— Co jeśli to pułapka? — spytał James, gdy tylko Elliott powiedział mu o zaproszeniu na obiad.
Brunet podszedł do Merricka przed pierwszą lekcją i poinformował go, że chce z nim porozmawiać, więc blondyn zaciągnął go w stosunkowo ustronne miejsce tylko po to, żeby dowiedzieć się, że to mama Elliotta ich wczoraj nakryła i że zaprasza go na obiad.
— To nie jest pułapka — zapewnił Anderson, patrząc prosząco na swojego chłopaka. — Przecież ty też masz tego dość, sam mówiłeś. Moglibyśmy posunąć się dalej niż rozmowa i pocałunek. To dla nas szansa.
James pokręcił głową. Miał za dużo obaw co do tego pomysłu. Owszem, to jak aktualnie wyglądała ich relacja go męczyło, bo miał niby miał chłopaka blisko, ale nic nie mógł zrobić, ale dawało im w pewnym stopniu bezpieczeństwo (no chyba, że ktoś będzie ich śledził tak jak wczoraj zrobiła to pani Anderson). Był gotów wytrzymać kilka czy nawet kilkanaście miesięcy bez niczego więcej niż rozmowa, dotyk i pocałunki o ile to zapewni mu kolejne lata z Elliottem.
— Umawianie się kiedy będziemy to robić z twoją matką? To chore.
— Przecież nie musimy tego robić za każdym razem, gdy będziesz do mnie przychodził. Nawet nie chcę, żeby wiedziała, że jakiegoś konkretnego dnia będziemy to robić. Ja tak nie chcę. Nie chcę się umawiać na konkretny dzień, Jimmy. Chcę, żeby to działo się, gdy poczujemy, że w danej chwili obaj tego chcemy. Żeby to wyszło naturalnie.
James przytaknął. Naprawdę rozumiał Elliotta, bo sam też nie chciał, żeby seks był dla nich czymś sztywnym, umówionym. Ich pierwszy raz był po części umówiony, bo niby wiedzieli, że zrobią to tego dnia, ale stawiali na wieczór, po kolacji, a tymczasem zrobili to trochę wcześniej, bo po prostu tak wyszło.
— Na pewno nie zrobimy tego za pierwszym razem, bo nie możemy mieć pewności, że nie naśle na nas twojego ojca. To byłby dosłownie koniec wszystkiego.
— Wytrzymam jeśli zrobimy to w przyszłym tygodniu albo trochę później — zadeklarował, chcąc go uspokoić, żeby nie czuł presji, że to spotkanie jest tylko po to, bo wcale tak nie było - chciał się po prostu móc do niego przytulić bez obaw, że ktoś przypadkiem będzie przechodził obok i ich nakryje, chciał móc go pocałować wiedząc, że nikt tego nie zobaczy i nie wyciągnie wobec niego konsekwencji. — Ale minęło sześć tygodni, potrzebuję cię więcej, częściej. Proszę, nie zmuszaj mnie, żebym zaczął cię błagać.
James uśmiechnął się delikatnie i pocałował go w szyję, aby go uspokoić, bo czuł, że Elliott zaczyna się spinać. Też chciał zrobić to jeszcze raz, ale nie był gotowy na ryzyko. Nie potrafił zaufać matce Elliotta po tym jak zawiódł się na własnej.
— Też tego chcę i wiesz o tym — powiedział spokojnie, wydmuchując ciepłe powietrze w szyję bruneta. — Ale zrobimy to dopiero, gdy będę pewien, że jesteśmy bezpieczni. Nie chcę, żeby coś ci przeze mnie zrobili.
— Zaraz ty mi coś zrobisz — jęknął cicho Elliott, bo to co właśnie robił James mocno na niego działało, a byli w cholernym schowku na miotły, podczas gdy powinni być na matematyce, co sprawiało, że odczuwał swego rodzaju adrenalinę.
— Ty mi to robisz cały czas — stwierdził James, muskając ustami jego szyję. — Jesteś zbyt przystojny.
Elliott uśmiechnął się i starał rozluźnić, ale nie było to łatwe, bo bał się, że James zaraz doprowadzi go do wzwodu, a naprawdę powinni iść na lekcję, bo dzwonek zadzwonił gdy powiedział mu o zaproszeniu na obiad.
— Nie moja wina, taki się urodziłem — wydukał i zagryzł wargę, gdy James rozpiął mu kilka górnych guzików koszuli, po czym przygryzł mu skórę przy obojczyku. — Co ty robisz? — jęknął, bo coraz ciężej było mu nad sobą zapanować.
CZYTASZ
Sąsiad z naprzeciwka
RomanceDruga połowa lat czterdziestych dwudziestego wieku. Nastoletni Elliott Anderson wprowadza się z rodzicami do Inglewood w hrabstwie Los Angeles. W domu naprzeciwko mieszka rodzina Merricków z synem Jamesem, który jest jego rówieśnikiem. Chłopcy szybk...