ROZDZIAŁ 23

361 9 6
                                    

- Zwariowałeś! Mówię ci, że zwariowałeś! - wypaliłem, patrząc, jak Barrows przecina sekatorem łańcuch z kłódką.

Metalowy łańcuch z hukiem upadł na ziemię, powodując, że brama na cmentarz została otwarta.

- Droga wolna! - wyznał Barrows, otwierając bramę na oścież.

- A co jeśli nas ktoś przyłapie?! - zdenerwowany zacząłem rozglądać się dookoła.

- Nikt nas nie przyłapie. O tej porze nikt tutaj nie przychodzi...

- A stróż?! - wszedłem mu w słowo. - Na pewno pilnuje cmentarza! - przypomniałem mu.

- Nie ma go! Zapłaciłem mu niezłą sumkę, by nie stawiał się dzisiaj w pracy. - na twarzy Barrowsa pojawił się szeroki uśmiech.

- Przerażasz mnie momentami! - stwierdziłem wprost. - A zwłaszcza twoje pomysły mnie przerażają.

- Panie Philipe daję słowo, że wyjdziemy z tego cali. - wskazał mi ręką, że mam iść przodem.

Wziąłem głęboki wdech, rozejrzałem się dookoła i nie widząc nikogo podejrzanego w pobliżu, ruszyłem przed siebie. Będąc na terenie cmentarza, serce mi przyspieszyło, a moje ciało oblał zimny pot. Właśnie za chwilę zrobię coś, co w świetle prawa jest przestępstwem. Spędzę za to resztę życia w więzieniu! Powtarzałem sobie to zdanie przez całą drogę w myślach. Bezszelestnie pokonaliśmy drogę od bramy aż do sektora C, w którym to znajdował się grób Chrisa.

- Spędzę za to resztę życia w więzieniu! - powiedziałem w końcu to zdanie na głos, jak tylko zatrzymaliśmy się przed znajomym grobem.

- Proszę nie panikować. Wszystko będzie dobrze!

- Jak będzie dobrze?! - zdenerwowałem się. - To się nazywa zbezczeszczenie zwłok. Można za to pójść siedzieć. - zacząłem wątpić w to, że ta misja się powiedzie.

- Panie Philipie! Musimy to zrobić! - Barrows zapalił latarenkę i uniósł ją na wysokość naszych twarzy. Patrzył mi w oczy. - Musimy! - powiedział to takim tonem, że wiedziałem już, że nie ma odwrotu. Za chwilę rozkopiemy grób Chrisa.

- Philip! - wyciągnąłem rękę w kierunku szefa ochrony. Spojrzał na mą dłoń, a następnie na mnie i uniósł pytająco w górę brew. - Po tym, co za chwilę wspólnie zrobimy, będzie dziwnie, jeśli w dalszym ciągu będziesz się do mnie oficjalnie zwracał. - wyjaśniłem.

Barrows zaśmiał się i wyciągnął swoją wielką dłoń.

- Antonio! - powiedział.

- Zajebiście! - dodałem na sam koniec, potrząsając jego ręką. - Bierzmy się do pracy! - nie czekając dłużej, zacząłem ściągać z grobu wszelkie kwiaty i znicze. - Będę się smażył za to w piekle. - burknąłem pod nosem.

- Będziemy tam razem! - odparł wesoło Barrows i odstawił na ziemię latarenkę. Idealnie oświetlała nasze miejsce zbrodni.

- Pomóż mi! - wskazałem ręką na płytę nagrobną.

Barrows stanął obok mnie i wspólnymi siłami po kilku próbach udało nam się w końcu zepchnąć płytę na bok. Mieliśmy dzięki temu łatwy dostęp do...

- Trzymaj! - Barrows rzucił mi łopatę.

... mieliśmy dostęp do popełnienia największego grzechu, o którym w jutrzejszej telewizji i prasie będzie bardzo głośno.

- Gotowy?! - spojrzałem na Antonio.

- Gotowy! - odparł pewnym siebie tonem.

Jako pierwszy wbiłem łopatę w ziemię. Barrows przystąpił do działania zaraz po mnie. Zaczęliśmy kopać. Na początek robiliśmy to wspólnie. Później jedno z nas odpoczywało, drugie kopało i tak na zmianę. Co piętnaście minut się wymienialiśmy. Nie wiem, jak długo kopaliśmy, ale z pewnością trwało to ładnych kilka godzin. Pot lał się z nas strumieniami, a nasze gołe ręce, jak i twarze były brudne. Byliśmy wykończeni i bez sił, ale mimo to nie przerywaliśmy. Dalej dzielnie walczyliśmy. Mieliśmy tylko jeden cel. Dokopać się do... Przerwałem kopanie, jak tylko poczułem opór. Uderzyłem jeszcze raz. Rozległ się huk, jakby łopata o coś uderzyła, jakby napotkała na swej drodze przeszkodę.

- Jest! - wyszeptał Barrows, nie dowierzając w to, co usłyszał. - Mamy to! - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wskoczył do wykopanej wspólnymi siłami dziury i zaczął mi pomagać. Po niecałych trzydziestu minutach naszym oczom ukazała się czarna trumna.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz