Kiedy się obudziłam, na dworze zaczęło się ściemniać. W sali panował już przez to półmrok. Ociężała poderwałam głowę z poduszki i wyciągnęłam rękę w kierunku lampki nocnej. Po omacku wyszukałam włącznik i nacisnęłam na przycisk. Niewielka stróżka jasnego światła zalała salę szpitalną.
- Matko Boska! - wykrzyczałam po polsku, łapiąc się za serce.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. - odezwał się męski głos.
W rogu sali na jednym z foteli siedział Chris. Miał założoną nogę na nogę i wpatrywał się we mnie. Jego ciemny strój zlewał się z mrokiem, który jeszcze chwilę temu panował w pokoju. Dlatego też go nie zauważyłam, kiedy się obudziłam. Nic dziwnego, że jego niespodziewana obecność mnie przestraszyła. Byłam pewna, że w sali nie ma nikogo więcej poza mną.
- Długo tu siedzisz? - spojrzałam na niego.
- Odkąd obiecałem ci, że będę tutaj, kiedy się obudzisz.
Przypomniałam sobie głos w swojej głowie. Myślałam, że było to spowodowane lekarstwem, które zostało mi podane, jednak myliłam się. To naprawdę były jego słowa. Naprawdę to powiedział do mnie.
- Lubisz znikać niespodziewanie, więc skąd mogłam wiedzieć, że tym razem mówiłeś szczerze? - odparłam z ironią i odwróciłam od niego wzrok. Materiał szpitalnej koszuli nocnej, w którą byłam ubrana, wydał mi się bardziej interesujący w tamtym momencie.Usłyszałam westchnięcie, po czym nastała cisza. Była gęsta, wręcz jeszcze bardziej nie do zniesienia, oddalała nas od siebie.
- Musiałem to zrobić! - usłyszałam po jakimś czasie.
- Musiałeś to zrobić. - powtórzyłam jego słowa, po czym wybuchnęłam śmiechem. - Naturalnie, że musiałeś to zrobić! - mój śmiech zamienił się w płacz. - Musiałeś zniknąć bez słowa na pół roku. - kiwnęłam głową. - A nie! Przepraszam! Ty nie zniknąłeś, ty sfingowałeś swoją śmierć! Przez sześć miesięcy cały świat myślał, że nie żyjesz, w tym ja! - wbiłam w niego pełne bólu spojrzenie.
- Musiałem. - odparł szeptem i spuścił głowę.
- Musiałeś?! Niby dlaczego?! Podaj choć jeden powód, dla którego mam uwierzyć w tę całą zabawę w chowanego, którą wymyśliłeś! - nie zwracałam uwagi na spływające łzy. W tamtym momencie nie miały one dla mnie żadnego znaczenia, nie były najważniejsze. Ważniejsza dla mnie była prawda, prawdziwa, najprawdziwsza prawda.
- Chciałem cię chronić! - wbił we mnie swoje spojrzenie. Czerń jego oczu była jeszcze głębsza niż normalnie, tęczówki wręcz zlewały się ze źrenicami.
- Cholera Chris! Ja cię pochowałam! - zdałam sobie sprawę, że faktycznie tak było. - Byłam na twoim pogrzebie! - przypomniałam sobie ten okropny dzień. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym patrzyłam, jak trumna z ciałem Chrisa zaczęła zjeżdżać do wykopanego dołu. Ten ból, który czułam w tamtej chwili, nie da się porównać z żadnym innym bólem.- Wiem! - po tych słowach zapanowała między nami cisza. Przerwał ją dopiero mój nagły wybuch śmiechu. - Z czego się śmiejesz? - zapytał Chris zaniepokojonym głosem. Przeraziła go moja nagła zmiana nastroju.
- Byłeś tam! - próbowałam się opanować, lecz nie potrafiłam. - Byłeś tam i wszystko widziałeś. I nie kłam! - momentalnie spoważniałam, kiedy zobaczyłam kątem oka, że zamierza coś powiedzieć. - Nie kłam! - pogroziłam mu palcem. - Widziałam cię!
- Tak, byłem! Musiałem cię zobaczyć.
- Czy ty wiesz, co ja w tamtym momencie czułam?! - miałam do niego żal. - Czy ty wiesz co czuła Claudia?! Co czuł Philip?! Czy ty zdajesz sobie sprawę, przez jakie piekło my przeszliśmy, kiedy dowiedzieliśmy się o twojej śmierci, kiedy musieliśmy patrzeć na to, jak cię chowają?! Claudia aż zemdlała! Musieli ją wynieść, bo nie mogła na to patrzeć!
- Wiem! - nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
- Gówno wiesz! - odkrzyknęłam. - Właśnie o to chodzi, że gówno wiesz! - czułam do niego nienawiść. - W ogóle się nad tym nie zastanowiłeś. Nie obchodziliśmy cię! Nie interesowało cię to, co będziemy czuć. Miałeś nas gdzieś! Ratowałeś wyłącznie swój tyłek!
- To nieprawda! - poderwał głowę i wbił we mnie wzrok. - Nieprawda! Zrobiłem to, by was wszystkich chronić, a w szczególności ciebie.
- Szkoda, że nie uchroniłeś nas przed samym sobą. Wolałabym umrzeć niż przeżywać to piekło!- Nie mów tak! - wiedziałam, że moje słowa go raniły. Jednak nie potrafiłam przestać tego robić. Chciałam, by cierpiał. Chciałam, by czuł dokładnie to samo, co ja czułam, kiedy dowiedziałam się o jego śmierci.
- Nienawidzę cię! - po tych słowach odwróciłam od niego wzrok. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Bolało mnie wszystko. Nie mogłam znieść dłużej jego obecności. Tego, że zjawił się jak gdyby nigdy nic i oczekiwał, nie wiadomo czego. Jeśli liczył na wybaczenie z mojej strony, to się przeliczył. Nie otrzyma go ode mnie.
- Przepraszam! - wiedziałam, że powiedział to szczerze, jednak te słowa, zamiast mnie uspokoić, jeszcze bardziej mnie rozjuszyły.
- Wyjdź stąd! - starałam się ponownie przy nim nie rozkleić.
- Lily, ja...
- Wyjdź, stąd Chris! - uniosłam się jeszcze bardziej i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że gdy na niego spojrzę, to mu wybaczę. Nie mogłam tego jednak zrobić. Za bardzo mnie skrzywdził. Nie potrafiłam ot tak o tym wszystkim zapomnieć. To było pół roku. Sześć miesięcy męki i tęsknoty za nim.
- Ale ja cię kocham! - usłyszałam kroki, wiedziałam, że się do mnie zbliża. - I nigdy nie przestałem. Nawet na sekundę! - kiedy mnie dotknął, nie wytrzymałam. Straciłam panowanie nad sobą.
- Wynoś się stąd Chris! - wydarłam się mu prosto w twarz. - Wynoś się i więcej nie wracaj! - nie potrafiłam się uspokoić. - Wracaj, skąd przyszedłeś!Zaskoczenie na jego twarzy, spowodowane moim nagłym wybuchem, zamieniło się w smutek, a później w ból. Osiągnęłam to. Zraniłam go tak, jak tego chciałam, dlaczego więc nie potrafiłam zamilknąć?! Dlaczego robiłam to dalej?! I dlaczego jego ból ranił również i mnie?! Powinien mi sprawiać radość, a nie ból. Nie powinno mnie w żaden sposób obchodzić to, jak go traktowałam i co on czuł. Powinien być mi obojętny po takim czasie nieobecności! Dlaczego, więc kurwa nie był?! Po tym wszystkim powinnam go szczerze nienawidzić!
- Nie odpuszczę! Wybaczysz mi! - ruszył w stronę drzwi. - Będę walczył o ciebie i o nasze dziecko!
- To jest moje dziecko! - wydarłam się. - Tylko i wyłącznie moje! Zapamiętaj to sobie! Nie jesteś ojcem tego dziecka. Nie byłeś i nigdy nie będziesz! - po tych słowach wyszedł z sali, trzaskając przy tym drzwiami.
W złości rzuciłam poduszką w drzwi, po czym się rozpłakałam. Bolało mnie serce. Myślałam, że już dawno je straciłam. Myliłam się. Nadal je miałam, a rana, jaka w nim była, jeszcze bardziej zaczęła krwawić. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że jak tylko Chris wyszedł z sali, chciałam za nim pobiec i przeprosić go za te wszystkie słowa, które padły z moich ust. Resztkami sił powstrzymywałam się, by tego nie zrobić.
- Lily?! - do pokoju wtargnął przerażony Lucas. - Widziałem Chrisa na korytarzu. Wszystko w porządku?! - podszedł do mnie.
- Nie! - odpowiedziałam tylko i rzuciłam się w jego ramiona. Potrzebowałam czyjejś bliskości i wsparcia. Potrzebowałam się wypłakać w czyichś ramionach. Cieszyłam się, że Lucas był przy mnie.

CZYTASZ
NIEZAPOMINAJKA
ChickLitKontynuacja "Lilia wodna" i "Kwiat lotosu" O czym byś marzyła, gdybyś właśnie pochowała swojego ukochanego? Zapewne chciałabyś w spokoju odbyć żałobę. Lilianie, jednak nie będzie to dane. Niespodziewana ciąża, brak ojca dziecka, tajemnica owiana wok...