, widząc, że ktoś idzie, James od razu dostrzegł w jego oczach łzy. 

— Wejdź do swojego pokoju i upewnij się, że wszystko zabrałem — powiedział Kevin, a Merrick stanął w miejscu, nie rozumiejąc o co chodzi. Wyprowadzali się do niego? Jeśli tak to czemu płakał?

— Gdzie tata? — spytał niepewnie, bo był pewien, że gdyby jechał z nimi, czekałby z Kevinem w samochodzie.

Mężczyzna spojrzał na niego poważnie, dając mu do zrozumienia, że to nie jest miejsce na takie rozmowy.

— Upewnij się, że wszystko wziąłem i wsiadaj do auta. Resztę wyjaśnię u mnie.

James chciał się kłócić, ale George siłą zaciągnął go do jego pokoju, przyśpieszając tempo, gdy zobaczył panią Merrick, zamknął drzwi i zasłonił je własnym ciałem uniemożliwiając jej wejście do środka. Nie wiedział co się stało, ale wiedział, że coś złego, więc instynktownie postanowił bronić Jamesa przed tą kobietą.

— On ma się stąd wynieść — powiedziała stanowczo. Wyraz jej twarzy był czymś dziwnym - wściekłość połączona ze smutkiem. George dawno nie widział czegoś takiego i przerażało go to. Co musiało się stać, że Kevin zabierał Jamesa do siebie, a ona była w takim stanie?

— Niech pani się nie martwi, za kilka minut go tu nie będzie. 

— Wpuść mnie do niego, chcę się upewnić co do jednej rzeczy.

— To pani go wyrzuca czy chce z nim porozmawiać? Nie wpuszczę pani tam. 

— Jesteś taki jak on, że tak go bronisz? — spytała ostro, bo nie podobało jej się to, co widziała w zachowaniu tego chłopaka. Nigdy go nie lubiła - coś jej w nim nie pasowało i nie potrafiła powiedzieć co. Może to przez te głupoty, do których prowokował Jamesa w pierwszej klasie?

— Tak — powiedział bez zawahania George. — James tego nie odwzajemnia, ale nie zmienia to faktu, że go kocham i nie pozwolę pani go skrzywdzić, on wystarczająco cierpi. Cieszę się, że pani mąż w końcu dostrzegł, że dla Jamesa będzie lepiej bez pani...

— Tamten wam nie powiedział? — spytała zaskoczona, ale i podłamana, a Brown niczego już nie rozumiał.

— Czego? 

— William zginął dzisiaj na służbie. 

George poczuł jak nogi się pod nim uginają. To przecież był już jakiś cholerny żart. Najpierw Elliott, a teraz on? James mógł znieść wiele, wciąż znosił, ale to było zbyt dużo. 

— James wiedział, że William był homoseksualny? — spytała, a George, do którego informacja o śmierci ojca przyjaciela nie mogła jakoś dotrzeć, przytaknął tylko słabo. Żadne słowo nie chciało opuścić jego ust. — Więc przekaż mu, że już nie mam syna.

W normalnych okolicznościach George pewnie coś by jej odpyskował, ale teraz naprawdę nie miał na to siły. James dopiero co zaczął czynić małe kroczki ku temu, by żyć normalnie po zaginięciu Elliotta, a teraz to wszystko miało szlag trafić. Kto, mając obok siebie tak naprawdę tylko dwie osoby, pozbierałby się po śmierci obu tych osób w przeciągu pół roku? 

Gdy George poczuł szarpnięcie za klamkę, odsunął się, aby wypuścić Jamesa.

— Wziął wszystko oprócz notesu — poinformował Merrick i szybko zauważył postawę i wyraz twarzy przyjaciela, który nie mógł świadczyć o niczym dobrym. — W porządku?

— Twoja matka właśnie powiedziała, że już nie ma syna — odparł, mając nadzieję, że da radę ukryć przed Jamesem fakt o śmierci jego ojca aż do czasu, gdy wsiądą do samochodu. 

Blondyn parsknął. 

— Nic nowego. Od pół roku się zachowuje jakbym nie był jej synem tylko kimś obcym — stwierdził. — Idziemy?

George przytaknął i razem opuścili dom, po czym wsiedli do samochodu Kevina. Mężczyzna początkowo nie chciał wpuszczać Browna, ale gdy wymienili się spojrzeniami, zrozumiał, że ten będzie potrzebny - sam sobie nie poradzi, nie zapanuje nad Jamesem, gdy powie mu prawdę. Nie miał okazji poznać George'a, ale wiedział o nim tyle, że jest jedynym przyjacielem, który został Jamesowi, więc postanowił dać mu szansę.

Milczeli przez całą, chociaż krótką, drogę do domu Kevina. Milczeli też wnosząc rzeczy Jamesa. Dopiero gdy wszystko wnieśli, Kevin poprosił Jamesa, aby usiedli.

— Wiem, że to będzie dla ciebie ciężkie, szczególnie teraz, ale nie mam zamiaru wymyślać kłamstw, aby zataić przed tobą prawdę, bo i tak byś się dowiedział, więc wolę, żebyś dowiedział się ode mnie.

James spojrzał na mężczyznę zagubiony.

— O czym?

Kevin przygryzł wargę i odwrócił wzrok.

— Policja postanowiła przeprowadzić dzisiaj atak na jeden z barów dla queer. Nie byłeś tam nigdy, ale chodziliśmy tam czasem z Williamem. On o tym nie wiedział, nie wiedział, co to była za akcja. Gdy zorientował się, że zamierzają wszystkich aresztować, stanął w naszej obronie. Nie wiem czy dlatego, że ja tam byłem, czy dlatego, że uznał to za słuszne... — przerwał, bo naprawdę nie potrafił wymazać z pamięci tego, co dzisiaj zobaczył. — Powiedział im, że mają się wynosić i dać nam spokój, bo jesteśmy normalnymi ludźmi. Na dowód tego stanął przy mnie i mnie pocałował, mówiąc im, że jest jednym z nas i jeśli nas zaatakują, będą przeciw niemu. To ich rozwścieczyło, zaczęli strzelać... — Kevin przetarł twarz dłonią, aby chociaż jeszcze przez chwilę stłumić łzy. — Został ranny. Odszedł w moich ramionach... — znowu urwał, bo teraz nie był już w stanie powstrzymać łez. — Jego ostatnią wolą było to, żebym stamtąd uciekł i się tobą zaopiekował. Policjanci dotarli do waszego domu przede mną. Powiedzieli twojej mamie prawdę o tym, jaki był. Dlatego nawet nie protestowała, gdy powiedziałem, że cię zabieram. Inaczej nie wiem co bym zrobił...

James poczuł, że robi się blady. Przestał słuchać, bo żadne słowa i tak nie miały już sensu - żadnego nie rozumiał, żadne do niego nie docierało - jakby zlały się w jeden ciąg dźwięków bez ładu i składu. George szybko dostrzegł, że z Merrickiem nie jest dobrze i momentalnie był przy przyjacielu, który przylgnął do jego klatki piersiowej i po prostu się rozpłakał, momentami wpadając w spazmy. Brown płakał razem z nim, bo nie potrafił uwierzyć w to, że to wszystko go spotkało. Znał Jamesa od lat - nigdy nikogo nie skrzywdził, był dobrym chłopakiem - nie zasłużył na to, co zgotował mu ten rok.

A/N

Tym razem krócej - czasem tak jest lepiej dla fabuły.

Next jutro.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz