ROZDZIAŁ 46

332 10 0
                                    

Przykryłem Lily kołdrą i obserwowałem, jak jej ciało oddało się w ramiona głębokiego snu. W końcu uspokoiła się na tyle, że udało jej się spokojnie zasnąć. Najwidoczniej spotkanie z córką, pomogło na jej zszargane nerwy. Nic dziwnego, że po wszystkich tych przeżyciach, jakie doznała tego dnia, odpłynęła, ledwo przykładając głowę do poduszki.

Spojrzałam na nią ostatni raz, odsuwając z jej twarzy kosmyk blond włosów i wstałem z łóżka najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, nie chcąc jej zbudzić. Bezszelestnie podszedłem do łóżeczka, w którym spała Rose. Ukucnąłem przy mebelku i wpatrywałem się w swoją córkę. Była cała i zdrowa, a włamywacz nie zdążył jej skrzywdzić. Ktokolwiek to był, ktokolwiek próbował się włamać do willi, zostanie złapany i poniesie srogą karę.

Całe szczęście, że sprzęt od ochrony, który wybrał Barrows, sprawdził się idealnie. Inaczej nie wiem, co by się wydarzyło. Kto był aż takim głupcem?! Kto odważył się wtargnąć na mój teren?! Kto był na tyle dzielny, by wejść do paszczy lwa?! Jeśli ten ktoś uważa, że może wchodzić ze swoimi buciorami, gdzie mu się żywnie podoba, to jest w błędzie! Dorwę go! A wtedy raz na zawsze wybiję z jego głowy pomysł o włamywaniu się do czyjegoś domu! Własna matka go przede mną nie uratuje! Choćby się miał schować w piekle, znajdę go! Jeszcze nikomu nie udało się przede mną ukryć! Ten, kto to zrobił, poniesie zasłużoną karę. Ten nieszczęśnik nie wiedział tylko jednego – jeśli ze mną zadrze, skończy marnie! Nie wiedział, że jeśli czegoś bardzo chcę, dostanę to i nic ani nikt mnie w tym nie powstrzyma!

Podniosłem się z kolan i ruszyłem do swojego biura, w którym czekał już na mnie Barrows.

- Mów co wiesz! - zająłem miejsce w fotelu po drugiej stronie biurka, dokładnie na wprost szefa ochrony.

- Są dwa wyjścia – amator lub profesjonalista. Ja pozostałbym przy tym drugim. - podał mi przez biurko pendrive.

- Dlaczego tak uważasz?! - włożyłem nośnik pamięci do portu USB w swoim MacBooku.

- Wiedział dokładnie, gdzie znajdują się kamery. Niektóre w ogóle go nie zarejestrowały. Na pozostałych wiedział, jak ukryć twarz. - włączałem kolejno pliki z nagraniami z kamer, na których ujęty został włamywacz.

Barrows miał rację. Profesjonalista to idealne określenie pasujące do niego. Musiał od dłuższego czasu obserwować willę. Wiedział, gdzie znajdują się kamery, wiedział jak przedostać się praktycznie niezauważonym, wiedział nawet, o której godzinie następuje zmiana pracowników ochrony, nie mówiąc o tym, że wiedział, gdzie znajduje się główna skrzynka odcinająca prąd i alarm. W tym wszystkim z pewnością był profesjonalistą, dlaczego, więc kiedy był tak blisko celu, poległ na ostatnim zakręcie, podczas przecinania kabli? Dlaczego przeciął nie ten kabel, co trzeba?!

- Zrobił to specjalnie! - na ujęciu kamery idealnie zarejestrowany został moment, w którym włamywacz trzyma w palcach odzianych rękawiczką kabel od alarmu, który po chwili wypuszcza i przecina zupełnie inny kabel. - Chciał, żebyśmy wiedzieli, że zrobił to specjalnie.

- Pytanie tylko, dlaczego?! Może chciał nas nastraszyć?! Spójrz na to... - podsunął mi kartki z fotografiami. - ... to jest koleś z dziś... - wskazał palcem na włamywacza, którego kilka sekund wcześniej oglądałem na ekranie laptopa. - ... a to... - przeniósł palec na kolejną fotografię. - ... koleś, który podłożył ładunki wybuchowe w „La Victoria".

- Wyglądają na dwie różne osoby! - mimo iż twarze mieli zakryte, widziałem różnice w ich wyglądzie.

- Bo to są dwie różne osoby. A teraz spójrz na to! - podsunął mi trzecią fotografię, na której widniała twarz porywacza Lily. - Afrim Zonagolli. - przypomniał mi jego dane, choć doskonale je pamiętałam. - Balley trzy dni temu dostał wiadomość z policji w Albanii, że ten śmieć przebywa u matki. - zaskoczony wbiłem wzrok w szefa ochrony. - Zatrzymali go do czasu, aż Balley i jego ludzie nie dotarli na miejsce i nie przejęli go.

- Gdzie jest teraz?! - ekscytacja zaczęła we mnie rosnąć.

- W areszcie.

- Rozmawialiście z nim?!

- Wczoraj Balley z nim gadał.

- Wyciągnął coś z niego?! - poczułem, jak dłonie zacisnęły mi się w pięści.

- Początkowo nie chciał nic mówić, ale Balley go trochę przycisnął i zaczął śpiewać jak na spowiedzi. Przyznał się do porwania Lily i do tego, że to on podłożył ładunki wybuchowe w „La Victoria". - zamknąłem oczy, próbując zapanować nad wybuchem.

A więc ten śmieć naraził dobro mojej firmy! Ten gnój naraził życie niewinnych ludzi! Ten skurwiel porwał moją ukochaną i naraził tym samym nie tylko jej życie, ale i mojej córki! Miałem ochotę wsiąść do auta, pojechać do aresztu, w którym przebywał ten gnój i torturować go tak długo, aż na końcu zdychałby w męczarniach!

- Powiedział, kto mu to zlecił?! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, wbijając wściekły wzrok w Antonio.

- Nie do końca. Ten, co zleciał mu te zadania, kontaktował się z nim wyłącznie przez telefon z zastrzeżonego numeru, a wynagrodzenie za wykonaną pracę zawsze czekało na niego w papierowej torbie w wyznaczonym miejscu.

- Kurwa! - przekląłem, zdając sobie sprawę, że w dalszym ciągu kręciliśmy się w kółko.

- Wiemy jedno... - wskazał ręką na pierwszego włamywacza. - Zonagolli może coś łączyć z tym kolesiem. To może być tego, którego szukamy.

- Obserwujecie Marrowa?! Może on coś wie?! - w dalszym ciągu był jednym z podejrzanych na mojej liście.

- Tak, ale nie robi nic podejrzanego. Ostatnio był w Richmond w Stanach Zjednoczonych na cmentarzu... - przez moje ciało przeszedł dreszcz. - ... odkąd wrócił na Bahamy, całe dnie spędza praktycznie na łajbie i łowi ryby. Nic ciekawego i podejrzanego! - wzruszył ramionami.

- Cholera! - przekląłem pod nosem z bezsilności i wpatrywałem się w fotografie. Nie lubiłem tego stanu. Nienawidziłem, kiedy nie miałem wszystkiego pod kontrolą. Czułem się wtedy bezużyteczny.

- Znajdziemy go! To tylko kwestia czasu. Możliwe, że ten koleś nie wie, że mamy Zonagolli. Wystarczy czekać, aż się z nim skontaktuje. Balley przejął jego telefon i czeka w gotowości.

- Miejmy nadzieję, że wpadnie w naszą pułapkę! - wstałem z fotela i podszedłem do okna, z którego uwielbiałem patrzeć na migocące w oddali miasto.

- Na twoim miejscu skupiłbym się na czymś innym.

- Co masz na myśli?! - odwróciłem się od szyby.

- Czarną Strefę! Dopóki nie dowiemy się, kto stoi za tymi wszystkimi atakami, staraj się naprawić relacje ze wspólnikami. Może dzięki temu odkryjemy, który z nich chce się ciebie pozbyć.

- A co jeśli to nikt z nich?! - wsunąłem ręce w kieszenie spodenek, których nie zdążyłem jeszcze przebrać. - Co, jeśli to faktycznie Marrowa stoi za tym wszystkim?! - w tej całej sprawie coś mi nie pasowało.

- Dochodzą mnie plotki, że zaczynają tracić cierpliwość. - kontynuował, nie zwracając uwagi na zadane przeze mnie pytania. - Uważają, że twoje prywatne życie może zaszkodzić dalszym interesom.

- Z pewnością planują, jak się mnie pozbyć. - spojrzałem ponownie na widok za oknem. - Wiedzą jednak, że nie mogą mnie zabić. Jestem zbyt cenny.

- Ty owszem, ale Lily jest dla nich nikim! - odwróciłem się od szyby, o mały włos nie łamiąc sobie przy tym karku i utkwiłem rozwścieczone spojrzenie w szefie ochrony.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz