Zaczynało świtać. Autostrada do Tokio ciągnęła się w nieskończoność. Kida westchnęła ciężko, próbując na miarę swoich możliwości rozprostować zdrętwiałe nogi. Musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie prowadziła przez tak długi okres czasu.
Zadzwonił telefon. To już... szesnasty? raz w ciągu godziny. Rzuciła okiem na wyświetlacz leżącej na fotelu pasażera komórki. Takeshi. Znowu.
Tak, miała wyrzuty. Tak, było jej głupio, że dosłownie z minuty na minutę postanowiła wyjechać. Tak, powinna była im powiedzieć. Takeshiemu, Urumi, matce, Shingo i Rice. A teraz już było za późno by się cofnąć, a zbyt wcześnie, by się poddać. Decyzja została podjęta. Alea iacta est.
Dzwonek ucichł.
- W końcu - mruknęła do siebie.
Z oddali błysnęły miasta stolicy. Miasto wcześniej oglądała jedynie na pocztówkach wysyłanych jej przez tatę, i musiała przyznać, na żywo wywierało ogromne wrażenie. Wyłaniające się zza chmur wieżowce, kolorowe światła i zwiększający się na drodze tłok. Mimo zmęczenia, pozwoliła sobie na uśmiech.
Znów telefon.
Z westchnieniem na ustach podniosła słuchawkę.
- Zołzo, kurwa, gdzie jesteś?
- W drodze.
- Kurwa! Miałaś powiedzieć, kiedy wyjeżdżasz.
- Spokojnie, nie krzycz.
Takeshi westchnął. Kida aż czuła, jak przewraca on oczami po drugiej stronie ekranu.
- I co ja mam z tobą zrobić? Znowu gdzieś znikasz, nie wiadomo co dalej i... Masz chociaż jakiś plan?
- Tak - skłamała.
- Nie chrzań.
- Zamieszkam u ojca. Wszystko już ustalone - kolejne kłamstwo. Spływały jej one z języka wyjątkowo łatwo tej nocy.
- I jesteś tego pewna?
- Mhm.
- I co ja mam z tobą zrobić? Takahashi do mnie dzwonił.
- Cholera!
Kida zahamowała gwałtownie. Właściwie nie miała pojęcia, czy to słowa przyjaciela, czy może czerwone światło skłoniło ją do tak drastycznego ruchu. Ktoś zza niej zatrąbił. Z ust dziewczyny wytoczyła się siarczysta wiązanka. Dała sobie chwilę na oddech.
- Co mu powiedziałeś? Bo nie powiedziałeś, prawda...?
- Spokojnie, Zołzo. Powiedziałem tyle, że jesteś bezpieczna.
- I tyle dobrze. Zdrzemnij się, stary. Słyszę, że jesteś zmęczony.
Westchnął jeszcze raz.
- Bo próbuję się dodzwonić do ciebie od dwóch godzin, zamiast spać. A jutro do roboty.
- Przepraszam no - nie umiała zrozumieć irytacji przyjaciela. Przecież była już dorosła.
- Więcej tak nie rób.
- Dobrze, mamo - dziewczyna bardzo chciała się wyszczerzyć, lecz nie była w stanie. Była już zmęczona. Za bardzo zmęczona jak na jazdę samochodem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - wypluła z siebie resztki energii do życia. - Ale idź już spać.
- Niech ci będzie. Baw się dobrze w stolicy.
- Dobrej nocy, stary.
- Nocki, Zołzo.
CZYTASZ
Zbieg Okoliczności |Initial D
FanfictionOn. Najwyższej klasy ścigant, badboy z bogatego domu. Ona. Mechanik, nałogowy palacz. Chociaż dorośli, to wciąż nie spełniają wymagań stawianych im przez rodziny. Czy to już przeznaczenie, czy tylko zbieg okoliczności?