Śnieg za oknem, mała świecąca choinka w kącie ciemnego mieszkania i stosy pyszności na blacie ciasnej kuchni. Kida wylizywała miskę wykorzystaną do przyrządzenia musu czekoladowego, patrząc jak jej przyjaciel starannie przyozdabia lukrem ciasto. Kto by pomyślał, że Shoji Shingo głęboko w sercu jest wyjątkowo uzdolnionym kucharzem? Prawdopodobnie nikt, a fakt ten z całą pewnością stanowiłby fantastyczną pożywkę dla Takeshiego. Głównie z tej przyczyny świąteczne spotkania Kidy i Shingo owiane były taką tajemnicą. Właściwie był jeszcze jeden powód - po kolacji siadali za kółko, by uczyć szatynkę driftu. Czego by nie powiedzieć, szło jej źle. Bardzo źle. Ale aż szkoda było nie skorzystać z opustoszałych ulic pokrytych śniegiem, który znacznie ułatwiał ustawienie samochodu bokiem.
- Wyjdź za mnie - wymamrotała dziewczyna, odstawiając miskę na blat. Jeszcze raz oblizała palce. Ani kropla czekoladowego przysmaku nie miała prawa się tu zmarnować - Może i szybko się pozabijamy, ale do śmierci będę jeść najlepsze jedzenie na świecie.
- Urumi nie będzie zachwycona tym pomysłem.
Kida prychnęła na słowa jej przyjaciela. Czyli między nim a jej przyjaciółką to nie był żart, jak spora część związków blondynki.
- Oj no - udała zasmuconą.
Shingo posłał jej pełne politowania spojrzenie. Pokręcił lekko głową i gestem zasugerował, że potrzebna jest mu pomoc w przeniesieniu wszystkich potraw na mały stolik, stojący w salonie. Dziewczyna skwapliwie przystąpiła do przenoszenia naczyń. Z trudem się powstrzymywała, by nie podjadać bakalii, którymi zostały fantazyjnie przyozdobione półmiski.
Nim zasiedli do posiłku, szatynka zrzuciła z kanapy jej piżamę i poduszkę, oraz zebrała resztę klamotów związanych z jej kilkudniowym życiem na sofie kumpla. W końcu oznajmiła, że wszystko jest już gotowe. Zasiedli do stołu. Jedli w milczeniu przełamanym tylko przez ciche piosenki świąteczne, grające ze starego magnetofonu stojącego na parapecie. I tak melodia zacinała się co parę minut. Było dokładnie tak samo, jak kiedy mając szesnaście lat ustanowili tę tradycję bożonarodzeniowych spotkań.
- Nie wstanę - Kida zaśmiała się, w końcu odsuwając od siebie talerz po prawdopodobnie już trzecim deserze.
- Musisz jeszcze się sturlać na dół i odpalić samochód - Shingo uśmiechnął się, jakby rzucał jej jakieś wyzwanie. Przewróciła oczami, bardzo nie chcąc podnosić się z kanapy.
- Pięć minut.
- Minuta.
- Niech ci będzie.
Szatynka rzuciła okiem na zegarek, wyciągnęła z torebki paczkę opakowaną papierem w choinki i rzuciła ją przyjacielowi. Złapał ją i od razu zabrał się za odwiązywanie kokardy.
- Wesołych świąt.
- Taśma klejąca?
- Pięć opakowań - wyszczerzyła się bezczelnie. - Wiem jak szybko u ciebie schodzi - Kida puściła przyjacielowi oczko. Uśmiechnął się szczerze w odpowiedzi i podziękował.
- Twój prezent czeka w bagażniku.
Dziewczyna rozpromieniła się od razu.
- Niech zgadnę, porwałeś młodszego Takahashiego i przetrzymujesz związanego w bagażniku, bym mogła z pełną satysfakcją wrzucić go do rzeki?
Shingo zamrugał kilkukrotnie, w szoku przypatrując się przyjaciółce. Musiał przyznać, złapała go z zaskoczenia.
- Na to nie wpadłem, ale na przyszły rok mogę się bardziej postarać.
- No szkoda - udała smutną. Wzruszyła ramionami i już po chwili wróciła do neutralnego wyrazu twarzy.
- Za to mam całkiem spory zapas soku z cytrusów, więc może jakoś zrekompensuje ci to brak szansy na dokonanie mordu.
- Będzie musiało wystarczyć - zaśmiała się cicho, podnosząc z kanapy. - Idziemy?
- Aż się dziwię, że twoja ciotka nie użyła soku, by cię porwać. To by było tak z dziesięć razy prostsze niż ta cała akcja z mieszkaniem.
Nawet ostre spojrzenie Kidy nie spędziło złośliwego uśmiechu z twarzy Shingo. Narzucili na siebie bluzy, ubrali buty i wyszli z małego mieszkania. Na parkingu czekały na nich dwie Hondy, obie lekko przyprószone świeżym śniegiem. Nie tracąc więcej czasu, sprzątnęli biel z szyb. Po szybkich oględzinach zawartości bagażnika czerwonego EG6, zasiedli za kierownicami samochodów i ruszyli spokojnie ku szczytowi Myogi. Jeszcze nie był czas na ryzykowne przyspieszanie.
Kiedy już wdrapali się na czubek i zrobili kilka dość powolnych rundek próbnych, wysiedli znów, by omówić błędy Kidy. Już po twarzach obu przyjaciół było widać, że nie są usatysfakcjonowani wynikami przejazdów ćwiczebnych.
- Wszystko źle.
Szatynka podniosła ciężki wzrok na przyjaciela. Utrata kontroli nad samochodem trzy razy pod rząd na tym samym zakręcie trudna była do nazwania „czymś dobrym". Ale powolne postępy były denerwujące. Westchnęła zirytowana. Na domiar złego, zadzwonił jej telefon, co wywołało w Kidzie kolejny wybuch irytacji. Tym razem mocniejszy niż poprzedni. Wyjęła z kieszeni bluzy komórkę i odebrała połączenie.
- Cześć mamo, już przecież życzyłam wam wesołych świąt - jej głos wręcz ociekał wściekłością, ale szybko się opanowała.
- W tym roku pamiętałaś. Ale ja dzwonię w innej sprawie.
- Coś się dzieje?
- Chwilę temu był tu taki blondwłosy chłopak, przedstawił się jako twój przyjaciel. Powiedział, że nie wzięłaś płaszcza i musi ci go dowieźć.
- Cholera! - zaklęła dziewczyna. Czy on nie mógł dać spokoju chociaż na kilka dni?! - Ojciec go nie rozszarpał? - zapytała w nadziei.
- Był zajęty. Przekazałam temu chłopakowi, że prawdopodobnie znajdzie cię o tej porze na trasie w dół góry.
- Cholera!
- Przepraszam - kobieta zawahała się na chwilę. - Nie powinnam była?
- Nie, nic się nie stało - wymamrotała szatynka. - Jakoś to ogarnę. Jeszcze raz, wesołych świąt.
Rozłączyła się. Wrzuciła telefon do kieszeni, mając ochotę rozgnieść go w palcach. Czy chwila spokoju od Keisuke, tylko chwila, była zbyt wielkim marzeniem? Czymś nieosiągalnym?
- Będziesz miała okazję zadusić go lub utopić szybciej, niż myślałem.
Złośliwy uśmiech błąkał się po twarzy Shingo, gdy Kida mierzyła go spojrzeniem, które mogło zabijać. Nagle złagodniała. Miała pomysł.
- Z domu rodziców na parking na czubku góry jest może kilkanaście minut jazdy.
- Do czego dążysz?
- Jeśli teraz zrobimy mały wyścig w dół, to będziemy mogli go nieźle nastraszyć.
Popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Tak, to zdecydowanie był bardzo dobry pomysł. Wskoczyli do samochodów, silniki przyjemnie zagrały. Śnieg prysnął spod kół Hondy Shingo, gdy z o wiele większą prędkością niż podczas przejazdów treningowych opuścił prowizoryczną linię startu. Ułamek sekundy później, Kida też przyspieszyła. Jeszcze głośniejszy warkot silników odbił się echem po okolicy. Teraz liczyło się tylko to, kto pierwszy dojedzie na dół.

CZYTASZ
Zbieg Okoliczności |Initial D
FanficOn. Najwyższej klasy ścigant, badboy z bogatego domu. Ona. Mechanik, nałogowy palacz. Chociaż dorośli, to wciąż nie spełniają wymagań stawianych im przez rodziny. Czy to już przeznaczenie, czy tylko zbieg okoliczności?