6. Wymazywanie przeszłości

1K 94 127
                                    

Sześć tygodni później

Leżałem na macie, oddychając ciężko. Czułem, że pot ścieka mi po skroniach, a koszulka i spodenki są kompletnie przemoczone. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa.

— Dziesięć sekund, podnoś dupę i ostatnie dwie minuty — poganiał mnie Daniel, informując, ile odpoczynku mi zostało.

Moje ciało buntowało się ze wszystkich sił, jednak na szczęście mój umysł był w stanie przejąć nad nim kontrolę i zmusić je, aby nie tylko się podnieść, ale dać też z siebie resztki sił w ostatniej rundzie wymiany na pięści.

Wbrew pozorom to nie był najgorszy moment. Największy kryzys w trakcie treningu bokserskiego przeżywałem w okolicach siódmej rundy. Wtedy czułem już potworne zmęczenie i ogarniały mnie obawy, czy zdołam wytrwać do końca. Dziesiąta wywoływała we mnie poczucie, że muszę przycisnąć za wszelką cenę, bo to już koniec. Najgorszym błędem — nie tylko w MMA, ale też w każdym innym sporcie — było odpuszczanie pod koniec. A to właśnie wtedy cała zabawa nabierała tempa.

Podniosłem się.

Przez te ciągnące się w nieskończoność sto dwadzieścia sekund powtarzałem sobie, że wcale nie boli i że jestem w stanie wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił.

Kiedy tylko rozbrzmiał gong w stoperze — który informował o zakończonym treningu — upadłem dla odmiany na kolana, po czym położyłem czoło na macie. Płuca paliły mnie żywym ogniem i potrzebowałem chwili, aby powstrzymać wymioty.

Wbrew pozorom te efekty uboczne stanowiły dla mnie dowód, że znowu dałem z siebie wszystko i kolejna sesja była owocna. Czułem satysfakcję.

— Dobra robota — pochwalił mnie Karol. — Mamy jeszcze trzy tygodnie, ale jak utrzymasz takie tempo, to skończymy walkę w pierwszej rundzie przez nokaut — stwierdził, jak zwykle utrzymując narrację wieloosobową. Byliśmy jedną drużyną i kiedy ja wygrywałem, wygrywał cały klub, a kiedy przegrywałem.... Stop. Ja nie przegrywałem.

Poleżałem skulony jeszcze kilka minut, aż w końcu wstałem i udałem się do szatni. Nie zwracając uwagi absolutnie na nikogo, już w progu zacząłem się rozbierać i nago dotarłem pod natrysk. Nim jednak odkręciłem wodę, wykręciłem swój strój z potu. To mogło wydawać się obrzydliwe, ale w gruncie rzeczy tak wyglądałem po każdym treningu. Poza tym, nie chciałem zamoczyć sobie torby treningowej, więc musiałem choć w minimalnym stopniu pozbyć się wilgoci z ubrań.

Kiedy odłożyłem swoje rzeczy, wróciłem pod prysznic i dopiero pozwoliłem sobie na chwilę relaksu.

Pod koniec sierpnia czekała mnie kolejna walka, w której miałem bronić pasa mistrzowskiego. Nie mogłem powiedzieć, że ułożyło się to po mojej myśli, gdyż raczej planowałem walczyć w okolicach października, ewentualnie września.

Niestety mój obecny pracodawca miał już wizję mojej walki na koniec lata, w której miałem zmierzyć się z Rafałem Borkowskim.

Od początku nie byłem fanem tego pomysłu, uważałem, że zasługiwałem na dłuższy odpoczynek i że przede wszystkim, mój rywal nie zasługiwał na walkę o pas. W idealnym scenariuszu zawalczyłbym na początku października ze zwycięzcą pojedynku, który ostatecznie się nie odbył, gdyż Dustin Thompson doznał poważnej kontuzji i nie zapowiadało się, że szybko wróci. Co gorsze, odwołano cały pojedynek, nie szukając nawet za niego zastępstwa, gdyż podobni rankingowo zawodnicy albo dopiero co walczyli, albo mieli już zaplanowane pojedynki w bliskiej przyszłości. Jako że tamta walka miała wyłonić kolejnego pretendenta do walki o pas, nie mogli wstawić na zastępstwo byle kogo.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz