ROZDZIAŁ 50

367 8 0
                                    

Obudziło mnie jasne światło skierowane w moją stronę. Zacisnęłam mocniej powieki, licząc, że dzięki temu zniknie, ale nic to nie dało. Dodatkowo czułam się tak, jakbym miała kaca, a przecież nic nie wypiłam. Pamiętałabym o tym! A może właśnie dlatego, że piłam, teraz nic nie pamiętałam? Ból głowy byłby w tym przypadku zrozumiały.

Czułam się tak, jakby ktoś wbijał mi gwoździe do głowy, a każdy najmniejszy dźwięk sprawiał, że miałam ochotę wyrwać ją i odrzucić jak najdalej od siebie, byleby tylko nie czuć dłużej tego okropnego bólu. Jak mogłam się tak schlać?! Zastanawiałam się.

Patrząc na moją obecną sytuację życiową nic dziwnego, że złapałam za butelkę z procentami. Ale co zrobiłam z Rose?! Przypomniałam sobie o córce i wtedy ostatnie wydarzenia stopniowo zaczęły się odtwarzać w mojej głowie.

Starałam się otworzyć oczy, by móc zobaczyć, gdzie jestem, ale światło było tak mocne, że jak tylko choć trochę uchyliłam powieki, czułam, jakby ktoś przypalał mi gałki oczne żywym ogniem. Uznałam, że najlepiej będzie wstać i po omacku odszukać wyłącznika światła. Łatwo powiedzieć Lily! Gorzej z wykonaniem.

Uniosłam ociężałą rękę do głowy, czując nadchodzącą kolejną falę bólu.

- Nie dotykaj! Masz tam ranę! - usłyszałam męski głos. Wydawał mi się znajomy, ale brzmiał trochę inaczej – bardziej mrocznie i smutno z domieszką chrypki i zmęczenia.

- Ranę?! - powtórzyłam, próbując sobie przypomnieć moment, w którym to się wydarzyło. - Możesz zgasić to światło?! - wykrzyczałam poirytowana, nie mogąc dłużej zdzierżyć jasnej bryzy raniącej moje wrażliwe oczy.

Usłyszałam szelest, a następnie jasna poświata zniknęła. Mogłam już spokojnie otworzyć oczy. Ostrożnie uchyliłam najpierw jedną powiekę, później drugą i poczekałam, aż odzyskam ostrość widzenia. Rozejrzałam się po nieznajomym pomieszczeniu, które oświetlała niewielka lampka stojąca na biurku, na tyle, na ile pozwoliło mi leżenie na plecach i zachrypniętym głosem, zapytałam:

- Gdzie ja jestem?!

- W części szpitalnej. - usłyszałam.

Spojrzałam w kierunku, skąd dobiegał głos i ujrzałam siedzącego przy mnie Chrisa. Wyglądał okropnie. Zupełnie jak nie on. Nie jak mój mąż. Ten mężczyzna siedzący przy szpitalnym łóżku na plastikowym białym krześle miał wygniecione ubranie, potargane włosy, zapadnięte policzki, ciemne wory pod oczami, kilkudniowy zarost i zmęczenie widocznej gołym okiem. Całości dopełniało ciemne mroczne spojrzenie, za którym szczególnie nie przepadałam.

Chris wydawał się jakiś inny, przybity. W pierwszej chwili chciałam zapytać, czy coś się stało, ale wtedy przypomniałam sobie, że byliśmy w ambulatorium, a ja z niewiadomych mi przyczyn byłam ranna. Czyżby Chris się przestraszył moim stanem?! Czyżby w dalszym ciągu się o mnie martwił?! Przypomniałam sobie, jakie relacje nas ostatnio łączyły. Przez cały tydzień nie zamieniłam z nim tylu słów, co teraz, kiedy leżałam w szpitalnym łóżku. Nie licząc oczywiście naszej ostatniej kłótni. Jego raniące mnie słowa momentalnie pojawiły się w mojej głowie, przypominając o tym przykrym momencie mojego życia. Chris najwidoczniej zrozumiał, o czym myślałam, bo spuścił wzrok na podłogę. Wyglądał, jakby się wstydził i jednocześnie żałował wypowiedzianych słów, ale nie wiedziałam, czy to prawda, czy tylko moja wyobraźnia podsunęła mi taki pomysł.

Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na biały sufit, nie wiedząc, co powiedzieć. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę, nie wiedziałam co powiedzieć, by znowu go nie zdenerwować. Nie miałam sił na kolejną kłótnię z nim. Zapewne już wystarczająco był wściekły na mnie za to, że musiał opuścić swoją jaskinię i przyjść, czuwać przy mnie. Tyle że ja go o to nie prosiłam, choć musiałam przyznać, że zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy to właśnie jego zauważyłam od razu, po otwarciu oczu.

- Przepraszam! - usłyszałam jego głos przerywający ciszę między nami. - Przepraszam cię, że po raz kolejny zachowałem się jak palant i cię skrzywdziłem. - spojrzałam na niego. Patrzył na mnie. - Powiedziałem coś, czego nigdy nie powinnaś była ode mnie usłyszeć. Nie tak powinien mąż traktować swoją żonę. Nie zasługuję na ciebie. Na każdym kroku tylko cię ranię. Coraz częściej myślę o tym, że u boku innego miałabyś lepiej. Nikt inny nie zadałby ci tyle bólu, ile ja ci zadaję. - spuścił wzrok.

- Tyle że ja nie chcę nikogo innego. - złapałam jego dłoń. - Nie chcę. - powtórzyłam, kiedy ponownie na mnie spojrzał.

- Powinnaś mnie nienawidzić! Co mam zrobić, żebyś przestała mnie kochać?!

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz