ROZDZIAŁ 49

357 9 0
                                    

- Już późno! Nie powinnaś się już zbierać?! - wypalił niespodziewanie Ivan, a ja aż z zaskoczenia uniosłam wzrok znad szklanki, z której piłam, przygotowany przez przyjaciela, koktajl truskawkowy. - Nie, żebym cię wyganiał! - dodał pośpiesznie, widząc moją zmieszaną minę. - Nie wyganiam cię... ja tylko... pomyślałem, że... - zaczął się plątać we własnych słowach. - ... bo widzisz, jest piątek... - na jego policzki wstąpiły rumieńce. - Chodzi o to... - wziął głęboki wdech i spokojnym już głosem zaczął mówić. - No wiesz, jest piątek. Myślałem, że macie jakieś plany z Chrisem na wieczór.

- Nie mamy! - odparłam i zaczęłam dalej spokojnie sączyć przez papierową słomkę swój orzeźwiający napój.

Przez ostatnie miesiące zapomniałam, jak upalnie potrafi być na Bahamach. Nawet w godzinach wieczornych. Gorące i wilgotne powietrze powodowało, że pojedyncze luźne pasma włosów, związane w kucyka na mojej głowie, przykleiły mi się do karku. Z pewnością w klimatyzowanym hotelowym pokoju byłoby o wiele wygodniej niż na zewnątrz, jednak nie chciałam tam być. Jak sam Ivan wspomniał – był piątek – a ja nie chciałam piątkowego wieczoru spędzić sama w pokoju.

Claudia korzystała z uroków tego bogato odzianego miejsca i wybrała się na wieczorne zajęcia z jogi, zaproponowała, bym poszła z nią, ale jakoś nie miałam na nic ochoty, poza tym ktoś przecież musiał zajmować się Rose, a na ojca nie było co liczyć. Zresztą, nawet gdybym chciała pójść na te zajęcia, to i tak nie mogłam. Nie chciałam zabierać ze sobą Rose, ponieważ jej humorki z pewnością zaczęłyby przeszkadzać uczestnikom w zajęciach, a krzywe spojrzenia skąpo ubranych nadzianych grubym hajsem turystek rzucane w moją stronę, były ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam.

Rose, odkąd przylecieliśmy na wyspę, była wyjątkowo marudna. Mało spała, przez co była poddenerwowana i nie w humorze. Prawdopodobnie – podobnie jak mnie – jej również wysokie bahamskie temperatury nie sprzyjały. Jednak nie mogliśmy spędzać całych dni w hotelu. Po jedynym dniu w zamknięciu otoczona grubymi ścianami – oszalałabym. Potrzebowałam otwartej przestrzeni, a nie bycia uwięzioną w złotej (choć klimatyzowanej!) klatce.

Claudia zdecydowanie lepiej niż ja i Rose radziła sobie z upałami. Potrafiła spędzać czas nad basenem nawet w najgorętszych godzinach dnia i wyglądać przy tym nad wyraz promiennie, rześko i na wypoczętą. Widać wakacje dobrze na nią wpływały, a ja nie miałam serca odbierać jej tych przyjemności. Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła, zasługiwała na relaks, odpoczynek i dobrą zabawę. Z pewnością potrzebowała tych wakacji, tak samo, jak potrzebowała zmiany otoczenia. Wyrwanie się z Hiszpanii było dla niej niczym wyrwanie się od problemów i pozostawienie ich daleko za sobą. Nic dziwnego, że teraz w pełni korzystała z uroków tego bajkowego miejsca i oferowanych przez kurort licznych atrakcji, które do niedawna jeszcze i mnie się podobały, jednak teraz jakoś straciły swój urok. Nie wiedziałam, czy to przez czterdziestostopniowe upały, czy przez ostatnie wydarzenia.

Wcześniej, kiedy tu byłam, moje życie nie było aż tak bardzo zawiłe i problemowe, a same problemy z Chrisem nie dawały mi aż tak bardzo w kość, jak teraz.

Teraz, patrząc na tych wszystkich roześmianych, relaksujących się i korzystających z wakacyjnego urlopu ludzi, zazdrościłam im tego beztroskiego (przynajmniej na czas pobytu w kurorcie) życia. Chciałam choć przez jeden dzień poczuć się tak jak oni. Spędzić radośnie dzień, nie myśląc o tym, co za chwilę może się złego wydarzyć. Mimo iż codziennie od rana do wieczora otaczałam się wśród ludzi, czułam się samotna, a jedyna osoba, która mogła ulżyć mi w cierpieniu i wywołać, choć na chwilę uśmiech na mojej twarzy, spędzała całe dnie w swoim biurze i nie wystawiała nosa poza jego obręb. Czasem się zastanawiałam, widząc kolejny raz pustą połowę łóżka w nocy, czy on w ogóle jest w kurorcie, ale zawsze wtedy nad ranem zjawiał się Antonio niczym prawdziwy rycerz i uspokajał choć trochę moje sumienie, mówiąc, że Chris noc postanowił spędzić w swoim biurze i przespać się albo na skórzanej kanapie, albo w jednym z pokoi na parterze. Barrows zawsze wtedy próbował jego postępowanie wytłumaczyć dwoma krótkimi słowami: „Był zmęczony!". Ja też jestem już tym wszystkim zmęczona, a jakoś potrafię wejść do windy, wcisnąć ten pieprzony przycisk z numerem ostatniego piętra i dotrzeć do swojego pokoju, by jak człowiek móc wyspać się normalnie w wygodnym łóżku, w nadziei, że obok mnie będzie spać ukochana osoba. To właśnie ta jedna myśl powodowała, że miałam jeszcze ochotę i siłę wracać do swojego pokoju i zasypiać w hotelowym łóżku. Ta jedna myśl! Chris! Dawała mi nadzieję, że co noc położy się obok mnie, że poczuję jego zapach, usłyszę jego spokojny oddech i bicie serca, poczuję ciepło jego ciała, kiedy przytulę się do niego, gdy nieświadomy niczego zapadnie w głęboki sen, a nad ranem nic bardziej mnie nie ucieszy, jak wygniecione prześcieradło na jego połowie i ciepło, które po sobie pozostawił. Tylko to, nic więcej, dawało mi siłę, by każdego dnia przekraczać próg pokoju!

- Wcześniej, kiedy tu byłaś, wymykałaś się z nim prawie co noc. - Ivan zaczął polerować szklanki.

- Wcześniej nie mieliśmy aż takich problemów. - zaczęłam bawić się słomką.

- Fakt, trochę słabo mi to wyszło. Nie pomyślałem. Wybacz! - po jego twarzy wyczytałam, że żałuje wypowiedzianych słów.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz