1. Chaos

1K 93 230
                                    

Pięć lat później

Szedłem pewnym krokiem, wcinając po drodze proteinowego batona i co jakiś czas odpowiadając skinieniem głowy na witające mnie osoby.

Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, ale dla mnie liczył się tylko baton, którego pochłaniałem od kilku chwil. Nie był jakiś wybitny i szczerze mówiąc, wolałbym kawałek pizzy, jednak byłem tak głodny, że wyjątkowo nie wybrzydzałem. No i na ucztę miał przyjść jeszcze czas.

— Robert! Robert! — usłyszałem za plecami swoje imię, wypowiadane z typowo amerykańskim akcentem. — Porozmawiasz ze mną dwie minutki? — Kiedy tylko się odwróciłem, dojrzałem przed sobą Ashley — główną korespondentkę organizacji dla której pracowałem.

Doskonale wiedziała, że się zgodzę. Nie miałem innego wyjścia — zgodnie z kontraktem nie mogłem odmawiać wywiadów reporterom federacji, jeżeli wygrałem walkę i nic mi nie dolegało.

— Jasne — zgodziłem się, przechodząc na angielski i posyłając jej przyjazny uśmiech.

— Dosłownie chwilka i cię puszczam — obiecała i przywołała gestem swojego operatora kamery. Odchrząknęła, poprawiła swoje włosy i na znak mężczyzny przemówiła do obiektywu. — Tutaj Ashley Timmons prosto zza kulis dzisiejszej gali TFC 275. Walka wieczoru kilka chwil temu dobiegła końca i jest ze mną jej główny bohater, Robert „Chaos" Kwiatkowski — pokaleczyła moje polskie nazwisko i wtrąciła mój pseudonim. Ja jedynie przykleiłem na usta sztuczny uśmiech i skinąłem jej głową na powitanie. Prawą rękę — z batonem — opuściłem, żeby była poza kadrem.

— Witam — rzuciłem krótko.

— Podziel się z widzami swoim pierwszym wrażeniem po walce — poprosiła.

— Wszystko poszło zgodnie z planem, mam swój pas, czy trzeba coś więcej dodawać? — skłamałem i sugestywnie poklepałem pas mistrzowski, jaki miałem przerzucony przez lewe ramię.

— Jak się czujesz ze świadomością, że obroniłeś tytuł mistrza po raz czwarty? — zagadała przyjaźnie i podstawiła mi mikrofon pod nos.

— Nie robi mi to jakiejś szczególnej różnicy. Dla mnie ważne jest, abym pozostał mistrzem. Nie ważne, czy będę musiał bronić pasa pięć, czy pięćdziesiąt razy. To moje zadanie — wyjaśniłem jak zwykle zwięźle.

— Czujesz, że utarłeś nosa wszystkim niedowiarkom, którzy liczyli dzisiaj na twoją porażkę? — zapytała.

— Cóż, liczby były na korzyść mojego przeciwnika. Miał większe doświadczenie, był większy, wyższy i teoretycznie silniejszy, ale na mnie liczby nie robią wrażenia. Każdego da się rozpracować, co właśnie udowodniłem — odpowiedziałem.

— To prawda, choć walka wyglądała na zaciętą i wyrównaną. Dodatkowo zakończyła się decyzją sędziowską. Ty mimo wszystko wskoczyłeś po ostatnim gongu na ogrodzenie i uniosłeś pięści w geście zwycięstwa. Rzeczywiście nie miałeś żadnych wątpliwości, że może jednak sędziowie będą punktować na korzyść twojego rywala? — dopytała podchwytliwie, jakby chcąc wyprowadzić mnie z równowagi, sugerując, że wynik dzisiejszego pojedynku wcale nie musiał wyjść się na moją korzyść.

— Nie... — Pokręciłem z rozbawieniem głową. — Kyle to mocny zawodnik, ale nie miałem wątpliwości, że wygrałem. Zresztą mój trener zawsze powtarza mi, abym po każdej walce zachowywał się jak wygrany. Skoro ja nie wierzyłbym we własny sukces, jak inni mieliby uwierzyć?

Osobliwość [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz