ROZDZIAŁ 29

370 10 0
                                    

Jak tylko otwarłam oczy, poraziła mnie jasność, jaka panowała w sypialni. Cholera! Nie zasłoniłam wczoraj okien! Przeklęłam w myślach i przetarłam powieki. Czekałam, aż oczy przyzwyczają się do słonecznych promieni wpadających przez okno.

- Gdzie ja jestem? - zadałam to pytanie na głos, patrząc jednym okiem na nieznajomy pokój, w którym byłam.

Uchyliłam drugą powiekę i z ciekawością, a zarazem przerażeniem, zaczęłam się rozglądać dookoła siebie. Widząc podłączoną do ręki rurkę z kroplówką, próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z dnia poprzedniego. Co się stało? Jak się tu znalazłam? Te pytania chodziły mi po głowie.

Sala szpitalna, w której leżałam, nie była duża, ale z pewnością wielka jak na prywatną salę. Oprócz wygodnego łóżka, na którym leżałam obok stała szafka nocna z postawioną na niej srebrną lampką. Na wprost łóżka mieściły się drzwi prowadzące na balkon, a obok nich niewielki wypoczynek w formie dwóch wygodnych foteli, kanapy i stolika w kolorze srebra i szarości.

Niedaleko mojego łóżka znajdowały się drzwi do prywatnej łazienki, a ścianę za moimi plecami zdobiła paryska fototapeta przedstawiająca wieżę Eiffla.

Jak tylko przypomniałam sobie wydarzenia zeszłej nocy, poczułam, jak stres przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Urządzenie badające tętno, podłączone do mojego ciała, od razu wydało komunikat w formie alarmu, którym były krótkotrwałe dźwięki. Próbowałam się uspokoić, lecz nie potrafiłam. Przed oczami miałam twarz Chrisa. A więc to nie był sen! Zdałam sobie sprawę, że gdyby tak było, leżałabym w sypialni w domu Lucasa, a nie w szpitalu.

- Moje dziecko... - położyłam dłoń na brzuchu. Jednak sporych rozmiarów wypukłość mnie nie uspokoiła. - Chris... - czułam się tak, jakbym na nowo przeżywała ten sam horror sprzed sześciu miesięcy, kiedy to dowiedziałam się o śmierci Chrisa.

Drzwi otwarły się z hukiem i do środka wbiegli, zaalarmowani niepokojącymi dźwiękami dochodzącymi z sali, moi bliscy. Jako pierwsza wbiegła do środka moja matka ubrana w dalszym ciągu w weselną suknię. Zaraz za nią wbiegł tata, Meg oraz reszta znajomych. Wszyscy oni byli ubrani w eleganckie kreacje. Najwidoczniej żadne z nich nie dotarło jeszcze do domu.

- Lily, skarbie! - wykrzyczała moja mama piskliwym głosem i podbiegła do mnie. Ujęła moją dłoń i próbowała mnie uspokoić. - Już wszystko dobrze maleńka. Już wszystko dobrze. - dotknęła drugą ręką mojego policzka.

- Mamo! - głos zaczął mi się łamać, a po polikach spływały łzy. - Dziecko...

- Nic mu nie jest! Nie możesz się tylko denerwować! - wypalił ojciec i stanął obok mamy.

Nie zwracałam jednak już na nich uwagi. Słysząc, że dziecko jest całe, skupiłam się na kolejnej istotnej kwestii. Zaczęłam przeszukiwać wzrokiem pokój.

- Cholera Lil uspokój się! Ta maszyna zaraz wybuchnie! - usłyszałam głos przyjaciółki stojącej przy ekranie monitorującym moje czynności życiowe.

- Chris! Gdzie on jest?! - zlekceważyłam ją i w dalszym ciągu szukałam znajomej twarzy.

- Lily proszę, uspokój się! Narażasz dziecko! - przy moim boku zjawił się Lucas.

- Chris! Gdzie on jest?! Powiedz mi, że żyje! Powiedz, że nie miałam omamów! - błagałam go. W gardle miałam gulę, przez którą miałam problemy z mówieniem. - Gdzie on jest Lucasie?! - nalegałam, kiedy milczał.

W tym momencie do pokoju wbiegła pielęgniarka, od progu krzycząc, że wszyscy mają się rozejść, a zaraz za nią do środka wbiegł znajomy mi lekarz, który prowadził moją ciążę w Hiszpanii.

- Panno Iwans! Pani to potrafi zapewnić rozrywkę od szóstej rano! - wypalił doktor i podszedł do mnie. Wspólnie z lekarką zaczęli mi się przyglądać. Mówili coś do mnie, zadawali jakieś pytania, lecz ich nie słuchałam.

- Chris!? - wykrzyczałam ponownie i poderwałam się z łóżka. Chciałam iść go szukać. Nie zamierzałam czekać cierpliwie, aż w końcu ktoś łaskawie mi wyzna prawdę.

- Nie możesz! - usłyszałam różne głosy stanowczo odradzające mi tego działania. Zaczęłam się z kimś szarpać. Ta osoba nie pozwalała mi wstać z łóżka. Był to Lucas.

- Chris! - zaczęłam krzyczeć jak opętana, na widok lekarza zbliżającego się do mnie ze strzykawką. Wiedziałam, że źle się to dla mnie skończy. Widząc wewnątrz niej bezbarwny płyn, domyśliłam się, że w środku znajduje się lek, który ma za zadanie mnie uśpić i doprowadzić tym samym do tego, że nie uda mi się odnaleźć Chrisa.

Wpadłam w jeszcze większą histerię. Zaczęłam prosić mamę o pomoc. Dostrzegłam ją w rogu sali. Płakała otulona ramionami mojego ojca.

- Zostawcie mnie! Pozwólcie mi! Pozwólcie, błagam! - nie przestając płakać, zaczęłam ich prosić o to, by zostawili mnie samą.

- Jestem! - usłyszałam w końcu ten głos.

Zaczęłam się wyginać, jednak nigdzie w tym zgromadzonym tłumie nie widziałam Chrisa. W końcu go dostrzegłam niedaleko wejścia. Czarne zaniepokojone oczy zbliżały się do mnie.

- Chris! - był już coraz bliżej mnie.

Zatrzymał się niedaleko. Chciał mnie złapać za rękę, jednak przeszkodą był stojący przy mnie Lucas. Obaj mężczyźni zmierzyli się spojrzeniem. Pioruny złości i nienawiści skakały między nimi. Gdyby tylko mogli, rzuciliby się sobie do gardeł, niczym dwa lwy walczące o to, kto ma dowodzić stadem. Przy ich boku zjawił się Philip i zakończył spór ostatecznie. Lucas puścił mnie i z grobową miną odsunął się na koniec pomieszczenia. Chris jak tylko przeszkoda zniknęła, podszedł do mnie i złapał mą dłoń.

- Proszę cię, uspokój się! - powiedział łagodnym tonem.

- Chris. - nie mogłam uwierzyć w to, że był tak blisko mnie.

Spojrzałam na nasze złączone dłonie. Jego kciuk musnął skórę mojej dłoni. Czułam ten drobny gest, czułam to ciepło pochodzące z jego ręki. Przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Był przy mnie. Cały i zdrowy. Oddychał tak samo, jak ja. Czułam jego oddech we włosach. Patrzył się w moje oczy. Kiedy dotknął mojego policzka, zamknęłam powieki, napawając się tym dotykiem, którego tak dawno nie czułam. To było jak magia. Magia, która podobno nie istnieje. To miłość jest tą magią. To szczęście, kiedy ma się przy swoim boku ukochaną osobę, jest magią. To dwa różne spojrzenia złączone w jedność są magią, tak samo, jak dwa różne dotyki. To wszystko jest magią.

Uniosłam rękę i dotknęłam miejsca, w którym biło jego serce. Czując jego przyspieszony rytm, rozpłakałam się. Szczęście i jednocześnie ulga, jaką czułam w tamtym momencie, ulatywały ze mnie. Poczułam delikatne ukłucie w rękę. Zabolało, ale nawet na chwilę nie oderwałam wzroku od Chrisa. On również tego nie zrobił. W dalszym ciągu czule gładził mój policzek i patrzył mi w oczy. Napawaliśmy się sobą, swoją bliskością. Nikt ani nic w tamtej chwili nie miało dla nas znaczenia poza nami. To była nasza chwila, nasz moment. Poczułam, jak świat zaczął mi wirować od tych doznań. A może to nie było od tego? Sama już nie wiedziałam, jak było naprawdę. Kiedy powieki zaczęły stawać się coraz cięższe, wiedziałam, że za chwilę odlecę w otchłań snu. Walczyłam ze zmęczeniem. Walczyłam z opadającymi powiekami. Chciałam jak najdłużej być z Chrisem. Niestety zmęczenie okazało się silniejsze. Powieki opadły, a moje ciało stało się bezwładne. Poczułam, jak ktoś ułożył moją głowę na poduszce i odgarnął włosy z twarzy.

- Będę tutaj, kiedy się obudzisz! - wyznał jakiś głos w mojej głowie, po czym odpłynęłam.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz