Bonus 1. "Nagłe wypadki"

1.6K 114 146
                                    

Było coś dołującego w fakcie, że mimo znikomego doświadczenia, byłem lepszy od niejednego beztalencia z jakimi przyszło mi się na co dzień mierzyć. A już w ogóle płakać mi się chciało, kiedy tylko docierało do mnie, że te beztalencia zarabiały jakieś pięć razy więcej ode mnie. A to wszystko dlatego, bo ktoś sobie wymyślił, że muszę złapać trochę praktyki, nim zostanę wpuszczony na rynek pracy. Błagam! Miałem więcej praktyki niż niejeden z tych profanatorów architektury.

Niestety nie pozostawało mi nic innego, jak posłusznie podkulić ogon i odbębnić ten obóz pracy, pozwalając przy tym na totalny wyzysk człowieka.

Podkulanie ogona nie leżało w mojej naturze i gdyby nie sytuacja bez wyjścia,

pewnie dawno wywaliliby mnie za jakieś pyskówki czy nieadekwatne komentarze. Jedyną okolicznością, jaka trzymała mój temperament w ryzach, był ten głupi uśmieszek Tomasza, kiedy tylko zmuszałem się, aby iść na rodzinny obiad.

Jeszcze będzie żałował, że we mnie zwątpił. Ale wtedy to ja poślę mu spojrzenie pełne pogardy. Nie żebym teraz tego nie robił, ale z pewnością nie miało ono takiej mocy, jak gdybym prześcignął mojego reproduktora w jego dokonaniach.

Kiedy tylko opuściłem biuro, zacząłem zmagać się z pewnym dylematem. Do wypłaty zostało mi jeszcze trochę czasu, lecz środki finansowe kończyły mi się w zastraszającym tempie. Zatem lepiej było zostawić jakieś oszczędności, tak na nagły wypadek, czy... miałem je wydać na fryzjera?

Hmm... w sumie wizyta u fryzjera była nagłym wypadkiem. Miałem już totalnie za długie włosy o jakieś pięć milimetrów. Nie mogłem na siebie patrzeć w lustrze.

No dobra, Robert zrozumie. Zresztą pewnie nawet nie zauważy. W sumie to i lepiej. Gdyby tylko biedak wiedział, jak jego ukochany Eryk szasta pieniędzmi na lewo i prawo... A przynajmniej takimi wyimaginowanymi, bo obecnie czaiłem się niczym partyzant, żeby przedostać się autobusem bez biletu i nie naciąć się na kanara. Byłem w tym mistrzem.

Po kilkunastu minutach dotarłem wreszcie do salonu, którego byłem stałym klientem. Poczekałem chwilę, aż fryzjer, który mnie zawsze ścinał, skończył pracować i wreszcie zaprosił mnie na fotel. Problem z moimi włosami był taki, że rosły zdecydowanie za szybko, co powodowało, że musiałem je często wyrównywać. Kiedy przeczekałem choćby kilka dni dłużej, coś we mnie pękało. Dosłownie słyszałem w nocy, jak na złość rosną szybciej.

— Ale ja ci zazdroszczę tych włosów — westchnął rozmarzony Maciek... Mateusz? Nie wiem. Jakoś tak. Zawsze miałem problem z rozróżnianiem tych imion. — Strzyżemy tak jak zawsze? — dopytał, nie słysząc żadnej reakcji z mojej strony.

— Tak — powiedziałem rzeczowo i z powrotem zamilkłem.

Byłem ostatnią osobą do kierowania się stereotypami, ale akurat to mój fryzjer musiał okazać się gejem. Nie żebym miał z tym problem, bo to by był szczyt hipokryzji. Miałem problem z tym, jak na mnie patrzył. Nawet nie próbował ukrywać tego, że mu się podobam.

I... nie mogłem mu nic powiedzieć. Bo powiedziałbym mu coś niemiłego, a na szali leżały moje włosy. Wolałem zacisnąć zęby i przecierpieć, niż narażać się na jego zemstę po odtrąceniu. Przecież gdyby przejechał mi gdzieś za blisko maszynką choćby o milimetr, dostałbym zawału. Chociaż nie — wpierw złapał bym za jakieś ostre nożyczki i wbił mu je w tętnicę, a później patrzył, jak się wykrwawia. Dopiero potem sam bym umarł z poczuciem ulgi, że zdążyłem wymierzyć adekwatną karę.

Maciej/Mateusz — niepotrzebne skreślić — był też zarazem jedyną osobą, której ufałem w kwestii włosów. Minęło dużo czasu nim inni pseudo-styliści fryzur przestali znęcać się nad moją głową. Mogłem się ostatecznie poświęcić i dać się trochę popodrywać w imię świętego spokoju z fryzurą.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz