- Jesteśmy! - usłyszałam po jakiś czterdziestu minutach, od momentu jak wsiadłam do auta i razem z Chrisem opuściliśmy teren willi.
- Gdzie my jesteśmy?! - zapytałam, rozglądając się na boki. Zupełnie nie rozpoznawałam tej części Hiszpanii. Z pewnością byłam tutaj pierwszy raz.
- Chodźmy! - odparł tylko Chris i zgasił silnik.
Ze zdziwieniem przypatrywałam się, jak odpiął pas i wysiadł z auta. Kiedy obszedł samochód i otwarł drzwi po mojej stronie, odpięłam swój pas i podałam mu dłoń, korzystając z jego pomocy przy wysiadaniu. Uśmiechnął się do mnie i zamknął drzwi. Światła auta błysnęły i pojawił się cichy odgłos automatycznego zatrzaśnięcia zamków. Dłoń Chrisa niespodziewanie przesunęła się na dół moich pleców. Zaczął mnie prowadzić w stronę wysokiego na jakieś trzy metry żywopłotu.
Do wejścia utworzonego w żywopłocie prowadziła kostka brukowa. Po jej bokach w równych odstępach powbijane były malutkie latarenki, które zapewne przyjemnie oświetlały drogę wieczorem. Aktualnie się nie paliły z uwagi na wczesną porę, jaka jeszcze była. Ostatni raz, jak patrzyłam na zegarek, wskazywał on siedemnastą trzydzieści. Słońce o tej godzinie jeszcze gościło na niebie i przyjemnie grzało skórę mojej twarzy. Było zdecydowanie zbyt wcześnie, by zobaczyć nocny efekt.
Przeszliśmy przez wejście w kształcie łuku i znaleźliśmy się w jakimś dziwnym ogrodzie, w którym to rosły przeróżne gatunki kwiatów i krzewów. Wszystko miało swoje miejsce i swój urok.Przy wejściu przywitał nas mężczyzna po czterdziestce ubrany w elegancki czarny garnitur i białą koszulę. Krótkie czarne włosy miał starannie zaczesane na głowie, a z kieszonki marynarki wystawała jedwabna biała chusteczka. Odczytał w swojej karcie nasze nazwiska i zaprosił nas do środka. Widać wstęp do tego – niespotykanego na ogół – ogródka, mieli tylko nieliczni.
Ruszyliśmy kostką brukową w dalszą podróż. Ten dość nietypowy ogród przypominał swoim kształtem mini labirynt. Wszędzie były ścieżki i zakręty prowadzące do nieznanego ukrytego wręcz tajemniczego końca, które przeczuwałam, że może zwalić mnie z nóg.
Przez rosnący dookoła nas żywopłot oraz krzewy nie można było zobaczyć tego, co znajdowało się za zakrętem. Każda kolejna ścieżka odkrywała coś nowego i budziła we mnie coraz większy zachwyt.
Przeszliśmy przez ścieżkę pełną krzewów różanych, w której znajdowały się chyba jej wszystkie odmiany i kolory, przez polną ścieżkę, przy której rosły łąkowe kwiaty i przez ścieżkę pełną krzewów ozdobnych przyciętych w różne kształty i formy.
- Dokąd idziemy?! - musiałam zadać to pytanie raz jeszcze, podziwiając mijane w czasie drogi krasnale ogrodowe i inne rzeźby. Byłam coraz ciekawsza tego, co znajdowało się na końcu tej bajkowej podróży. W głębi duszy obudziło się we mnie dziecko, które liczyło na super zabawę.
- Do restauracji. Mamy tam zarezerwowany stolik. Znajduje się zaraz za tą alejką. - odpowiedział. - Po kolacji możemy się przejść na spacer. Zaraz za restauracją jest jeziorko i niewielki lasek. Jeśli będziesz miała ochotę, możemy tam pójść.- Brzmi kusząco! - głos w mojej głowie podpowiadał mi, żeby zobaczyć nawet tę część. Skoro ogrodowy labirynt tak bardzo mnie oczarował, przeczuwałam, że jeziorko również to zrobi.
Nie wiedziałam nawet, że takie miejsca istnieją. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam. Nie było o nich żadnych pogłosek ani nie znalazłam żadnych artykułów w gazetach, a przecież każdy powinien o takich miejscach wiedzieć. A już na pewno były one świetne, jeżeli chodziło o czerpanie inspiracji. Z uwagi na mój zawód i zainteresowanie ogrodnictwem, wszelkie tego typu miejsca budziły we mnie podziw, uznanie i jeszcze większą ciekawość.
W czasie drogi zaczęłam się zastanawiać, ile jeszcze tak pięknych miejsc jest na świecie, skoro w samej Hiszpanii poznałam już dwa takie miejsca?!
Pierwszym była restauracja, do której zaprosił mnie Lucas, ze szklanym sufitem i roślinami, które z niego zwisały. Mimo że byłam wtedy w żałobie, miejsce i tak podbiło moje serce.
Teraz Chris uczynił mi tę przyjemność i zabrał mnie tutaj. Jeśli mógł jeszcze bardziej zyskać w moich oczach uznanie i szacunek oraz mógł jeszcze bardziej podbić moje serce, to właśnie to zrobił. Wiedziałam, że będę musiała mu podziękować po kolacji za to, że zabrał mnie właśnie tutaj.
Zdecydowanie bardziej preferowałam właśnie takie miejsca na łonie natury niż eleganckie restauracje pełne złotych dodatków, drogich rzeczy i pikowanych czy skórzanych wygodnych kanap. Wolałam być na świeżym powietrzu i czuć powiew wiatru we włosach niż siedzieć w zamknięciu pośród czterech ścian.
Zaciągnęłam się czystym powietrzem, jakie z pewnością było w tym miejscu i się odprężyłam. Wszelkie napięcia i problemy odeszły w niepamięć. Cieszyłam się daną mi chwilą.
CZYTASZ
NIEZAPOMINAJKA
Literatura KobiecaKontynuacja "Lilia wodna" i "Kwiat lotosu" O czym byś marzyła, gdybyś właśnie pochowała swojego ukochanego? Zapewne chciałabyś w spokoju odbyć żałobę. Lilianie, jednak nie będzie to dane. Niespodziewana ciąża, brak ojca dziecka, tajemnica owiana wok...