7. Desensytyzacja

1K 99 135
                                    

Czasami miałem takie dni, gdzie jechałem rano na trening, potem załatwiałem coś na mieście, jechałem do mieszkania coś zjeść, odwiedzałem Majeczkę, sporadycznie zobaczyłem się z jakimś znajomym i wieczorem jechałem na kolejny trening.

A czasami — tak jak dziś — kręciłem się od rana do wieczora w Orionie. Po porannym śniadaniu zawitałem na trening boksu, gdzie moje umiejętności zostały dokładnie zweryfikowane przez kilku świetnych bokserów. Potem przekąsiłem coś w szatni, przechadzając się między chłopakami, popodglądałem trochę, co robią na swoich treningach, następnie szedłem na siłownię, a po niej jadłem obiad gdzieś w lobby, u Alicji, czy generalnie tam, gdzie mnie poniosło. Tak przeczekiwałem do wieczornego treningu i dopiero po nim wracałem do domu.

Obecnie byłem na etapie obiadu, ale wiedziałem już, że nie ruszę się z klubu aż do ostatniego treningu.

Dawid też powoli wrócił do treningowej rutyny, choć jeszcze nie miał zaplanowanej walki. A przynajmniej nie oficjalnie, bo wszyscy oczekiwaliśmy lada dzień oferty od jego federacji, w której złożą mu propozycję walki o pas. Nie było innej opcji.

On też miał jeden z tych dni, więc siedzieliśmy niedaleko recepcji na wygodnych kanapach i jedliśmy niespiesznie swoje posiłki.

— Jesteś jakiś dziwny — rzucił ni stąd, ni zowąd.

— Że niby jaki? — spytałem zaintrygowany, o co mogło mu chodzić. To znaczy... domyślałem się, do czego mógł pić, ale chciałem się upewnić.

— Jesteś rozkojarzony. Jakby coś wyprowadzało cię z równowagi — wyjaśnił.

— Wydaje ci się — zaprzeczyłem automatycznie, na co posłał mi tylko spojrzenie pełne politowania.

— I co jeszcze? To, jak rano o mało nie doprowadziłeś Eryka do płaczu, też mi się wydawało? — zapytał z sarkazmem, a mnie przeszedł dreszcz. Na szczęście nim zdążyłem jakoś nieodpowiednio zareagować czy ogólnie dać po sobie poznać, że mnie przyłapał... zorientowałem się, że miał na myśli asystenta Alicji.

— Zasłużył sobie — bąknąłem i wpakowałem do ust kawałek indyka.

— Bo szukał twoich — zaznaczył wymownie — owijek o minutę za długo? — upewnił się.

— Tłumaczyłem mu trzy razy, gdzie są, a ten przygłup i tak przychodził się dopytywać — powiedziałem obronnie.

— To nawet nie jest jego robota — wytknął mi.

— To trzeba było nie mówić, że mam się do niego zwracać, jak będę czegoś potrzebował — wyprowadziłem kontrargument.

— Jak sobie chcesz. Mam tylko nadzieję, że skupiasz się przede wszystkim na walce i na Rafale — powiedział z nadzieją.

— Och, mam go bezustannie w głowie. Śni mi się po nocach i myślałem o nim nawet wczoraj, jak sobie trzepałem pod prysznicem — powiedziałem wulgarnie, nie chcąc pokazać, że w gruncie rzeczy rozczuliła mnie ta troska Jastrzębskiego.

W odpowiedzi spojrzał na mnie z obrzydzeniem i ostatecznie się poddał, wracając do jedzenia.

Ja też skupiłem się na posiłku i wróciłem do poprzednich rozważań, zanim Dawid wybił mnie z rytmu — i bynajmniej moje myśli nie dotyczyły Rafała... a prawdopodobnie powinny, bo za dwa tygodnie miałem walkę.

Jastrzębski jak zwykle dopatrzył się zmiany w moim zachowaniu, choć w zasadzie zdawało mi się, że zachowywałem się normalnie. Jak widać byłem w błędzie.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz