15. Syndrom starszego brata

1.1K 103 81
                                    

Stary rok zakończyłem wygraną walką, kryzysem, z którego wynikły całkiem fajne święta i szalonym sylwestrem.

W nowy wpadłem z jeszcze większym rozpędem, choć pierwszego stycznia podejrzewałem, że pewnie czeka mnie jakiś moment zastoju. Tak, żeby zachować równowagę.

Cóż, okazało się, że jakieś odgórne siły miały dla mnie inne plany i przeznaczenie wcale nie chciało zwalniać.

Minęło ledwo dwa tygodnie od początku roku, a ja zdążyłem ruszyć z solidnymi przygotowaniami. Pomimo iż Sławek przewidywał mój kolejny występ dopiero na kwiecień, ja nie chciałem wypadać z obiegu. Poza tym, chciałem ten czas wykorzystać, żeby jak najwięcej się nauczyć, zniwelować wszelkie niedociągnięcia i jeszcze podrasować to, co już potrafiłem.

Okazało się, że to szybkie rzucenie się w wir przygotowań, było najlepszą decyzją, jaką mogłem podjąć.

Z tego podekscytowania musiałem uważać, żeby nie spowodować jakiejś kolizji, kiedy pędziłem z samego rana do Spartakusa. Kiedy po kilkunastu minutach już tam dotarłem, wyskoczyłem z samochodu i teleportowałem się wprost do gabinetu Antka.

— Antek! — wrzasnąłem, nawet nie pukając do drzwi, tylko niegrzecznie wpadając do środka pomieszczenia. — Nie uwierzysz! — dodałem.

Mężczyzna, który chyba wszedł kilka minut przede mną, jeszcze nie zdążył się rozpakować, więc obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem. Cóż, raczej nie miałem w zwyczaju wpadać znienacka i zachowywać się jak furiat.

— Dzwonił do mnie Sławek — zacząłem zagadkowo.

— I? — pospieszył mnie.

— Wojciechowski wypadł z walki z powodu kontuzji. Wchodzę na zastępstwo! Będę się bił z Michałem Jagielskim! — dodałem uradowany, jednak po kilku sekundach się zreflektowałem. — To znaczy, wiesz... chujowo, że złapał tę kontuzję, sam bym się ostro wkurwił... no ale dzięki temu mogę zawalczyć w lutym, tak jak planowałem — dodałem już spokojniej.

— O cholera... to szybko — powiedział zagadkowo. — Został ci niecały miesiąc — dodał.

— Wiem, ale przecież w sumie nie przerwałem treningów i nadal jestem w formie — odpowiedziałem szybko. Antek jednak... nie wyglądał na przekonanego. — Co? Uważasz, że to głupi pomysł? — zapytałem z przestrachem.

— Nie, nie — zaprzeczył. — Po prostu jestem zaskoczony. Ten Jagielski jest niebezpieczny... — stwierdził.

— Bryczewski też był — zauważyłem.

— I aby się przygotować do walki z nim, miałeś cały okres przygotowawczy. A tutaj? To trochę mało... — powiedział ostrożnie.

— Przecież zdarza się, że zawodnicy biorą walki i dzień przed... — Stałem twardo przy swoim.

— Owszem. Jeżeli jesteś pewny, że to dobra decyzja, to ja nie mam przeciwwskazań. Tylko proszę, zastanów się dobrze, czy jesteś faktycznie w stanie zrobić to, co konieczne i czy twoja decyzja nie jest w tym momencie czysto emocjonalna — stwierdził ostrożnie, jakby nie chcąc mnie urazić.

— Już się zastanowiłem. Uważam, że nie mam na co czekać — zdecydowałem.

— W takim razie w porządku. Obejrzyj wieczorem jakieś dostępne walki, a jutro pogadamy o tym, jak można pokonać Jagielskiego — zaplanował Antek.

— No i zajebiście — stwierdziłem ucieszony.

Z jednej strony rozumiałem to nieprzekonanie Antoniego. Moja decyzja mogła wydawać się skokiem na głęboką wodę, bo branie walki na dwa tygodnie przed galą było dosyć ryzykowne. Jednak ja mentalnie byłem gotowy już od dawna na ten termin. Podskórnie przez cały czas miałem nadzieję, że jednak się uda, więc kiedy dostałem telefon od Cage Strikers, to nie wahałem się nawet sekundy przy podejmowaniu decyzji. Byłem przez cały czas w treningu, czułem się dobrze, nie odniosłem żadnej kontuzji podczas grudniowej walki, a siniaki i inne otarcia dawno się zagoiły. Jedynie pozostała mi blizna na kości policzkowej, tuż pod okiem, która raczej już nie miała się bardziej zagoić. Cóż, nie miałem nic przeciwko akurat takim wojennym bliznom.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz