18. Pół racji

91 14 0
                                    

Gotowa do pracy Kida stanęła przy kontuarze. Jeszcze w przebieralni pracowniczej wypiła pół butelki soku z cytrusów i zjadła podkradzionego z kuchni croissanta. Urumi już czekała tam na nią. Był tam też nieznany szatynce chłopak, wcześniej musiał przebywać na urlopie, bo teraz rozmawiał swobodnie z blondynką zupełnie, jakby znali się już od dłuższego czasu. Dziewczyna skinęła tej dwójce i przeszła do etapu witania gości sztucznym uśmiechem.

- Wyglądasz na wyspaną - zagadnęła Urumi. - Spanie w samochodzie chyba nie jest takie tragiczne, jak to opisywałaś.

- Tu zaczyna się zupełnie nowa historia. Na czas kiedy Takeshi nie ma możliwości mnie przetrzymać, śpię w willi Takahashich.

- Nie gadaj - blondynka otworzyła szeroko usta.

- Teraz już wiesz, o czym rozmawiałam z Keisuke wczoraj przed hotelem.

Przyjaciółka Kidy spojrzała na nią jednoznacznie insynuując, że ta dwójka nie darzy się jedynie niechęcią.

- Chciał być tylko miły. Rewanż za to, jak odwoziłam go pijanego z imprezy, tylko tyle - broniła się spokojnym tonem szatynka.

- Jeszcze o tym porozmawiamy! - zapowiedziała entuzjastycznie Urumi. Zniknęła między stolikami, by zebrać zamówienia. Kida poszła w jej ślady. Nie płacono jej za stanie i plotkowanie z przyjaciółką.

Minęło sporo czasu, zanim obie dziewczyny miały chwilę wytchnienia i możliwość powrotu do przerwanej przez obowiązki zawodowe rozmowy. Obie już trochę zmęczone uwiesiły się na kontuarze, bo nie wypadało obu znikać na zaplecze.

- Jaki on jest? - Urumi wróciła do dopytywania.

- Nieodpowiedzialny, zapatrzony w siebie...

- Chciałaś powiedzieć ciebie.

- Nie próbuj nawet zaczynać - mruknęła poirytowana Kida. Przyjaciółka obdarzyła ją spojrzeniem rentgena i wykrywacza kłamstw w jednym.

- Musi ci się podobać. Jest popularny i przystojny.

Szatynka parsknęła histerycznym śmiechem.

- Przystojny? Chyba tylko kiedy zmrużę oczy po opróżnieniu butelki wina.

Obie zaczęły chichotać jak opętane. Kida sama siebie rozbawiła wyjątkowo udanym żartem, a Urumi o wiele bardziej śmiała się z tego, jak bardzo druga dziewczyna wypiera się faktów oczywistych. Najwidoczniej potrzebowała czasu, by się oswoić z nowym stanem faktycznym. Tym większa będzie jej satysfakcja, kiedy szatynka przyzna się do błędu. Jednak teraz musiała zadowolić się tym, że dzień pracy dobiegał końca.

Przyjaciółki razem opuściły hotel. Pożegnały się, Urumi usiadła na ławeczce przystanku, a Kida zasiadła za kierownicą Hondy. Przekręciła kluczyki w stacyjce i ruszyła w kierunku Akagi. Nie znała zwyczajów swoich gospodarzy, ale najbardziej bała się tego, że wejdzie do willi, kiedy nikogo innego tam nie będzie. Była gotowa zdzierżyć nawet towarzystwo Keisuke, a to już można uznać za heroizm. Albo cudotwórstwo. Albo, co było opcją możliwie najgorszą, nie był aż taki zły, jak się Kidzie wydawało na początku. Nie! Odrzuciła od siebie od razu tę myśl. To by znaczyło, że Urumi w połowie miała rację. A tym razem nie miała prawa pozostać nieomylną.

Sfrustrowana lekko i zmęczona szatynka skręciła za znakiem wskazującym drogę na Akagi. Wraz ze zmniejszającą się odległością do jej czasowego miejsca pobytu, zwiększała się jej chęć na zawrócenie na Myogi. Do prawdziwego domu. Te myśli też od siebie odrzuciła. Duma nie pozwalała jej tam wrócić. Przy pożegnaniu powiedziała rodzicom, że klucze do ich mieszkania więcej się jej nie przydadzą. Planowała dotrzymać słowa.

Zatrzymała się na chodniku przed willą. Wysiadła niechętnie z samochodu i ruszyła w kierunku drzwi. Rzuciła szybko okiem na podjazd. Stała na nim tylko żółta Mazda. A więc nie będzie sama. Ucieszyła się nieznacznie. Nawet jeśli brak samotności miał oznaczać towarzystwo Keisuke. Używając powierzonych jej kluczy, weszła do domu. Przemknęło jej przez myśl, że może powinna krzyknąć, że już przyszła, albo coś podobnego. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu. Głównie dlatego, że dobiegł ją głos blondyna dochodzący z kuchni.

- Dobrze, że jesteś. Jako dziewczyna pewnie umiesz gotować.

- Co? - wkroczyła do pomieszczenia i oparła się nonszalancko o lodówkę.

- Dziewczyny z reguły potrafią gotować. Ja tego nie umiem, a Ryosuke jeszcze nie ma - wyjaśnił spokojnie. Kiedy to mówił, wyostrzyły mu się rysy twarzy.

- Czyli będziemy głodować - oznajmiła Kida.

- Dobra. Mam tu przepis, może coś wymyślimy.

- ...my?

- To, że mieszkasz w tym domu, nie znaczy, że będę ci szykować posiłki.

Westchnęła niezadowolona, ale spięła włosy w niedbałego koka i umyła ręce. W tym czasie chłopak wyciągnął z szafki pełną butelkę whiskey i dwie szklanki. Wrzucił do nich po kilka kostek lodu i zalał alkoholem.

- Co ty robisz?

- Na trzeźwo tego nie ogarniemy - podał Kidzie naczynie. Zaśmiała się perliście, ale przyjęła je. Upiła łyk bursztynowej cieczy uznając, że jest całkiem niezła. O wiele lepsza niż ta skradziona Nakazato podczas niedzielnej imprezy.

- Co próbujemy zrobić?

- Smażony makaron z warzywami - Keisuke podał dziewczynie kartkę z przepisem. Przeleciała wzrokiem instrukcje uznając, że to nie będzie najprostsze zadanie.

- Ugotowałeś już makaron?

- Stoi w garnku - zbliżył się do Kidy i zaglądając jej przez ramię zagłębił się w przepis. - Wok też wyjąłem - uprzedził kolejne pytanie.

- Zatem czas posiekać czosnek, pieczarki, kapustę i cebulę - wymamrotała opróżniając szklankę.

- Komuś dziś dobrze wchodzą procenty.

- Na szczęście jesteśmy u ciebie i nie będę musiała odwozić cię do domu.

Keisuke spłonął szkarłatem. Zażenowanie spróbował ukryć wyjmując z lodówki warzywa, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze. Widząc malujące się na jego twarzy rumieńce, Kida zaśmiała się cicho. Została spiorunowana spojrzeniem ciemnych oczu. Zamiast się tym przejąć, dolała każdemu z nich alkoholu. Upiła kolejne kilka łyków i zabrała się za obieranie cebuli.

Kiedy przygotowanie posiłku przeszło do finałowej fazy, do domu wrócił Ryosuke. Zasygnalizował to wypranym z emocji "jestem". Mocno się zdziwił wchodząc do kuchni. Zastał tam siedzącą na blacie ze szklanką whiskey roześmianą Kidę i próbującego mieszać potrawę w woku Keisuke. Razem wyglądali jak co najmniej bardzo dobrzy przyjaciele. Co jeszcze bardziej go zainteresowało, nic nie pachniało spalenizną. No może trochę.

- O! Ryosuke - szatynka pomachała mu niezdarnie.

- Nie przeszkadzam w randce - mruknął chłopak wychodząc z pomieszczenia. Wzrok blondyna pewnie mógłby zabijać, ale jego brat nawet tego nie zauważył.

- Zaraz będzie obiad - wymamrotał Keisuke przekładając potrawę do wielkiej miski. - Zaniesiesz talerze?

Szatynka pokiwała głową. Zeskoczyła z blatu zataczając się lekko. Wyjęła ze wskazanej szafki zastawę i powędrowała delikatnym zygzakiem do salonu.

- To cud, że nic nie spaliliśmy - rozstawiła na stole porcelanę.

- Wyglądaliście na bardzo zajętych sobą.

Spiorunowała wzrokiem czarnowłosego chłopaka.

- Jesteśmy nietrzeźwi i głodni.

- Mów za siebie - do salonu wszedł trzymający się całkiem nieźle na nogach Keisuke. Dusząc wybuch śmiechu, postawił przed nimi miskę pełną całkiem dobrze wyglądającej potrawy.

Zbieg Okoliczności   |Initial DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz