54. Epizod Tokijski

69 13 6
                                    

Zaczynało świtać. Autostrada do Tokio ciągnęła się w nieskończoność. Kida westchnęła ciężko, próbując na miarę swoich możliwości rozprostować zdrętwiałe nogi. Musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie prowadziła przez tak długi okres czasu.

Zadzwonił telefon. To już... szesnasty? raz w ciągu godziny. Rzuciła okiem na wyświetlacz leżącej na fotelu pasażera komórki. Takeshi. Znowu.

Tak, miała wyrzuty. Tak, było jej głupio, że dosłownie z minuty na minutę postanowiła wyjechać. Tak, powinna była im powiedzieć. Takeshiemu, Urumi, matce, Shingo i Rice. A teraz już było za późno by się cofnąć, a zbyt wcześnie, by się poddać. Decyzja została podjęta. Alea iacta est.

Dzwonek ucichł.

- W końcu - mruknęła do siebie.

Z oddali błysnęły miasta stolicy. Miasto wcześniej oglądała jedynie na pocztówkach wysyłanych jej przez tatę, i musiała przyznać, na żywo wywierało ogromne wrażenie. Wyłaniające się zza chmur wieżowce, kolorowe światła i zwiększający się na drodze tłok. Mimo zmęczenia, pozwoliła sobie na uśmiech.

Znów telefon.

Z westchnieniem na ustach podniosła słuchawkę.

- Zołzo, kurwa, gdzie jesteś?

- W drodze.

- Kurwa! Miałaś powiedzieć, kiedy wyjeżdżasz.

- Spokojnie, nie krzycz.

Takeshi westchnął. Kida aż czuła, jak przewraca on oczami po drugiej stronie ekranu.

- I co ja mam z tobą zrobić? Znowu gdzieś znikasz, nie wiadomo co dalej i... Masz chociaż jakiś plan?

- Tak - skłamała.

- Nie chrzań.

- Zamieszkam u ojca. Wszystko już ustalone - kolejne kłamstwo. Spływały jej one z języka wyjątkowo łatwo tej nocy.

- I jesteś tego pewna?

- Mhm.

- I co ja mam z tobą zrobić? Takahashi do mnie dzwonił.

- Cholera!

Kida zahamowała gwałtownie. Właściwie nie miała pojęcia, czy to słowa przyjaciela, czy może czerwone światło skłoniło ją do tak drastycznego ruchu. Ktoś zza niej zatrąbił. Z ust dziewczyny wytoczyła się siarczysta wiązanka. Dała sobie chwilę na oddech.

- Co mu powiedziałeś? Bo nie powiedziałeś, prawda...?

- Spokojnie, Zołzo. Powiedziałem tyle, że jesteś bezpieczna.

- I tyle dobrze. Zdrzemnij się, stary. Słyszę, że jesteś zmęczony.

Westchnął jeszcze raz.

- Bo próbuję się dodzwonić do ciebie od dwóch godzin, zamiast spać. A jutro do roboty.

- Przepraszam no - nie umiała zrozumieć irytacji przyjaciela. Przecież była już dorosła.

- Więcej tak nie rób.

- Dobrze, mamo - dziewczyna bardzo chciała się wyszczerzyć, lecz nie była w stanie. Była już zmęczona. Za bardzo zmęczona jak na jazdę samochodem.

- Obiecujesz?

- Obiecuję - wypluła z siebie resztki energii do życia. - Ale idź już spać.

- Niech ci będzie. Baw się dobrze w stolicy.

- Dobrej nocy, stary.

- Nocki, Zołzo.

Zbieg Okoliczności   |Initial DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz