Po całym dniu pracy Kida ledwo trzymała się na nogach. Żyła tylko dlatego, że w każdej wolnej chwili pożywiała się sokiem z cytrusów. Działał lepiej niż potrójne espresso. Oraz smakował tak przynajmniej z dziesięć razy lepiej. Dziesięciogodzinna zmiana wyczerpała ją doszczętnie. Mimo ratowania się napojem i papierosami. Ale nawet po najgorszym dniu przychodził koniec obowiązków zawodowych.
Było już w pół do dziewiętnastej, kiedy to z Urumi opuściły hotel. Stanęły na przystanku autobusowym, gdzie blondynka czekała na transport do domu. Nie zrobiła jeszcze prawa jazdy, więc zmuszona była poruszać się transportem publicznym. A w Hondzie Kidy nie było miejsca na pasażera. Jego siedzenie zajmowała walizka z najpotrzebniejszymi rzeczami.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, Urumi. Następne pięć nocy w aucie nie uśmiecha mi się wcale, ale chyba nie mam wyboru. Do domu nie wrócę tylko dlatego, że mi niewygodnie.
- Rodzice się o ciebie martwią. Dzwonili do mnie już z jedenaście razy.
- Zablokuj ich numery - szatynka wzruszyła ramionami.
- Zołza z ciebie.
Kida wyszczerzyła się bezczelnie.
- Będę już iść - Urumi rzuciła wsiadając do autobusu.
- Do jutra! - dziewczyna pomachała przyjaciółce na do widzenia i wróciła na parking.
Następną godzinę spędziła na wydzwanianiu do agencji nieruchomości. Nigdzie nie było nic w jej zakresie cenowym. Klnąc pod nosem doszła do wniosku, że to będzie kolejna noc spędzona w samochodzie. A pogoda nie zapowiadała się na spokojną. Właściwie, to na niebie zbierały się ciężkie, ciemne chmury. Gotowe w każdej chwili spuścić na ziemię deszcz.
Dochodziła dwudziesta, kiedy Kida zasiadła za kierownicą i skierowała się do zajezdni, gdzie zatrzymała się na poprzednią noc. Nie było nic lepszego. W końcu nie będzie spać w hotelu, w którym sama pracuje. To by było poniżej jej godności. I powyżej jej budżetu. Westchnęła cicho opuszczając parking. Łyknęła soku, włączyła radio i w pół godziny trafiła na miejsce.
Przegapiła ten moment, kiedy wiatr się wzmógł. Otaczające parking drzewa przechylały się niebezpiecznie, a chmury tylko ciemniały. Nawet sygnał radiowy był przerywany. Wyłączyła muzykę, by nie czuć się jak w horrorze. Niewiele to dało. Kida zwinęła się na fotelu i przykryła kocem. Liczyła na to, że jakimś cudem jednak zaśnie. Niepokój jednak nie pozwalał jej uspokoić bicia serca. Minęła godzina, może dwie, a wiatr wciąż wył rwąc przy okazji liście z drzew. Zgłodniała mocno od tego całego strachu. Wykończył ją jeszcze bardziej.
Zerknęła na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Pogoda się nie uspokoiła, wręcz przeciwnie - rozpadało się do reszty. Kida zaklęła. W takich warunkach nie dało się spać. A to oznaczało tylko jedno. Konieczność skorzystania z oferty Keisuke. Zaklęła jeszcze głośniej. Mimo wszystko, wyplatała się z koca i odpaliła silnik.
- Kierunek Akagi - wymamrotała z obrzydzeniem w głosie.
Kiedy tam dojechała, było już bliżej pierwszej niż północy. Wciąż się wahając, zaparkowała na chodniku pod willą Takahashich. Co teraz? Przecież głupio było zapukać do drzwi o takiej porze. Pewnie wszyscy spali. Wzięła głęboki oddech i wysiadła z samochodu. Wysiadła to dużo powiedziane. Uchyliła drzwi, wystawiła nogę i już po chwili ją cofnęła. Siedząc w aucie z wciąż działającymi wycieraczkami nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak mocno pada.
- Liczyłem na to, że przyjedziesz trochę wcześniej - kątem oka wyłapała ruch.
Oparty o płot stał z założonymi rękami Keisuke. Cały mokry, włosy opadły mu na twarz, ciuchy przykleiły się do męskiej sylwetki.
- Będziesz tak siedzieć w środku?
Kida wygrzebała z odmętów torby małą parasolkę i wysiadła.
- Nareszcie - oderwał się plecami od ogrodzenia.
Dziewczyna wyjęła z samochodu walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Ruszyła za chłopakiem w kierunku jego domu. Parasolka jakkolwiek chroniła ją od deszczu przez tę krótką drogę. Nie zmokła prawie wcale. Mimo tego, ucieszyła się, gdy tylko znalazła się w ciepłym wnętrzu. Ciepłym i przytulnym.
- Na górze, na końcu korytarza czeka gotowy pokój. Zaraz naprzeciw niego jest łazienka. Są do twojej dyspozycji - chociaż ten obojętny głos chłopaka działał jej na nerwy, podziękowała całkiem szczerze. - Herbaty?
- Nie, dzięki.
Kida powędrowała na piętro. Nawet odnalazła wskazany pokój. Położyła walizkę na dywanie i usiadła na łóżku. Westchnęła cicho. Do czego doszło? Aby ukryć się przed własną rodziną, zgodziła się zamieszkać w domu chłopaka, którego nawet nie lubiła. Z dnia na dzień musiała rzucić wszystko, by uciec od umowy między jej rodzicami, a jej wujostwem. Zaczęła lekko drżeć. Nie wiedziała nawet, kiedy z jej oczu pociekły łzy. Zorientowała się dopiero w momencie, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Przyniosłem herbaty.
Podniosła wzrok na stojącego w drzwiach blondyna. Zdążył się już przebrać w piżamę i teraz trzymając dwa kubki pełne parującej cieczy zawiesił na niej ciężkie spojrzenie ciemnych oczu.
- Nie trzeba było.
- Już prawie zapomniałem, że ty nie stałaś trzech godzin na deszczu - powiedział niemalże z wyrzutem. Wręczył jej ciepłe naczynie.
- Żel do włosów się wypłukał? - rzuciła ironicznie. Szybko starła z twarz ślady płaczu.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Domyśliła się, że ta rozmowa raczej nie miała dotyczyć jego fryzury. Z niebywałym trudem wyjaśniała sytuację przyjaciółce, właściwie nawet nie wchodziła wtedy w szczegóły. Tym bardziej nie miała ochoty na wyjaśnianie wszystkiego Keisuke.
- Życie mi się wali, ale daje radę - posłała mu promienny uśmiech.
Parsknął suchym śmiechem. Przeczesał dłonią wciąż mokre włosy i westchnął ciężko.
- Jesteś kurewsko uparta.
- Jedna z moich rozlicznych zalet - wyszczerzyła się bezczelnie.
Pokręcił głową rozbawiony.
- Jeśli będziesz chciała to wyjaśnić, przyjdź.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Dziewczyna szybko położyła się spać. Sen też przyszedł szybko. Łóżko było bardzo wygodne, a ona była bardzo zmęczona. Właściwie wyczerpana. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wstała wcześnie. Kilka minut po szóstej już podnosiła się z posłania. Wzięła szybki prysznic, przebrała, pamiętając, że szpilki to bardzo zły pomysł, umalowała i zeszła do kuchni.
- Kida?
- Dzień dobry, Ryosuke - kiwnęła ciemnowłosemu chłopakowi na powitanie.
- Kawy? Śniadania?
- Nie, dzięki - speszyła się lekko. - Spieszę się do hotelu.
- Jasne. Keisuke prosił, bym przekazał ci klucze - podał jej przedmiot.
- Dziękuję. Miłego dnia - rzuciła szybko, wychodząc z kuchni.
Czuła się źle. Niezręcznie. Sytuacja była beznadziejna. Utknęła w domu Takahashich, by ukrywać się przed własną rodziną. Wsiadając do Hondy puściła głośno radio, by zagłuszyło jej wyrzuty sumienia. Nie powinna była traktować w ten sposób matki i ojca.
CZYTASZ
Zbieg Okoliczności |Initial D
FanficOn. Najwyższej klasy ścigant, badboy z bogatego domu. Ona. Mechanik, nałogowy palacz. Chociaż dorośli, to wciąż nie spełniają wymagań stawianych im przez rodziny. Czy to już przeznaczenie, czy tylko zbieg okoliczności?