16. Jak unieszczęśliwić siebie samego

1.3K 103 301
                                    

Dwa miesiące później

Pomimo iż czas płynął niesamowicie szybko, czasami sprawiając wrażenie, jakby dosłownie przeciekał przez palce, to jakoś niespecjalnie odczuwałem efekty tego przemijania. Choć po drodze wydarzyło się całkiem sporo, to traktowałem ten okres jako taką rekonwalescencję. Ale nie miałem tu na myśli okresu, w którym musiałem dojść do siebie fizycznie, a psychicznie. Przechodziłem jakąś transformację, w trakcie której po prostu pozwalałem, aby życie toczyło się własnym rytmem. To brzmiało jak coś kompletnie do mnie niepodobnego i pewnie w normalnych warunkach, to jest takich, w których nie byłbym poddawany wręcz nienaturalnie ekstremalnym przeżyciom, nigdy bym sobie na to nie pozwolił. Nawet teraz wydawało mi się to nieco obce i z moją dominującą osobowością ciężko było mi się pogodzić z rzeczywistością, w której jestem niczym dziecko we mgle — bezradne, nie potrafiące zebrać się w sobie i wziąć życie we własne ręce.

Ale nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie odbudować swojego pancerza. Było już na to zwyczajnie za późno, a poza tym... straciłem motywację. Nie musiałem już przed nikim udawać, bo okazało się, że wszyscy mieli gdzieś, czy byłem nabuzowanym samcem alfa z wielkim ego, czy byłem cichym obserwatorem z boku. Bo tak się właśnie czułem. Obserwowałem, jak wszyscy wokół mnie wracają do normalności, a ja sobie stałem obok, nadal trwając niejako w zawieszeniu. To było nawet wbrew pozorom dosyć przyjemne. To niemusienie. Brakowało mi w tym wszystkim jedynie osoby, która byłaby w stanie mnie zrozumieć. Cholernie brakowało mi Dawida i nadal potrafiłem zasypiać z wrażeniem, jakby przygniatał mnie potężny głaz, czy budzić się z poczuciem, że „dzisiaj nie wychodzę z łóżka, bo życie jest za ciężkie"... ale zdawałem sobie sprawę z tego paradoksu, że bez... bez jego śmierci, skończyłbym pewnie dzisiaj w wariatkowie albo w więzieniu, bo albo bym postradał zmysły, albo kogoś zamordował... Najprawdopodobniej jedno i drugie.

Tymczasem miałem na wszystko tak beztrosko wywalone. Takie trwanie w zawieszeniu chyba było mi potrzebne. Nie można mnie było wyprowadzić ze strefy komfortu, bo już takowej nie posiadałem. Wyzwiska, prowokacje? Błagam, jakby mnie miało to teraz dotknąć, kiedy płakałem przed swoim byłym?

Może też dlatego dosyć łatwo i bezstresowo powiedziałem Marcelowi o tym, że kończę z zawodowym MMA. Wypowiedzenie tego któryś raz z kolei na głos spowodowało, że czułem się, jakbym mówił mu „dzień dobry". Armiński na początku założył, podobnie jak Daniel, że to trauma po stracie Jastrzębskiego i żebym jeszcze się wstrzymał z ogłaszaniem tego wszem wobec. Ale ja już postanowiłem. Po prostu byłem tego pewny, jak niczego w życiu. Moja era bycia niepokonanym dobiegała końca i było coś... ekscytującego w tym, że zamierzałem odejść na własnych warunkach, w największej chwale, z nienaruszonym rekordem. W końcu każdy chciał dla siebie takiego końca kariery, ale to się praktycznie nie zdarzało. Wygrywanie było niesamowicie uzależniające i bezustannie pragnęło się więcej. Mogłem chyba uznać się zatem za szczęściarza, bo mi przeszło, nim ktokolwiek zdołał pokrzyżować mi plany. A może tak po prostu się usprawiedliwiałem? Nawet jeśli... to nie miało znaczenia. Czułem ulgę na myśl, że już nikt nie odmieni mojego przeznaczenia. Byłem tym najlepszym na świecie, rządziłem swoją dywizją, byłem pieprzonym milionerem z milionami fanów i... absolutnie nikt nie mógł mi tego odebrać.

Mój dawny kolega powiedział mi kiedyś, abym nigdy nie pozwolił nikomu za siebie decydować. Więc to właśnie zrobiłem. Zdecydowałem sam. Odchodziłem na własnych warunkach.

Marcel w końcu zorientował się, że nie żartuję i że to nie była żadna faza, przez którą przechodziłem po stracie Dawida. I okazało się, że jemu też jest wszystko jedno. To znaczy... nie było mu wszystko jedno, po prostu dał mi banalną, ale jakże pożyteczną radę, a zarazem wyraził w ten sposób również, że poprze mnie, bez względu na to, co ostatecznie zdecyduję. A powiedział po prostu, żebym robił to, co kocham, a skoro walka przestała tym być, to...

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz