ROZDZIAŁ 31

383 10 0
                                    

Słowa Lily mnie zraniły. Owszem dotknęły mnie bardzo. Jednak nie miałem jej tego za złe. Powiedziała to w przypływie złości. Wiedziałem, że nie wykrzyczała ich szczerze. Bardziej od jej słów dotknęła mnie świadomość, że Lucas jak tylko wyszedłem z sali, poszedł do Lily. Widziałem, jak kąciki jego ust powędrowały do góry. Z pewnością nasza kłótnia była mu na rękę.

- Na pewno tak tego nie zostawię! - powiedziałem tylko i ruszyłem w kierunku wyjścia. - Barrows?! - zaskoczył mnie jego widok. - Co ty tutaj robisz?! Nie wzywałem cię przecież. - spojrzałem na swojego szefa ochrony stojącego na podjeździe przed szpitalem.

- Philip mnie tutaj przysłał. - wyjaśnił.

- Cieszę się, że cię widzę! - wyznałem szczerze.

- Ja również się cieszę, choć to trochę dziwne. W końcu był pan uznany za zmarłego.

- Jakoś nie wyglądasz na zaskoczonego! - zdałem sobie sprawę, że faktycznie tak było. Barrowsa jako jedynego nie zaskoczyło moje nagłe wtargnięcie do kościoła.

- Powiedzmy, że przeczuwałem, że takie coś będzie mieć miejsce w dniu ślubu.

- Jak się dowiedziałeś?! - byłem ciekaw, jak udało się Barrowsowi odkryć prawdę.

- Nie pasowało mi to, że tak łatwo dał się pan zabić! - po tych słowach ruszył w kierunku samochodu.

Na moich ustach zagościł uśmiech. Ruszyłem za nim.

- Powinienem był zaplanować coś lepszego. Szkoda tylko samochodu. - powiedziałem, patrząc na jego plecy.

- Właściwie to udałoby się to panu, gdyby nie przelew i te śmieci, które znalazłem w domku letniskowym pańskich rodziców. - zatrzymał się przy samochodzie.

- Zaskoczyłeś mnie. Nie zdążyłem wszystkiego posprzątać. - stanąłem z drugiej strony auta.

- A więc był tam pan! - uśmiechnął się krzywo.

- Byłem przez jakiś czas.

- Wiedziałem! - z uśmiechem, wskoczył do auta. Widać było, że rozwiązanie zagadki sprawiło mu wielką radość. Cały Barrows! Ze śmiechem zająłem miejsce obok niego. - To dokąd, szefie?! - zapytał, jak tylko uruchomił silnik.

- Do domu! - wyznałem z ulgą.

- Robi się! - Barrows wcisnął gaz i samochód poderwał się do ruchu.

Droga do domu zajęła nam z jakieś pół godziny. Przez cały ten czas Barrows starał się pokrótce opowiedzieć mi, co się działo podczas mojej nieobecności. Nie musiałem o nic go pytać. Dokładnie nakreślił mi każdą sprawę. Dzięki temu udało mi się przeżyć całe sześć miesięcy w trzydzieści minut. Czułem się tak, jakbym obudził się ze śpiączki.

- Witaj w domu szefie! - wyznał Barrows, zatrzymując się na podjeździe.

- Chris! - wyciągnąłem dłoń w jego kierunku.

- Antonio! - ujął ją.

- Dzięki Antonio! Muszę przyznać, że naprawdę się cieszę, że znowu tu jestem.

- Ja również! W końcu skończy się ten horror! - ze śmiechem wysiadł z auta.

- Chyba nie było aż tak źle. Philip nie jest chyba aż takim złym szefem?! - dołączyłem do niego i razem zaczęliśmy zmierzać w kierunku domu.

- Philip nie, ale Lily... - zrobił pauzę, po czym ze śmiechem odparł: - ... jest straszna. Uparta i nieposłuszna!

- Zgadza się! - zaśmiałem się, przyznając mu rację.

- Było ciężko. Ale teraz ty się nią zajmiesz! - widziałem ulgę na jego twarzy.

- Zajmę się! - spoważniałem. - Jeśli tylko mi wybaczy! - zatrzymaliśmy się przed wejściem.

- Wybaczy na pewno! Za bardzo cię kocha. Jest wściekła, bo ją okłamałeś, ale jej przejdzie.

- Oby! - westchnąłem. - Dzięki Antonio! - położyłem mu rękę na ramieniu. - Dzięki, że chociaż ty nie masz mi za złe tego, co zrobiłem.

- Ja w porównaniu do reszty nie dałem się tak szybko nabrać. Wypierałem świadomość o twojej śmierci. Tylko niepodważalne dowody doprowadziłyby do tego, że uwierzyłbym w to wszystko.

- Zaplanowałem wypadek, sfałszowałem wyniki DNA, miałem swój pogrzeb... To dla ciebie nadal niezbite dowody?! - wszedłem do domu.

- Owszem. Żeby uwierzyć w czyjąś śmierć, potrzebne jest ciało.

- Nie rozumiem! - spojrzałem na niego, marszcząc czoło. - Jakie ciało?

- W trumnie! - wyszczerzył zęby.

- Skąd wiesz, że nie było w niej ciała? Przecież trumna była zamknięta na kłódkę w dniu pogrzebu?! - byłem ciekaw. Widząc, jak się zaśmiał, dotarło do mnie, co zrobił. - Nie żartuj! - zaśmiałem się. - Zrobiłeś to?!

- No raczej! - zachowywał się tak, jakby rozkopanie grobu i otwarcie trumny było dla niego czymś na porządku dziennym.

- Sam?!

- Z Philipem!

- Jesteście stuknięci! - zaśmiałem się. - Obaj! - ruszyłem w kierunku salonu. - Po tobie mogłem się tego spodziewać, ale nie po Philipie! - wszedłem do salonu.

- Czego po mnie się nie mogłeś spodziewać?! - zapytał Philip, jak tylko przekroczyłem próg.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz