12. Uzdrawiająca moc strachu

1K 97 183
                                    

Ponieważ nie musiałem punktualnie zjawiać się na treningu, mogłem sobie pozwolić na rozleniwienie i trochę olewające podejście. Dobrze się składało, bo od kilku dni byłem totalnie rozkojarzony i rozdrażniony.

Starałem się trzymać w całości, jak tylko potrafiłem, ale chyba nie do końca mi wychodziło, bo Dawid, Marcel, Daniel, a nawet paru innych chłopaków, dopytywali mnie, czy wszystko w porządku. No dobra, Dawid nie pytał, czy wszystko było w porządku, bo widział, że nie było. Pytał, co się ze mną dzieje, ale ja powtarzałem im wszystkim jak zaklęty tylko dwa krótkie słowa: „tak" i „nic".

Po pierwsze, nie miałem najmniejszej ochoty im się zwierzać, a po drugie, nie mogłem. Dawid wszedł w okres najintensywniejszych przygotowań i ostatnie czego mu było trzeba, to jakaś użalająca się nad sobą, ckliwa pizda, która wytrąca go z równowagi.

Potrzebowałem trochę samotności, za pomocą której chciałem się wyciszyć. Nawet nie odwiedzałem mojego małego aniołka, bo zwyczajnie bałem się, że pod wpływem emocji na nią nakrzyczę i doprowadzę do płaczu.

Wychodziło mi to lepiej lub gorzej, ale po czterech dniach w końcu uznałem, że nadaję się, żeby wrócić do żywych. Spotkałem się z Kosą, z którym obgadałem moje obowiązki komercyjne, spotkałem się z moim trenerem od siły fizycznej, który ułożył mi plan treningowy na okres, w którym nie mogłem używać mojej ręki i... i w końcu postanowiłem doprowadzić do skutku spotkanie z Kubą, które wcześniej odwołałem.

— Mam nadzieję, że nie czekasz długo? — spytałem z nadzieją, nawet się nie przywitawszy, kiedy tylko zlokalizowałem mojego kompana w knajpce przy stoliku w najbardziej zakamuflowanym miejscu.

— Przyszedłem może z pięć minut temu — odpowiedział spokojnie, podając mi rękę na przywitanie.

— To dobrze, była jakaś kolizja na Legionowej i utknąłem w korku — wyjaśniłem niezadowolony.

— Nie ma problemu — zapewnił Kuba.

— Wybrałeś już coś? — zapytałem, widząc, że przeglądał menu. Nasze wyjście na kawę przekształciło się ostatecznie w wyjście na obiad do tajskiej knajpy.

— Chyba wezmę krewetki w mleku kokosowym z ryżem — zdecydował.

— Odważna kombinacja — stwierdziłem znacząco.

— Mam żołądek ze stali — odparł jeszcze pewniej.

— No dobra, ja nie jestem takim chojrakiem i wezmę bezpiecznie jakiegoś kurczaka — powiedziałem z niby zawstydzeniem.

— Tchórz — przytknął mi żartobliwie. Podpuszczał mnie jeszcze parę minut, racząc stwierdzeniami typu „go big or go home", aż w końcu poszedłem na całość... ale tylko trochę. Zostałem przy tym kurczaku z ryżem, ale w ramach eksperymentu postawiłem na sos sezamowy. Ogólnie średnio przepadałem za takimi orientalnymi smakami — chyba że chodziło o sushi, je mogłem jeść codziennie — jednak jako że odwołałem nasze pierwsze spotkanie, to pozostało mi jedynie oddać Kubie pole do popisu w ramach rekompensaty, a ten zażyczył sobie knajpę z tajskim żarciem.

— Tak w ogóle — zacząłem ostrzegawczym tonem — to musisz liczyć się z tym, że jak ktoś nas przyłapie, to z automatu zostaniesz okrzyknięty moim kochankiem i będziemy tematem numer jeden przez co najmniej dwa tygodnie — dodałem.

— A myślisz, że po co się z tobą umówiłem? — zapytał cwaniacko. — Przecież chodzi mi tylko o sławę — dodał, siląc się na arogancję.

Parsknąłem pod nosem, jednak po chwili mina mi zrzedła. Po prostu pewne sformułowania przypominały mi o czymś, o czym nie chciałem pamiętać. Niestety nie miałem na to żadnego wpływu.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz