34

298 27 5
                                    

Każdy dzień był dla Jamesa jeszcze gorszy niż poprzedni, bo z każdym kolejnym wieczorem jego nadzieja na to, że Elliott się odnajdzie stopniowo przygasała.

William robił co mógł - postawił na nogi policję nie tylko w Los Angeles, ale i całym kraju, bo przecież chodziło o zaginięcie nieletniego. Informację o zaginięciu chłopaka puszczały nawet radia, w całym stanie wisiały plakaty z jego zdjęciem, które William otrzymał od matki chłopaka. Niestety kolejne dni upływały, a w sprawie nie pojawiało się nic nowego - były tylko zeznania jakiejś staruszki, która twierdziła, że widziała jak jakiś mężczyzna bije i kopie Elliotta, a potem drugi podjechał samochodem i zapakowali go tam nieprzytomnego. Opis pasował do Josepha, który został w tej sprawie zatrzymany, ale szybko znalazł adwokata, który zabronił mu cokolwiek mówić. Na konfrontacji staruszka nie była pewna czy to jego widziała, więc musieli go puścić. Od tamtego dnia relacje między Josephem i Williamem były wrogie.

James po dwóch tygodniach, widząc cierpienia Helen, zwrócił kobiecie pieniądze, które ta dała mu wcześniej na ucieczkę z jej synem i powiedział, że ona bardziej ich teraz potrzebuje. Pani Anderson wiedziała, że James ma rację. Wyprowadziła się od męża już trzy dni później, podając swój nowy adres jedynie Jamesowi i Williamowi, prosząc ich o informację, jeśli Elliott jednak wróci. Ale on nie wracał.

Merrickowie mijali Josepha prawie codziennie z praktyczną pewnością, że właśnie przechodzą obok mordercy. Z kolei Joseph coraz bardziej zastanawiał się czy tym drugim nie był właśnie syn sąsiadów - po co Merrickowie angażowaliby się w to wszystko, gdyby było inaczej?

Nadzieja pojawiła się, gdy okazało się, że Kevin i Jose mają znajomości w większości ośrodków w skali całego kraju, w których prowadzono terapie dla osób homoseksualnych, a oczywistym było, że jeśli Joseph i Robert nie zabili Elliotta i nie porzucili gdzieś ciała, to umieścili go w takim ośrodku. Niestety po kilku tygodniach mieli już pewność, że żaden ośrodek w kraju, a udało im się dotrzeć dosłownie do każdego, nie przyjął nikogo, kto nazywałby się Elliott Anderson. Najbliższy ośrodek przyjął w tym czasie jednego Elliotta, który pasował do opisu i wiek też się zgadzał, ale nie zgadzało się za to nazwisko, bo to nie brzmiało Anderson, a Clark.

Gdy więc potwierdzono, że Elliotta nie ma w żadnym z takich ośrodków, a śledztwo nadal nic nie wykazywało, James coraz bardziej oswajał się z myślą, że już go nie zobaczy, a to sprawiało, że z każdym kolejnym dniem było z nim coraz gorzej.

William przestał radzić sobie z synem. James znikał na całe dnie, czasem noce. Zazwyczaj wracał pijany. Właściwie to coraz trudniej było spotkać go trzeźwego. Do szkoły chodził wybiórczo. Z nikim nie rozmawiał - tylko z Shirley, aby upewnić się, że ona niczego się nie dowiedziała, ale odpowiedź za każdym razem była taka sama. Na dodatek tego wszystkiego potwornie schudł.

Szesnasty marca tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku był dniem, który James z łatwością mógłby określić jako jeden z najgorszych w swoim życiu i ten, w którym popełnił ważny błąd.

Żył na granicy funkcjonowania, ale jeszcze radził sobie na tyle, aby móc zaprosić George'a, Johna i Joe do siebie, żeby zrobić razem projekt na fizykę. Słabo szło mu myślenie, ale jakoś dawał radę, mimo poczucia, że tylko ogranicza resztę grupy, która bez niego zrobiłaby to dużo szybciej.

Gdy usłyszał pukanie do drzwi i po chwili zobaczył w nich przejętego ojca, wiedział, że coś się stało.

— Możemy porozmawiać na osobności? — spytał William, a James przytaknął, przeprosił przyjaciół i wyszedł z ojcem na korytarz, zamykając drzwi.

— Znaleźliście coś?

W głosie chłopaka było słychać nadzieję. Prawda była taka, że wolałby, żeby znaleźli ciało Elliotta niż kompletnie nic - wtedy przynajmniej mógłby go pożegnać, nawet jeśli do końca życia nie pogodziłby się z tym jak to wszystko się skończyło. To dałoby mu chociaż trochę ulgi w tym wszystkim.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz