ROZDZIAŁ 47

340 9 0
                                    

Odkąd Chris wyjechał niespodziewanie na Bahamy, mój kontakt z nim był praktycznie znikomy. Właściwie to odkąd wróciliśmy z podróży poślubnej, nasze drogi się mijały, tak samo, jak spojrzenia. Miałam wrażenie, jakby mnie unikał. A jeśli już udało nam się spotkać, rozmowy schodziły na zupełnie błahe tematy — jak się czuję, jak zamierzam spędzić dzień, czy planuję opuścić willę... te pytania królowały w ostatnich dniach i padały z jego ust niemal codziennie. Nawet podczas krótkich rozmów przez telefon napięcie między nami było bardzo wyczuwalne. Czułam ten dystans, jaki stara się zachować pomiędzy nami.

Przez ostatnie pięć dni mroczna strona Chrisa znów ujrzała światło dzienne. Tyle czasu już minęło, odkąd widziałam ją ostatni raz. Byłam niemal pewna, że wspólnie udało nam się ją pokonać. Spodziewałam się, że odeszła w zapomnienie. Wychodziłam z założenia, że więcej razy nie będę musiała znosić – tego raniącego nas oboje – widoku Chrisa, zamykającego się w swojej skorupie i oddalającego się przez to ode mnie jeszcze bardziej. Byłam pewna, że ten etap mamy już dawno za sobą, byłam przekonana, że Chris ma świadomość tego, że może ze mną rozmawiać o wszystkim, że może się wygadać, wyżalić, powiedzieć, co ciąży mu na sercu, co go gryzie... byłam pewna, że mi ufa na tyle, że widzi we mnie osobę, do której zawsze może przyjść, z którą zawsze może porozmawiać... liczyłam, że jesteśmy partnerami, że jesteśmy sojusznikami(!), że jesteśmy małżeństwem(!), że jesteśmy rodziną(!), przed którą nie ma się tajemnic, w której wspólnie rozwiązuje się napotkane problemy, gdzie wszyscy się wspieramy nawzajem i dodajemy sobie otuchy...myliłam się i to bardzo. On nadal wybierał łatwiejszą dla siebie drogę – wolał usunąć się w cień i dać pochłonąć się swojej mroczniejszej stronie niż wybrać rodzinę, rodzinę, która go kocha i która zrobiłaby dla niego wszystko. To było bolesne! Raniące i krzywdzące!

- I jak?! - zapytała Claudia, podając mi szklankę z pomarańczowym sokiem.

- Nadal nic! - westchnęłam z rezygnacji i odłożyłam telefon na stolik obok talerza, na którym widniały resztki po odbytym śniadaniu.

- Może jest zajęty?! - próbowała usprawiedliwić brata.

- On od pięciu dni jest cały czas zajęty! - wypaliłam, czując narastającą irytację. - Jest trzeci dzień na Bahamach! Myślisz, że przez ten czas zapytał choć raz, czy z Rose wszystko dobrze?! Nie zapytał! - wykrzyczałam.

- Wie, że jest w dobrych rękach, wie, że nikt lepiej od ciebie o nią nie zadba.

- Nie usprawiedliwiaj go. - pokręciłam głową, a smutek wstąpił na moje usta. - Unika mnie. Ja to wiem. - spuściłam głowę. - Codziennie zadaje mi te same durne pytania. A kiedy ja próbuję go o coś zapytać, wręcz unika rozmowy. - podciągnęłam nosem i spojrzałam na sufit, chcąc w ten sposób powstrzymać napływające do oczu łzy. - Mam wrażenie, że gdybym do niego nie dzwoniła, on by się pierwszy nie odezwał. Nie zadzwoniłby, żeby się upewnić, czy jego rodzina ma się dobrze.

- Na pewno odezwałby się! - Claudia przysiadła się obok mnie i złapała mnie za rękę.

- Nie Claudio! - spojrzałam na nią. - Nie! - mój głos coraz bardziej się łamał. - Znowu się ode mnie oddalił. Wiem to! Jest nawet jeszcze gorzej niż wcześniej. Nigdy aż tak bardzo się przede mną nie zamknął. Koniec końców zawsze udawało mi się w jakiś sposób do niego dotrzeć, tym razem postawił pomiędzy nami tak gruby mur, że sama nie jestem w stanie go zburzyć. Mam wrażenie, że go tracę. Boję się, że znów odejdzie i zostawi mnie samą z Rose! - rozpłakałam się.

- Na pewno tak nie zrobi! - przyciągnęła mnie do siebie i uspokajająco zaczęła głaskać po plecach. - Nie zrobi tego, obiecał nam to! - wyczułam w jej głosie lęk. - Obiecał! Obiecał! - nie byłam pewna, czy próbuje siebie tym przekonać, czy mnie.

- Bella wszystko w porządku?! - usłyszałam znajomy męski głos.

Odsunęłam się od Claudii i przecierając załzawione policzki, spojrzałam na stojącego w drzwiach do jadalni przyjaciela.

- Tak Philipie! - podciągnęłam nosem, próbując doprowadzić się do porządku.

- Chris prosił, żebym sprawdził, czy wszystko dobrze.

- Wręcz wspaniale! - odparłam z ironią.

- Właśnie widzę. - podszedł do mnie i kciukiem starł łzę z mojego policzka. - Bella co się dzieje?! Chris się niepo...

- Skoro Chris się niepokoi, niech sam do mnie zadzwoni! - odsunęłam twarz od jego dłoni. Nie chciałam się wyżywać na Philipie, ale nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami.

- Wiesz dobrze, że Chris jest zajęty. Musi załatwić tam kilka spraw.

- Skoro ma czas, żeby zadzwonić do przyjaciela, ma również czas, by zadzwonić do żony. - plułam jadem.

Czy byłam zazdrosna?! Owszem! Byłam cholernie zazdrosna! Zazdrosna o to, że Chris zawsze potrafił znaleźć czas, by zadzwonić do Philipa. Nawet wtedy, kiedy ja dzwoniłam, Chris wolał odrzucić ode mnie połączenie i zadzwonić do Philipa tylko po to, by nakazać mu, by ten przyjechał do mnie i sprawdził, jak się czuję, jakby on sam nie mógł tego zrobić. A wystarczyłoby odebrać ode mnie telefon. Wystarczyłaby zwyczajna rozmowa, ale nie(!), on wolał wciągać w to wszystko jeszcze swojego kumpla!

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz