ROZDZIAŁ 4

507 12 0
                                    

- Poczekaj, telefon mi dzwoni! - wykrzyczałam do idącej przede mną Meg, która ciągnęła za sobą moją walizkę z rzeczami, o którą była kłótnia w szpitalu, jak tylko dowiedziałam się, że moja kara dobiegła końca i że spokojnie mogę opuścić szpital. Meg uparła się, że weźmie moją walizkę z uwagi na mój stan. Nie dała się przekonać. Była nieugięta w tej kwestii. Nie miałam z nią żadnych szans. Doskonale znam swoją przyjaciółkę i wiem, że nie ma zmiłuj, jeśli coś sobie wbije do głowy, ale miałam dość tego, że na każdym kroku chciała mnie wyręczać ze wszystkiego.

Mam zdrowe ręce i nogi. Ciąża to nie choroba! Miałam dość bycia dłużej traktowaną, jak chora osoba i dość bycia wyręczaną na każdym kroku. Ucieszyłam się, że po trzech dniach w końcu opuszczałam szpital. Bardzo na to czekałam i w końcu się doczekałam. Moje modlitwy i błagania w końcu zostały wysłuchane. Zapewne lekarz, który mnie prowadził miał już dość moich ciągłych pytań dotyczących terminu mojego wyjścia. Pewnie dla świętego spokoju pozwolił mi w końcu wyjść. Choć oczywiście to była nieprawda, bo lekarz, na którego trafiłam, jak się dowiedziałam od jednej z pielęgniarek, zaliczał się do tych lekarzy, którzy do każdego pacjenta podchodzili z największym profesjonalizmem i żadne takie prośby na nich nie działały do momentu, aż nie mieli pewności, że ze zdrowiem ich pacjenta jest wszystko dobrze. Kiedy już zyskali tę pewność, wypisywali pacjenta do domu.

Oczywiście dostałam reprymendę od lekarza. Kazał mi o siebie dbać i przyrzekł mi, że jeśli jeszcze raz wyląduję w szpitalu z tego samego powodu, to tak szybko już mnie nie wypuści. Przed wylotem do Polski zalecił mi stawienie się na badaniu kontrolnym, by mógł określić, czy podróż samolotem nie wpłynie negatywnie na dziecko. Oprócz tego zlecił mi również dużo odpoczynku, unikanie stresujących sytuacji i przede wszystkim nakazał mi więcej jeść, bym jeszcze bardziej mogła polepszyć swoje wyniki. Wydawać by się mogło, że to nic trudnego, że łatwe zadania mi dał do wykonania. Niestety, ale w obecnej sytuacji, w jakiej się znalazłam, takie zadania były nie lada wyczynem przy trybie życia, jaki na mnie spadł w ostatnich dniach. Problemy bardzo wpływały na mój stan zdrowia. Wiedziałam jednak, że muszę uważać na siebie – na siebie i na dziecko. Zamierzałam stosować się do zaleceń lekarza i dbać o maleństwo w swoim łonie jak najlepiej. Wczoraj nawet pierwszy raz nazwałam swoje dziecko dzieckiem i pierwszy raz odważyłam się na rozmowę z nim, po której (muszę przyznać) poczułam się o niebo lepiej.

- Cześć! - dotknęłam ręką swojego, jeszcze płaskiego, brzucha. - Nie do końca wiem, jak mam się do ciebie zwracać. - mówiłam do brzucha. - Wiem, że ostatnio nie dogadywaliśmy się najlepiej i że to wszystko moja wina, ale pojawiłeś się w moim życiu w najbardziej niespodziewanym momencie. Wybrałeś sobie najgorszy moment. Akurat jak wszystko się zawaliło, jak całe moje życie się zawaliło. Nie myśl sobie, że się nie cieszę. Oczywiście, że się cieszę. Zawsze chciałam mieć dziecko, tylko... przyznam szczerze, że wolałabym się dowiedzieć o ciąży, kiedy moje życie byłoby bardziej kolorowe. A teraz... - poczułam ścisk w gardle. - ... w obecnej sytuacji... - podciągnęłam nosem. - ... naprawdę nie mam ci nic więcej do zaoferowania poza bólem i smutkiem. Nie takiego życia chciałam dla ciebie. Chciałam dla ciebie ojca, który będzie przy tobie, który będzie obecny w twoim życiu, który będzie cię wspierał, pocieszał, bawił się z tobą, który... - poczułam, jak łzy spływały mi po policzku. - ... odprowadzi cię do szkoły, weźmie za rękę. Takiego ojca dla ciebie chciałam. Chciałam dla ciebie prawdziwiej rodziny, prawdziwego szczęśliwego i pełnego miłości domu. A tak jedyne co ci mogę zaoferować to tylko siebie – siebie, swoje problemy oraz żałobę w sercu, którą mam. Postaram się być dla ciebie zarówno matką, jak i ojcem, tylko proszę cię nie złość się na mnie, jeśli nie podołam albo będę popełniać błędy. Twój ojciec na pewno będzie z ciebie dumny, na pewno będzie oglądać cię z góry. Jestem pewna, że... - głos mi się załamał. Poczułam napierający na usta szloch. - ... że twój ojciec kocha cię tak samo mocno, jak ja ciebie. - wybuchnęłam płaczem.

Nie wiem, jak długo płakałam, ale kiedy skończyłam byłam tak zmęczona, że zasnęłam od razu, w dalszym ciągu trzymając rękę na brzuchu.

- Cholera! - przeklęłam pod nosem, patrząc w wyświetlacz telefonu.

- On? - zapytała Meg, wciskając przycisk przywołujący windę.

- On! - odparłam poirytowana.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz