4. Moja wielka, wiejska rodzina

2.2K 143 51
                                    

Była ledwo piąta, a ja właśnie wyjechałem poza miasto i wsłuchując się w samochodowe radio, zmierzałem w kierunku Torunia. Spotkanie miało odbyć się o jedenastej, zatem nie miałem innego wyjścia, niż wyjechać o tej, nie do końca ludzkiej dla mnie, porze. Wyliczyłem, że droga zajmie mi mniej więcej około pięciu godzin, jednak musiałem wziąć poprawkę na korki i inne nagłe zdarzenia. Wolałem zajechać wcześniej niż się spóźnić.

To zadziwiające, jak szybko zleciał mi czas. Jeszcze parę dni temu nie mogłem doczekać się, kiedy wreszcie złożę własnoręczny podpis na umowie zawartej pomiędzy mną i organizacją Cage Strikers, a teraz byłem w drodze do ich siedziby. Tak bardzo chciałem, żeby moje życie się odmieniło. Choć w zasadzie nie życie, a kariera. To pierwsze było w porządku. Jasne, mógłbym mieć bardziej wyrozumiałą rodzinę, większe mieszkanie czy lepszy samochód. Posiadałem za to pasję i byłem w stałym związku. Liczyłem, że wraz z rozwojem kariery wyeliminuję te drobne niedogodności finansowe i stanę się wzorem do naśladowania dla wielu chłopaków, którzy podobnie tak jak ja teraz, marzą o walkach w najlepszych organizacjach i na największych wydarzeniach.

Może to i było odrobinę naiwne wierzenie. Zdawałem sobie przecież doskonale sprawę z tego, że tylko małej garstce zawodników udaje się osiągnąć naprawdę duży sukces. Ja jednak bezsprzecznie wierzyłem w swoje możliwości. Trenowałem latami i byłem gotowy, żeby zaprezentować światu to, do czego tak naprawdę jestem zdolny.

Po jakichś dwóch godzinach drogi dostałem smsa od Eryka, w którym życzył mi powodzenia. Nie budziłem go wcześniej tylko po to, żeby oznajmić mu, że już muszę jechać. Domyślałem się jednak, że wysłanie do mnie motywującej wiadomości, było pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przebudzeniu. Cieszyło mnie, że mam jego wsparcie. On był jedną z najbliższych mi osób, która w pełni rozumiała moje marzenia i potrzeby. Znał wagę dzisiejszego spotkania i mimo iż prawdopodobnie doprowadzałem go do szału ciągłym gadaniem o kontrakcie, to nie umniejszał moim zasługom.

Od momentu gdy pogodziliśmy się w poniedziałek, panowała między nami błoga rutyna. I choć pierwsze skojarzenie z tym słowem niekoniecznie jest pozytywne, to właśnie o ten pozytywny sens mi chodzi. Funkcjonowaliśmy w zgodzie obok siebie i czuliśmy, że możemy na siebie liczyć.

Przyznaję, trochę zeschizowałem tamtego poniedziałkowego wieczoru. Uświadomiłem to sobie, budząc się kolejnego ranka, kiedy zaraz po otworzeniu oczu ujrzałem twarz Eryka, nadal pogrążoną we śnie. Wyglądał tak spokojnie i uroczo, że nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Jego włosy w kolorze ciemnego blondu były trochę dłuższe od moich, a przez to kilka niesfornych kosmyków opadło mu na czoło. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, a idealnie wyrojone usta były delikatnie rozchylone. Wyciągnąłem wtedy ostrożnie palec i dotknąłem miejsca tuż nad jego ustami, w połowie drogi do nosa. Miał tam charakterystyczny pieprzyk, który był taki... jego. To niesamowite, jak jedno małe znamię może nadawać indywidualności i być znakiem rozpoznawczym. Jedna, mała, brązowa kropka, która była niepowtarzalna i która idealnie wkomponowywała się w tę i tak perfekcyjną twarz.

Ochłonąłem po nocy i zamiast szukać niedorzecznych powiązań między zachowaniem Eryka poprzedniego dnia, a jego zachowaniem, gdy przyznawał mi się do swojej zdrady, zacząłem w zamian szukać logicznych argumentów, które miały mnie przekonać o tym, jak absurdalne były moje podejrzenia. Na szczęście znalazłem ich całe mnóstwo.

Eryk był jedną z najbardziej szczerych osób, jakie znałem. Pomimo błędów przeszłości, zawsze mówił prawdę. Czasami zdarzało mu się milczeć i pomijać niektóre fakty, jednak nie robił tego, aby krzywdzić czy się wybielić, a zwyczajnie uważał, że były nieistotne i nic by nie zmieniły. Niemożliwe zatem było, że mógł ponownie mnie zdradzić, a potem udawać, że wszystko gra i kochać się ze mną, pozwalając mi przy tym żyć w nieświadomości. To nie było w jego stylu. On tak nie działał. Zawsze mówił prawdę. Zazwyczaj w chamski, gorzki sposób uświadamiał ludziom, co o nich myśli, ale to była prawda. Poza tym, kiedy i z kim niby miał to zrobić? Obydwaj byliśmy ostatnio raczej zapracowani. Gdy wychodził ze znajomymi, to znałem te osoby i miałem pewność, że żaden z tych jego hipstersko-trendi koleżków nie był w jego typie. Wiedziałem, że podobali mu się bardziej zwyczajni i męscy faceci. A takich w jego otoczeniu, poza mną, nie było.

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz