Robert zauważył dość widoczną zmianę w swoim bracie już podczas kolacji. Elliott był pewniejszy siebie, ale to nie to wywołało niepokój, a to, że zmieniło się też jego zachowanie i być może nawet sposób bycia.
Chłopak poprawiał włosy trochę częściej niż zwykle, jakby chciał mieć pewność, że cały czas są dobrze ułożone. Miał też rozpięte górne guziki koszuli, dzięki czemu odsłaniał nieco więcej ciała niż zwykle i co mogło uchodzić za nieco wyzywające. Oprócz tego siadał tak jak według Roberta siadać mogła jedynie dziewczyna - noga założona na drugą nogę, co doprowadziło starszego z Andersonów do szału, ale ze wzgląd na swoją narzeczoną postanowił nie wszczynać ostrzejszej dyskusji przy posiłku, jednak nie potrafił też kompletnie zignorować zachowania brata.
— Usiądź normalnie — poprosił, wiedząc, że później będzie musiał poważnie z nim porozmawiać. Coś musiało być na rzeczy - coś się zmieniło i wątpił, aby ta zmiana go ucieszyła, bo podejrzewał już z czym to jest związane.
— Siedzę normalnie — odpowiedział, na co Robert z trudem zapanował nad nerwami. Był pewien, że gdyby nie Dorothy, za chwilę doszłoby do rękoczynów. Żałował, że zgodził się zabrać tu brata razem z młodym Merrickiem, ale miał podejście takie jak Mary - wierzył, że ten wyjazd sprawi, że między Jamesem i Elliottem się pogorszy, że może im przejdzie, że uznają to tylko za głupi wybryk... Tymczasem zaczął się obawiać, że sprawdziły się jego największe obawy, szczególnie, że również James był nieco inny i zmienił się sposób w jaki ten patrzył na Elliotta. Robert doskonale znał to spojrzenie z własnych doświadczeń - patrzył tak na dziewczynę po tym jak zaczynali ze sobą współżyć. Prawie stracił apetyt przez myślenie o tym, do czego mogło tu dojść, gdy razem z Dorothy zostawili ich tu samych. Starał się więc o tym nie myśleć, ale nie było to takie proste.
— Elliott — powiedział stanowczo, na co młodszy z braci wywrócił oczami, ale posłuchał go i usiadł normalnie, co doprowadziło do głuchej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami związanymi bezpośrednio z jedzeniem.
— Chcemy wyjść z Jimmym pozwiedzać okolicę — poinformował Elliott po kilku niemych minutach, przerywając ciszę.
Robert spojrzał na brata starając się nie mieć w oczach wyrzutu. Zdawał sobie sprawę, że dla wszystkich teraz będzie lepiej jeśli dadzą sobie przestrzeń, ale jeszcze bardziej wolałby, gdyby Elliott zaczął spędzać mniej czasu z Jamesem. Musiał coś wymyślić.
— Jutro?
Chłopak pokręcił głową.
— Po kolacji.
Robert zmarszczył brwi, bo kompletnie go nie rozumiał. Co niby chcieli zobaczyć nocą? Było przecież krótko po zachodzie słońca.
— Nie lepiej w ciągu dnia?
— Chcemy zobaczyć też wieczorem, a jutro nie będzie już okazji — wyjaśnił Elliott, na co jego brat westchnął. Wiedział, że cała ta sytuacja to problem, dlatego uznał, że może nawet lepiej jak ta dwójka gdzieś wyjdzie, bo będzie mógł poradzić się Dorothy odnośnie tego, jak powinien dalej na to reagować, jeśli rozmowa z bratem nic nie da. Potrzebował wsparcia, bo już sam sobie z tym nie radził. To co robił jego brat wykańczało go, było wbrew temu co mu mówiono i co uważał za słuszne. Tłumił to w sobie, bo nie chciał, aby Elliottowi stała się przez to krzywda ze strony ich ojca, ale teraz czuł, że krzywda i tak już mu się stała - jego brat potrzebował pomocy. Wierzył, że w przyszłości mu za to podziękuje.
— Dobrze, ale najpierw porozmawiamy — powiedział stanowczo.
Nastolatek westchnął, ale zgodził się, bo wiedział, że tej dyskusji nie wygra. Był tu pod opieką brata i nie zamierzał wchodzić z nim w konflikt, szczególnie, że ten chyba był po jego stronie, bo inaczej już dawno powiedziałby rodzicom o jego relacji z Jamesem, prawda?
CZYTASZ
Sąsiad z naprzeciwka
RomanceDruga połowa lat czterdziestych dwudziestego wieku. Nastoletni Elliott Anderson wprowadza się z rodzicami do Inglewood w hrabstwie Los Angeles. W domu naprzeciwko mieszka rodzina Merricków z synem Jamesem, który jest jego rówieśnikiem. Chłopcy szybk...