32

337 25 11
                                        

Gdy Elliott się przebudził i zobaczył, że dochodzi szósta, uznał, że powinien wracać do siebie, bo nie był pewien o której mieli wrócić rodzice Jamesa, a ostatnie czego chciał to nakrycie przez matkę chłopaka - po to William poświęcił swój wieczór i noc, żeby byli bezpieczni, a nie żeby wpadli w tak głupi sposób. Pocałował Jamesa w klatkę piersiową i starał się go delikatnie szturchać, żeby go obudzić. Naprawdę nie chciał wychodzić bez pożegnania - mimo wszystko źle by się z tym czuł.

James mruknął coś cicho, bo prawda była taka, że poszli spać bardzo późno, a tak właściwie to nie poszli spać wcale tylko zasnęli leżąc razem, przez co ledwo kontaktował i pobudka zdecydowanie była dla niego czymś, czego jego mózg nie chciał nawet rejestrować.

— Jimmy — powiedział cicho Elliott, a jego głos pobudził Jamesa na tyle, aby zaczął jako tako kontaktować.

— Hm? — mruknął, uchylając jedno oko.

— Muszę iść — poinformował go. — Lepiej, żeby mnie tu nie było jak wrócą twoi rodzice. 

— Czemu przejmujemy się moimi rodzicami? — spytał, a brunet wywrócił oczami. 

— Bo twoja matka nie będzie uradowana z faktu, że się spotykamy. Naprawdę muszę iść, zobaczymy się wieczorem.

James westchnął, rozbudzając się i zdając sobie sprawę, że świat nie jest taki piękny jak we śnie, z którego właśnie wyrwał go Elliott. 

— Przyjdę do ciebie o piątej — zaproponował, a Anderson przytaknął, bo uznał, że do tej pory dojdzie do siebie po drzemce, czyli będzie się nadawał chociażby do rozmowy.

— Dobrze — potwierdził, po czym pocałował go delikatnie, powodując na twarzy Jamesa delikatny uśmiech. 

— Kocham cię. 

— Ja ciebie też — odparł Elliott i wstał, szukając swoich ubrań. Zanim zdążył się ubrać, Merrick już zasnął. Anderson uśmiechnął się i raz jeszcze podszedł do Jamesa, ale tym razem po to, aby delikatnie go pocałować. 

Uznał, że najgorsze co może się zdarzyć to spotkanie z rodzicami Jamesa w drzwiach, dlatego wykradł się oknem, po czym ruszył w stronę swojego domu z głową pełną myśli - było inaczej niż zawsze, czuł się inaczej. Może dlatego, że pierwszy raz w Nowy Rok wiedział, czemu od zawsze czuł się inny, jakby nie pasował do świata, w którym przyszło mu żyć. Teraz nie tyle wiedział czemu tak się czuje, ale wiedział też, że jest to prawda - tacy jak on nie pasowali do tego świata, więc on też tu nie pasował, ale przynajmniej nie był z tym sam. 

Jego rozmyślenia przerwało zapalające się światło w salonie. I to nie on je zapalił. Podniósł niepewnie głowę i zobaczył przed sobą swojego ojca i brata. Ich miny nie były przychylne i sprawiły, że Elliott się przeraził. Wiedział, że coś jest nie tak. Gdyby po prostu na niego czekali, zachowywaliby się inaczej, byłaby z nimi mama. Coś się stało.

— Gdzie mama? — spytał, bojąc się, że coś jej się stało. Bał się, że miała wypadek. Ale czy wtedy ojciec nie miałby łez w oczach? A teraz zdecydowanie nie miał łez - to była wściekłość.

— To prawda? — zapytał mężczyzna, a Elliott spojrzał na brata i już wiedział. Wiedział, że Robert w jakiś sposób dowiedział się o nim i Jamesie i powiedział o tym, co ich łączy ojcu. To był moment, w którym chłopak zrozumiał, że nawet ułamek sekundy może mieć wpływ na to czy przeżyje najbliższe kilka minut. 

Dlatego nie myślał - po prostu rzucił się do ucieczki, dziękując im, że zapalili światło zanim zamknął drzwi, bo w ten sposób zyskał trochę czasu. 

Biegł przed siebie nie mając pojęcia co zrobi. Wiedział, że do domu nie wróci, bo to wiązałoby się z praktycznie pewną śmiercią. Nie mógł też pobiec do Jamesa, bo jeśli William nie wrócił, tylko narazi chłopaka. Uznał, że pobiegnie do Shirley - musiał jedynie zyskać na tyle dużą przewagę, aby ktoś z Lawsonów zdołał otworzyć mu drzwi, a jeszcze lepiej, jakby po drodze ich zgubił. 

Biegł przed siebie, nie patrząc na nic - Los Angeles o tej godzinie było praktycznie pozbawione jakiegokolwiek życia - żadnych samochodów, prawie żadnych ludzi. Chociaż przydałoby mu się, gdyby ktoś przechodził, a najchętniej policja. Wcisnąłby jakiś kit, że nie zna tych ludzi i chcą mu zrobić krzywdę. Wyparłby się też tego, że jest homoseksualistą - powiedziałby, że ma dziewczynę, a gdyby mu nie wierzyli, poszedłby z nimi do Shirley, którą przygotował na to, żeby była na taką okoliczność gotowa - to miało być jego koło awaryjne na wypadek, gdyby jego ojciec się dowiedział. Tymczasem przestraszył się bardziej niż sądził, że się przestraszy. Widząc oczy ojca po prostu spanikował, bo wiedział, że ten nie da szansy mu się wytłumaczyć. Nie będąc tak wściekłym. 

Elliott zawsze był wysportowany i szybko biegał, co powinno dać mu przewagę. I zapewne dałoby, gdyby nie to, że gonił go żołnierz, którego wyszkolono do tego by biegać szybko z pełnym ekwipunkiem wojskowym. To sprawiło, że jego szanse były zerowe, ale nie zdawał sobie z tego sprawy dopóki jego twarz nie uderzyła w chodnik. 

Próbował się podnieść, naprawdę chciał uciekać dalej, ale poczuł mocne uderzenie w głowę. Tak mocne, że go ogłuszyło, w uszach zaczęło mu dzwonić, ale dzwoniło w nich tylko przez chwilę, bo po niej zniknęło wszystko. Stracił przytomność.

A/N

Tak, jestem złym człowiekiem, wiem.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz