48

310 23 5
                                        

— Co zrobisz, jeśli kiedyś cię stąd wypuścimy i odkryjesz, że on ma kogoś innego? 

Elliott przyjrzał się z uwagą mężczyźnie, który siedział naprzeciwko niego. Był normalnej postury, mimo że siedział, był widać, że jest dość wysoki, był też widocznie zadbany - jego czarne włosy były widocznie ułożone, zarost też był zadbany. Plakietka, którą miał na marynarce informowała, że nazywał się Timothy Durand, a tak właściwie doktor Timothy Durand. Anderson nauczył się, żeby nie ufać żadnemu lekarzowi w tym ośrodku.

— Jeśli nie będziecie mnie tu trzymać latami to tak się nie stanie. Będzie czekał.

— Skąd wiesz?

— Bo mnie kocha.

Lekarz spojrzał na Elliotta współczująco. Nikt z personelu ośrodka nie wierzył w to, że uczucie o którym tak często mówił Anderson mogłoby być możliwe. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że od początku działania placówki nie było tu żadnego homoseksualisty, który mówiłby o uczuciu - większości z nich chodziło po prostu o seks. Dlatego też z innymi było łatwiej niż z Elliottem - tamci nie mieli po co walczyć, poza tym zazwyczaj trafiali tu przynajmniej po części z własnej woli i chcieli się zmienić, a Anderson zachowywał się tak, jakby jego celem było udowodnienie wszystkim, że go nie zmienią.

— Nie kocha cię.

— Skąd pan wie?

— Bo mężczyzna nie może kochać drugiego mężczyzny.

— To pana zaskoczę, ale ja go kocham. I on mnie też. 

— Tacy jak wy nie kochają. Mylicie przyjaźń z miłością...

— Wiem co to przyjaźń — przerwał mu Elliott. — Mam przyjaciół. I wiem co to miłość, proszę mi wierzyć.

— A co jeśli jednak znajdzie kogoś innego? — mężczyzna nie odpuszczał. — Co byś zrobił?

Chłopak westchnął. Zastanawiał się nad dwoma odpowiedziami - pierwszą dla siebie, bo w sumie był ciekawy oraz drugą dla lekarza. Elliott zawsze tak robił. Chodziło o to, aby jak najmniej go poznali, bo dzięki temu ciężej będzie im go zmienić. 

Problem w tym, że Elliott nie wiedział. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, aby James mógł zrobić coś takiego. Merrick był delikatny, wrażliwy, wierny - to sprawiało, że Anderson wierzył w to, że gdy wróci, nie dowie się o żadnej zdradzie.

— Znalazłbym kogoś nowego, pewnie starszego.

— Czemu? — spytał mężczyzna, zaskoczony taką odpowiedzią chłopaka.

— Żeby zrozumiał, że mnie stracił.

Niestety po powrocie rzeczywistość okazała się być inna. Elliott początkowo poczuł się zraniony tym, że James związał się z Georgem, ale szybko mu przebaczył i teraz to on bał się, że straci Merricka przez własną głupotę. Nie powinien był zachęcać go do tego, żeby razem spali, ale tak bardzo potrzebował uwierzyć w to, że da radę z nim być, że terapia go nie zmieniła, że zignorował zdrowy rozsądek. 

Nie pomogło to, że pracownicy szpitala wezwali matkę Jamesa, mimo że Helen powiedziała lekarzom, że chłopak nie mieszka z matką. Elliott początkowo nawet nie zorientował się, że kobieta przyjechała. Był zamknięty w swoich myślach, modlił się, żeby lekarzom udało się uratować Jamesa. Gdyby nie ta sytuacja pewnie za kilka godzin byłby w drodze do nowego domu, a teraz? Teraz wiedział, że tu zostanie nawet jak lekarze pozwolą mu wyjść. Miał gdzieś prośby lekarzy, aby wrócił do siebie na salę i odpoczywał. Jak miał odpoczywać w obecnej sytuacji? 

Brunet zdał sobie sprawę, że Mary Merrick jest w szpitalu dopiero, gdy poczuł uderzenie na swojej twarzy. Kultura nakazywała mu nie bić kobiet, więc początkowo miał zamiar ją zignorować, ale gdy Mary wymierzyła drugi cios, chwycił ją za rękę, powstrzymując przed tym, nawet jeśli jego chwyt zbyt mocny nie był, bo wciąż był osłabiony. Kobieta szybko wyszarpała rękę i spojrzała na niego z wyrzutem.

— Ledwie wróciłeś i już problemy — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Powinieneś pozostać martwy.

Elliott opuścił głowę. Nie miał zamiaru wchodzić w awanturę z tą kobietą. Nie wiedział nawet czemu tu przyjechała - przecież wyrzuciła własnego syna z domu, nie interesowała się nim. Kobieta wzięła kolejny zamach, ale tym razem to matka Elliotta ją powstrzymała, stając w obronie swojego syna.

— Bronisz go? — spytała Mary, niedowierzając w to, że Helen broni Elliotta mimo tego, że przecież musiała wiedzieć o tym, co łączyło go z Jamesem.

— Tak — powiedziała bez zawahania. — I ty powinnaś tak samo bronić Jamesa. Nie robią niczego złego.

— Jak w ogóle możesz w to wierzyć? To co robią to grzech. Przecież musisz to wiedzieć. Elliott też to widział skoro uciekł...

Chłopak pokręcił głową i wstał, musząc stamtąd wyjść. Nie mógł znieść tego, co mówiła. Nie po tym co przeszedł. 

Matka chwyciła go delikatnie za ramię. Elliott wymienił z nią krótkie spojrzenie i zobaczył troskę w jej oczach, dlatego kiwnął jej lekko głową na znak, żeby się nie martwiła. Mimo, że powiedział jej i Jamesowi o prawdziwym powodzie swojej próby samobójczej, wiedział, że oboje się o niego martwili, bo faktycznie był słaby, co sam dostrzegał, gdy tylko mógł zdjąć maskę silnego lidera.

Kobieta niechętnie go puściła, ale rozumiała, że jej syn potrzebuje prywatności i przede wszystkim spokoju, którego nie mógł zaznać przy Mary. 

— Nie masz pojęcia przez co on przeszedł — powiedziała ostro Helen. — Wyrzekłaś się własnego syna, czemu przyjechałaś?

— Żeby przekonać go, że potrzebuje pomocy i matki. Wiesz jak zginął mój mąż. Chcesz tego samego dla naszych synów? Albo czegoś gorszego? Oni potrzebują pomocy, Helen, nie poklepania po plecach. Nie możemy im na to pozwalać.

— Ameryka jest wolnym krajem. Dopóki nikogo nie krzywdzą, nie pozwolę, aby więcej cierpieli. 

Mary nie mogła zrozumieć czemu Helen tak bardzo broniła syna i to jaki był. Była wściekła, że Elliott wrócił, bo zdawała sobie sprawę, że szansa na to, że odzyska syna zmalała praktycznie od zera. Wierzyła, że po kilku miesiącach da radę przemówić mu do rozsądku i przekonać go do swoich racji. Gdy dostała telefon, była pewna, że syn wróci do domu, gdy porozmawia z nim po tym jak odzyska przytomność, bo wierzyła, że nie zginie. Wierzyła, że to dobry moment, aby z nim porozmawiać i przekonać go, że powinien wrócić. Teraz wiedziała, że przyjechała tu na darmo. Gdyby wiedziała, że Elliott tu jest, nie przyjeżdżałaby.

— Zginą przez to, co robią — próbowała przekonać Helen do swoich racji. — Nie dbam o to czy Elliott przez to zginie, ale nie pozwolę zginąć przez to Jamesowi.

— Twój syn jest dorosły. Za kilka miesięcy skończy szkołę. Pozwól mu decydować o sobie.

— Jako matka mam obowiązek się martwić.

— Masz obowiązek go kochać i wspierać. Przez ostatni rok mu tego nie dałaś. 

Na twarzy Mary malowała się wściekłość. Nie chciała dać za wygraną, ale wiedziała, że jeśli jeszcze chce uratować syna przed tym, co ten sobie wmówił to musi wymyślić inny sposób, aby go o siebie przekonać, a czasu było coraz mniej.

A/N

Okej, dziś tylko jeden rozdział, bo dzień spędzony na konsultacjach lekarskich. Jutro obiecuję poprawę. Niestety powtórka z rozrywki w piątek.

Sąsiad z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz